Jak naprawdę wyglądało spotkanie Joe Bidena i Wladimira Putina, i jakie kwestie poruszono, dziś już wiadomo. Oto, jakie rady dla przywódców wystosował Doug Bandow na łamach „The American Conservative” kilka tygodni wcześniej.
Muszą się spotykać!
Po co zawracać sobie głowę spotkaniem tych obu przywódców? Odpowiedź wydaje się oczywista. „Najważniejsza jest regularna i otwarta komunikacja między dobrze uzbrojonymi i wrogimi antagonistami. Stosunki między dwoma największymi mocarstwami nuklearnymi świata pogorszyły się do poziomu z czasów zimnej wojny. Wyobraź sobie, że Moskwa i Waszyngton nie mają zarówno oficjalnych, jak i nieoficjalnych kanałów do przezwyciężenia kryzysu kubańskiego. Skutkiem mogłaby być katastrofa” – pisze autor.
O czym więc powinni porozmawiać dwaj przywódcy? – pyta dalej autor artykułu. I przypomina, że rok wcześniej Biden, kandydując na urząd prezydenta, obiecał, że „będzie bronił naszych demokratycznych wartości i przeciwstawić się autokratom takim jak Putin”. Takie stanowisko było zresztą udziałem większości prezydentów, jednak nijak ma się do rzeczywistej polityki USA. Chociaż reżim rosyjski zawsze był autorytarny i skorumpowany, to nigdy nie zniechęciło to administracji Stanów Zjednoczonych do rozmów. Co więcej, USA współpracowało i z innymi reżimami. Wystarczy wspomnieć tylko wsparcie Ameryki dla podobnych lub nawet gorszych systemów w Korei Południowej, Tajwanie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Chinach, Arabii Saudyjskiej, Egipcie, Iranie i nie tylko. Tym bardziej więc, oburzenie Waszyngtonu związane z postawą Moskwy wydaje się raczej wyreżyserowane niż prawdziwe.
Rosja jest zbyt demonizowana
Rosja Putina nie jest zła i groźna w jakiś nadzwyczajny sposób. Pozostaje potężnym, ale raczej regionalnym mocarstwem. Ma dość skromne ambicje geopolityczne. Także jej możliwości są przeceniane i demonizowane. Wszelkie działania powiązane z zamachami poza granicami Rosji kończyły się katastrofalnie dla niej samej, jeśli chodzi o skutki dyplomatyczne. Usiłowanie pozbycia się Aleksieja Nawalnego co najwyżej może budzić politowanie.
Podwładni Putina często są groźniejsi dla Moskwy niż jakiegokolwiek innego państwa. „Jak pokazuje historia, większość dyktatur nie ulega swoim przeciwnikom, ale upada pod ciężarem własnych błędów i wygląda na to, że Putin nie będzie wyjątkiem” – skonstatował Władimir Kara-Murza, jeden z rosyjskich działaczy na rzecz demokracji.
Zanim dojdzie do następnego spotkania na szczycie, każda strona powinna ocenić swoje priorytety i cele. A co w tym przypadku pozwoli na uzyskanie jakiegoś konsensusu? Rząd Putina ma rekordowe doświadczenie we władaniu państwem. Biden natomiast, choć przez ostatnie pół wieku wiele mówił o Rosji, dopiero teraz zajął najwyższy urząd w USA. Według Reutersa dla rosyjskich urzędników szczyt był ważny, bo musieli zorientować się w stanowisku Bidena, zwłaszcza że sygnały, które docierały do nich ze strony amerykańskiej administracji, były niejasne. Po stronie Waszyngtonu pozostaje pokazanie Moskwie, że kontakt jest pożądany a współpraca możliwa.
Warto poruszyć szereg kwestii
„Oba rządy powinny zacząć od poszukiwania sposobu na zatrzymanie stałego zmniejszania się liczby dyplomatów w ich krajach” – radzi autor artykułu. Przez dłuższy okres, powszechne było częste wydalanie dyplomatów przeciwnego państwa. „Z biegiem czasu proces ten wyniszczył ambasady i konsulaty obu stron. Taka wzajemna kara była emocjonalnie satysfakcjonująca, ale dyplomatycznie głupia” – czytamy na łamach „The American Conservative”. Dyplomaci są niezwykle istotni, bo na miejscu mogą monitorować wydarzenia i politykę, odpowiednio reagować, kontaktować się z mieszkańcami i przedstawiać politykę swoich rządów.
Podczas spotkania powinien zostać poruszony też temat eksterytorialności. Ważna jest również „kwestia ingerencji w wybory, która dotyczy obu stron, ponieważ Waszyngton, pomimo swoich świętoszkowatych proklamacji, rutynowo miesza się do zagranicznych rozgrywek, w tym w Rosji” – pisze autor. Kolejną istotną sprawą, wymagającą dyskusji, są cyberoperacje. Oba rządy powinny spróbować wyznaczyć granice dla takich działań. Nie do przyjęcia są też ostentacyjne rosyjskie ataki na dysydentów. Przeprowadzane głównie w Europie, wywołały już kilka międzynarodowych awantur. USA muszą wytłumaczyć drugiej stronie, że ograniczenie tego typu działań z ich strony poprawiłoby stosunki dwustronne.
Zrównoważony i realistyczny dialog powinien też dotyczyć kwestii praw człowieka. I to bez tonu hipokryzji i świętości, cechującego lata rządów Trumpa. Bo trzeba zdać sobie sprawę, że Ameryka ma bardzo ograniczone możliwości wpływania na wewnętrzną politykę rosyjską. „Im bardziej wzdychają i sapią nadęci prezydenci na Kapitolu, tym mniej prawdopodobne jest, że Moskwa pójdzie na ustępstwa” – przestrzega autor.
Skuteczniej jest dyskutować niż karać
Nie tylko przecież Władimira Putina można nazwać zabójcą. Saudyjski książę Mohammed bin Salman też jest odpowiedzialny za to, że w konsulacie saudyjskim w Stambule pokrojono krytykującego go dziennikarza. Trudno też nie wspomnieć egipskiego prezydenta Abdela Fattaha al-Sisi. To on wkrótce po przejęciu władzy nakazał masowe rozstrzeliwanie protestujących. Sposób rządzenia w Arabii Saudyjskiej i Egipcie jest znacznie bardziej brutalny i niedemokratyczny niż w Rosji. Także Chińska Partia Komunistyczna zmierza w kierunku totalitaryzmu.
Dla każdego z reżimów utrzymanie władzy jest priorytetem. Nie można więc liczyć na to, że opozycja w Rosji się wzmocni, jeśli będzie się stosować, wobec tego kraju sankcje. Wyraźnie pokazuje to amerykańskie doświadczenie. Podjęte działania nie miały nigdy wyraźnego wpływu na praktyki polityczne w żadnym z państw objętych sankcjami – ani w Chinach, Syrii, Iranie, Kubie czy Wenezueli.
Za to pozytywny skutek mogą przynieść rozmowy dotyczące bardziej szczegółowych kwestii — np. prześladowań Świadków Jehowy w Rosji. „Przypadki Amerykanów, którzy pozornie stoją w obliczu zarzutów odwetowych, takich jak Paul Whelan, skazany na podstawie wątpliwych zarzutów o szpiegostwo, mogłyby być omawiane w mniej wrogim środowisku. Zamiast wysuwać żądania uwolnienia Nawalnego, które nie będą honorowane, presja na lepsze warunki więzienne i opiekę zdrowotną może być skuteczniejsza” – radzi autor.
Warto poruszyć wspólne problemy
Są kwestie dotyczące obu państw, w których współpraca powinna okazać się owocna. To na przykład ataki terrorystyczne, których doświadczył jeden i drugi kraj. Warto wspomnieć, że USA po 11 września otrzymało pomoc ze strony Moskwy. Natomiast zaskakujące jest to, co robiła druga strona. Waszyngton bowiem wspierał lokalną filię Al-Kaidy w Syrii.
Oba kraje chciałyby większej stabilności w Syrii i mniejszej obecności w niej Iranu. Warto byłoby więc w pewnym zakresie połączyć siły i to mimo odmiennego stanowiska w sprawie rządów al-Assada. Ograniczenie nielegalnej amerykańskiej okupacji syryjskich ziem i pól naftowych, gdyby zostało połączone z rosyjską presją na Syrię, mogłoby zmniejszyć jej zależność od Teheranu. Oba rządy powinny przedyskutować możliwą współpracę, aby pomóc Syryjczykom w odbudowie ich narodu i zmusić rząd Damaszku do poszerzenia przestrzeni politycznej dla opozycji.
Tak Moskwa, jak i Waszyngton pragną też stabilności w Afganistanie. Rosjanie zresztą udzielali logistycznego wsparcia w przypadku amerykańskich operacji wojskowych, zanim jeszcze stosunki między krajami znacząco się pogorszyły. Jednak i teraz nie musi być niemożliwe dzielenie się danymi wywiadowczymi i współpraca antyterrorystyczna. Ale kiedy Ameryka wycofa się z Afganistanu, konflikt znów stanie się problemem Rosji.
Obaj przywódcy powinni też omówić kwestię bezpieczeństwa w Europie Wschodniej. Muszą przy tym powstrzymać się od rzucania wzajemnych oskarżeń związanych z najnowszą historią. Moskwa ma na sumieniu wiele grzechów, między innymi to, co zrobiła Ukrainie. Stany Zjednoczone jednak też święte nie są – działały przeciwko Rosji i rosyjskim interesom. Robiły to w taki sposób, jakiego żaden rząd amerykański nie zaakceptowałby, gdyby dotyczyło to odwrotnej sytuacji.
Może warto iść na ustępstwa?
Jeśli chodzi o próby porozumienia się, punktem wyjścia powinna stać się dyskusja na temat zamrożenia ekspansji NATO. Moskwa w zamian za to musiałaby przestać popierać ukraińskich separatystów. Powinna też zaakceptować współpracę gospodarczą i polityczną Kijowa z Zachodem. Do Ukrainy należałoby z kolei podporządkowanie się porozumieniu mińskiemu, poprzez zapewnienie większej autonomii zbuntowanemu regionowi Donbasu. Wszystkie strony powinny spuścić z tonu i zacząć działać w kierunku osiągnięcia porozumienia.
„Krym można by pozostawić w kategorii »zgoda-niezgoda«. Prawdopodobieństwo, że Moskwa zwróci Ukrainie terytorium bez porażki w wojnie, jest znikome” – twierdzi autor. Jednak USA i Europa mogłyby nie zaakceptować aneksji i utrzymać sankcje na tamtejsze działania, przy tym normalizując ogólne stosunki. Można by też złożyć Rosji propozycję rozstrzygnięcia statusu Krymu za pomocą międzynarodowo monitorowanego referendum. 2,4 miliona mieszkańców powinno samodzielnie zdecydować, w którym kraju chcą żyć.
Porozumienie jest rzeczą niezwykle istotną
Trudno liczyć na to, by stosunki między oboma państwami zostały naprawione podczas tego spotkania. Jednak obaj przywódcy muszą dążyć do ich poprawy i szukać sposobu na zakończenie tego, co coraz bardziej przypomina mini zimną wojnę.
Jeśli to nie nastąpi, przyszłość nie jawi się kolorowo. Pewne jest, że Rosjanie nie podporządkują się oczekiwaniom USA tylko dlatego, że zostaną na nich nałożone kolejne sankcje. Doprowadziłyby one jedynie do powstania relacji, która jest zarówno niebezpieczna, jak i wroga.
Rosja nie podda się i nie „stuli uszu”, gdy Gruzja i Ukraina dołączą do NATO. Szybciej spowoduje to rosyjską interwencję. Gerard Araud, były ambasador Francji w USA, miał na ten temat swoje zdanie. „Żaden żołnierz niemiecki ani amerykański nie umrze za Kijów, ale żołnierze rosyjscy zginą” – powiedział. „Bezpośrednie zaangażowanie NATO oznaczałoby możliwość wojny z potęgą nuklearną, a Ameryka byłaby jedynym członkiem sojuszu zdolnym do zareagowania w najgorszym przypadku. Taka polityka byłaby prawdziwie szalona, ponieważ USA nie mają żadnych istotnych interesów związanych z tymi narodami wartych wojny. Zwłaszcza tego rodzaju wojny” – przestrzega autor.
Jest nadzieja
Zachód nie jest bez winy. Trzydzieści lat temu Rosja podjęła próbę przejścia od totalitarnego komunizmu do demokratycznego kapitalizmu. Była wtedy bezbronna, a Waszyngton i jego sojusznicy wykorzystali to, przyczyniając się do jej problemów. Teraz Ameryka i Europa płacą cenę swojej arogancji i zaniedbania.
Nie wszystko jednak stracone. Niedawne spotkanie sekretarza stanu Antony’ego Blinkena z ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem odbyło się w bardzo dobrej atmosferze. „Istnieje wiele obszarów, w których nasze interesy przecinają się i nakładają, i wierzymy, że możemy współpracować i rzeczywiście budować na tych interesach” – powiedział wtedy Blinken.
Doug Bandow jest pracownikiem Instytutu Cato. Był specjalnym asystentem prezydenta Ronalda Reagana, jest autorem książki „Zagraniczne szaleństwa: nowe globalne imperium Ameryki”.