fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

10 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Niemcy zdecydowały się już oddać Ukrainę Rosji? „The Spectator” o problemach z sankcjami dla Kremla

Czy gdyby Rosja zaatakowała Ukrainę, Niemcy poparłyby działania Kremla? To pytanie stawiane w powojennej Europie wydaje się absurdalne, ale układy sił szybko się dziś zmieniają. Jeśli spojrzymy na ostatnie wydarzenia, to ewentualne wsparcie Niemiec dla Putina, a przynajmniej ich neutralność w przypadku inwazji na Ukrainę, wcale nie brzmi tak irracjonalnie.

Warto przeczytać

Kryzys na Ukrainie nadal trwa, po rosyjskiej stronie granicy zgromadziło się już 100 tys. żołnierzy. Nic dziwnego, że wszyscy się zastanawiają, co się stanie, kiedy Putin zdecyduje się ruszyć do ataku. Odpowiedź zapewne podzieliłaby Unię Europejską, pokazując jednocześnie, w jakim stopniu jest energetycznie uzależniona od Rosji. Jednocześnie taka sytuacja mogłaby zrujnować pakt transatlantycki i tworzoną przez niego iluzję bezpieczeństwa. Przede wszystkim jednak zmusiłoby to Niemcy do opowiedzenia się po jednej ze stron. Tymczasem urzędnicy w Kijowie sądzą, że Niemcy już wybrały – aktywną współpracę z Rosją. Dowód? Budowa gazociągu Nord Stream 2.

Nord Stream 2 został już zbudowany, ale nie zatwierdzony. Wiadomo, że jest w stanie przetransportować nawet 150 mln litrów sześciennych gazu, który z Rosji każdego dnia płynąć będzie do Niemiec. A ponieważ omija Ukrainę, Rosja nie musi się obawiać o ewentualne przerwanie dostawy na jej terenie. Wydaje się zatem, że nasilenie konfliktu niedługo po ukończeniu budowy gazociągu – liczącego 760 km – wcale nie jest przypadkowe. Niemcy jednak zaprzeczają, by tego typu zależność miała miejsce. W zasadzie zaprzeczają nawet eskalacji napięcia.

Jeśli spojrzymy na niemieckie media, to w większości wyrażają one zdumienie tym, że obcokrajowcy interesują się sprawą gazociągu. Wśród zaniepokojonych dziennikarzy znalazł się jednak Mathieu von Rohr, Szwajcar piszący dla „Der Spiegel”, który – dość łagodnie sprawę ujmując – stwierdził, że rządząca Partia Socjaldemokratyczna (SPD) ma „problem z Rosją”. Wydaje się bowiem, że część członków SPD – w tym były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder – popiera Putina. Na przykład Christine Lambrecht, aktualny minister obrony Niemiec z ramienia SPD, upiera się, że Nord Stream 2 nie jest kwestią polityczną.

Przeczytaj także:
NATO czy Rosja – po której stronie stoją Niemcy?

Atak Rosji na Ukrainę powinien wywołać działania odwetowe – na przykład w formie sankcji gospodarczych. Unia Europejska mogłaby wykluczyć Rosję z międzynarodowego systemu transferu pieniędzy Swift. Ale Friedrich Merz, który kreowany jest na następnego lidera teraz opozycyjnej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU), uważa, że taka sankcja nie powinna być rozważana. Merz uznał, że takie działanie wymierzone w Rosję „mogłoby być bombą atomową dla rynków kapitałowych, a także dla towarów i usług”. Oczywiście Merz nie ma władzy, która umożliwiałaby „pozostawienie Swift nietkniętym”, ale ma ją nowy kanclerz Niemiec – Olaf Scholz – który chyba zgadza się z Merzem pod tym względem. Obie strony zgadzają się na strategię nienadeptywania na rosyjski odcisk.

Także USA nie kwapi się do narzucania sankcji na Rosję. Amerykański Senat odrzucił nawet symboliczne ograniczenia dla Rosji z powodu Nord Stream 2 – uznano, że takie działanie mogłoby pogorszyć relacje z Niemcami. Amerykanie siedzą cicho, a Europejczycy mają na uwadze swoje interesy, więc i od nich ciężko spodziewać się zdecydowanych działań przeciwko Rosji. W takim układzie Putin nie ma szczególnych obaw o stan rosyjskich finansów w przypadku nieakceptowalnego zachowania. Widać, że Zachód – a w szczególności Niemcy – nadal traktuje Ukrainę i Białoruś jako strefy rosyjskich wpływów. Gdyby Putin zdecydował się na inwazję, określono by to zapewne „lokalnym sporem granicznym”, jak już zresztą zrobił pewien niemiecki dyplomata.

Tylko że trzeba się zastanowić, gdzie zatrzyma się Putin, jeśli już zacznie zagrabiać kolejne części Ukrainy. Czy na wschodniej granicy Polski? Na południu mógłby jeszcze zagarnąć Naddniestrze – rosyjskojęzyczną prowincję Mołdawii. W ten sposób Rosja zyskałaby całkowitą kontrolę nad Morzem Czarnym, a także odizolowała kraje bałtyckie od Unii Europejskiej.

Niemcy chowają głowę w piasek i nie chcą mówić, w jaki sposób zamierzają powstrzymać ekspansjonistyczne ambicje Putina. Amerykanie też nie do końca. W zasadzie mówi się o tym, czego nie zamierzają. Prezydent USA Joe Biden zapowiedział, że z pewnością nie rozmieści na Ukrainie amerykańskich wojsk, a Niemcy nie zamierzają wykluczać Rosji z systemu Swift.

Kreml może to odczytywać jako oddanie Ukrainy i Białorusi pod rosyjską strefę wpływów. I wykorzystuje to w pełni. Europa Wschodnia znów pełna jest napięć, bo poza wojskiem gromadzącym się na granicy z Ukrainą możemy zauważyć też znaczną mobilizację sił przy granicy białoruskiej. Niemcy jakby zapomnieli o tym, że w Kaliningradzie Rosjanie przechowują pociski nuklearne średniego zasięgu, które bez problemu dolecą do Berlina – bo zaczęli debatować nad usunięciem się spod amerykańskiego parasola nuklearnego. Czy aż tak bardzo ufają Putinowi?

Obecny porządek polityczny w Europie jest niezwykle kruchy. Rozszerzenie NATO na Europę Wschodnią, za którym poszła też liberalizacja gospodarcza tych krajów, było od początku ryzykowne. W efekcie w krajach tych powstał niestabilny, kumoterski kapitalizm sprzyjający powstawaniu reżimów autorytarnych. Teraz Rosja umocniła swoją europejską pozycję – i to przy zaskakująco słabej gospodarce. Mimo to doskonale wiedziała, jak uzależnić od siebie inne europejskie państwa i zaczyna przechodzić do ofensywy.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »