Na wstępie dr Janusz Grobicki stwierdził, że asumpt do debaty stanowił tweet wicepremiera Jacka Sasina, który odbił się szerokim echem, budząc szereg domysłów, a nawet spekulacji. Tymczasem holistyczna analiza problemu prowadzi do szeregu interesujących wniosków. Stąd na plan pierwszy wybija się zawarte w podtytule pytanie.
Okazało się bowiem, że nieautoryzowane przez Rząd wypowiedzi mogą oddziaływać na złotego, czy szerzej rzecz ujmując na rynek kapitałowy, inflację, a nawet reputację naszego kraju wśród inwestorów. Odrębną kwestię stanowi to, jak przeciętny Kowalski odczuje owe zmiany jako np. interesariusz funduszy emerytalnych? Jako pierwszego do odpowiedzi na owe pytania moderator zaprosił dr. Stanisława Kluzę:
S.K. W zasadzie padły dwa pytania, pierwsze czy ten podatek jest konieczny i drugie, czego nas nauczyła owa zapowiedź, tak w kontekście zachowania rynku, jak i reputacji? Otóż sytuacja nie była precedensowa i w tym sensie powtórzyła wiedzę, jaka posiadaliśmy wcześniej. Otóż indywidualne, by nie powiedzieć przypadkowe wypowiedzi polityków, generują jedynie reakcje emocjonalne. Jeden obszar owych reakcji dotyczy podważenia zaufania do władz, państwa i instytucji a pośrednio do krajowej waluty, rynku, a konkretnie rzecz biorąc tych spółek, gdzie dominuje udział Skarbu Państwa.
Skoro jednak dysponujemy tego rodzaju doświadczeniami, zachodzi pytanie, w jakim stopniu mamy do czynienia z działaniem przypadkowym, a jak dalece było ono intencjonalne? Przypomnijmy, że przywołane wypowiedzi pozostawały w koincydencji czasowej z procesami łączeniowymi, by wymienić fuzję Orlenu i Lotosu, oraz zapowiedzią dotycząca PGNiG.
Z punktu widzenia byłego nadzorcy interpretuję to jako rzucenie pewnego rodzaju informacji cenotwórczej. Odpowiedź na pytanie, czy doszło do próby manipulacji kursowej, pozostaje w gestii nadzoru i jest do zweryfikowania w kontekście ewentualnych istotnych rynkowo transakcji kupna-sprzedaży. Gdyby tego rodzaju hipoteza znalazła potwierdzenie, mielibyśmy do czynienia z przestępstwem.
Dopóki jednak Nadzór Finansowy nie dokona przeglądu dokonywanych w owym czasie transakcji, wstrzymałbym się z daleko idącymi wnioskami.
Zwracając się do Ireneusza Jabłońskiego jako eksperta Centrum Adama Smitha specjalizującego się w problematyce podatkowej, moderator poprosił o odpowiedź na pytanie, jak tego rodzaju zapowiedź ocenić z punktu widzenia tworzenia systemu podatkowego i jego funkcjonowania?
I.J. Trudno założyć, że przywołana zapowiedź mogła być inspirowana przez osoby trzecie celem manipulacji kursem spółek notowanych na giełdzie. To swoista niefrasobliwość, gdy polityk odpowiedzialny za politykę gospodarczą Państwa komunikuje się z nami, odbiorcami owej polityki i rynkiem za pośrednictwem tweetera, a więc medium ograniczającego komunikację do 200 znaków!
Ważne zamiary czy zmiany dotyczące polityki gospodarczej powinny być komunikowane w inny sposób. Druga sprawa to skutki dla rynku. Polityka fiskalna i system podatkowy to te obszary w domenie Państwa, które, jak mówiliśmy wielokrotnie, także w rozmowach z Tobą Januszu, wymagają szczególnej rozwagi i staranności w planowaniu, ogłaszaniu i wprowadzaniu.
Od lat apelujemy, aby ten obszar aktywności Państwa, zwłaszcza w sferze regulacyjnej był stabilny. Zmiany, a zwłaszcza ich zapowiedzi, nie mogą być dyktowane potrzebą chwili. Czyni to bowiem system niestabilnym, a uczestnicy rynku w poczuciu niepewności ulegają pokusie zachowań spekulacyjnych, a więc krótkookresowych, obarczonych dużym marginesem ryzyka. Odbiór uczestników rynku – krajowych i zagranicznych, może być w tym przypadku jednoznacznie negatywny. Oczekiwalibyśmy znacznie większej rozwagi, co do formy i sposobu ogłaszania tego rodzaju komunikatów.
J.G. Jak zatem uczestnicy rynku odebrali, czy też odczuli swoistą groźbę nałożenia tak wysokiego podatku od jak to określono, ponadnormatywnej marży i jak to pojęcie jest w gospodarce kapitalistycznej zdefiniowane?
S.K. Poważni gracze bez zwłoki analizują nie tylko treść komunikatu, ale przeliczają ewentualne skutki takich zapowiedzi. W roku bieżącym i latach następnych. Innymi słowy, włączają do rachunkowości zarządczej możliwe następstwa. Co zaś do formy, to powoduje ona nadmierną nerwowość, co odwodzi firmy od racjonalnych zachowań. Zamiast więc zajmować się tym, czym powinny, wchodzą w tryb i schematy zarządzania kryzysowego. Po co wywoływać sztorm na spokojnym oceanie?
J.G. Nurtuje mnie sprawa owych marż, który to temat pojawił się wraz ze wzrostem cen paliw. Jak to się ma do kapitalizmu, bo skojarzenie z doświadczeniami minionego okresu nasuwa się samo przez się? Pamiętamy podatek od ponadnormatywnych wynagrodzeń, walkę ze spekulacją czy domiary.
I.J. Należy walczyć z takim sposobem myślenia. Jak zauważyłeś, wszystkie wymienione instrumenty wprowadzał we wczesnych latach pięćdziesiątych Hilary Minc. To wówczas zniszczono kupców i rzemieślników oraz właścicieli małych przedsiębiorstw, którzy ostali się po pierwszej fali nacjonalizacji – ówczesną klasę średnią. Domiar funkcjonował przez cały okres PRL-u, kiedy np. kawiarnię „Literacka” obciążano na podstawie obrotów restauracji dworcowej.
Dziwi, że środowisko jednoznacznie krytykujące miniony system skwapliwie sięga po tego rodzaju narzędzia. Ani to mądre; politycznie i wizerunkowo, ani efektywne. Przypomina raczej rozwiązanie z czasów AWS-u zwane ustawą kominową, która spowodowała omijanie regulacji sprawdzającej wynagrodzenia ludzi, którym powierzono znaczny majątek do absurdu. To doświadczenie powinno skłaniać do refleksji i unikania podobnych pomysłów.
Gdyby zapowiedź miała się, co nie daj Boże, zmaterializować, wówczas tak firmy, jak menadżerowie z pewnością znajdą sposoby skutecznego jej ominięcia. Tym samym narazilibyśmy przestrzeń gospodarczą na poszukiwanie rozwiązań nieetycznych. Zatem pozostaje mieć nadzieje, że tego rodzaju pomysły trafią do lamusa.
J.G. Pomimo braku oficjalnego potwierdzenia, tak się zapewne stanie. Tyle że mamy do czynienia z kolejną odsłoną tego problemu. W resorcie klimatu opracowano projekt podatku mającego obciążyć wytwórców energii. Czy swoista kara dla tych, którzy inwestowali w OZE, jest uzasadniona?
S.K. Odpowiedź znowu podzielę na odniesienie do treści i formy. Mamy bowiem próbę odpowiedzi przedstawiciela resortu finansów na wypowiedź wicepremiera odpowiedzialnego za gospodarkę. Pytanie, czy dialog przedstawicieli rządu za pośrednictwem opinii publicznej to właściwe rozwiązanie? Czy mamy do czynienia z autoryzowanym poglądem, czy raczej publicznym dzieleniem się dylematami?
A co do treści. Przerzucanie kosztów na wytwórców zielonej energii, której udział w ogólnym, generującym koszty wolumenie jest nadal znikomy, to nie tylko zmiana reguł gry, ale przekreślenie zadeklarowanego skrócenia dystansu, jaki dzieli nas w zakresie OZE od średniej unijnej. To podważa decyzje inwestorskie, sens partnerstwa publiczno – prywatnego, wreszcie wchodzenie w relacje z Państwem.
To nie tylko kwestia ekologii, czy ekonomii, ale rozproszenia producentów i dostawców, oraz dywersyfikacji źródeł. Zaapelujmy zatem, aby tego rodzaju zapowiedzi poprzedziły rzeczowe analizy i jasne przedstawienie, jak ewentualny model miałby w praktyce funkcjonować. Oficjalny dokument rządowy miałby ten walor, że dawałby szanse merytorycznej oceny. Pytanie na dziś, czy oby po raz kolejny nie wpadamy w pułapkę emocji.
J.G. Czy tego rodzaju głosy pojawiające się w przestrzeni publicznej nie dowodzą braku realnych pomysłów na rozwiązanie nawarstwiających się problemów i przypominają desperackie próby opanowania pożaru?
S.K. Debata ze społeczeństwem i branżami jest potrzebna. Pytanie, czy w tej formie? Rząd ma możliwości zaproszenia ekspertów od energetyki i zaprezentowania możliwych scenariuszy. Tymczasem propozycje pojawiające się w przestrzeni publicznej zaskakują ekspertów, których nikt w tych sprawach nie konsultował.
J.G. Czy pomoc ekspertów ułatwiłaby rozwiązania w sferze rekompensat dla obywateli, samorządów i podmiotów typu szpitale, czy domy opieki, bez szkody dla gospodarki?
I.J. Spróbuję pokrótce odnieść się do każdej z podniesionych przez Panów kwestii. Cytowana metodyka postępowania dowodzi prymatu propagandy nad polityką. Poważna polityka wymaga namysłu, refleksji i konsultacji. To miejsce ekspertów. Druga konstatacja to taka, że obecne technologie nie dają szansy, by OZE zastąpiły energetykę klasyczną. W naszym przypadku oznacza to, w dającej się przewidzieć perspektywie, energetykę opartą na węglu.
Co do rekompensat, podstawowe pytanie dotyczy celu, jakiemu miałyby służyć. Łagodzenie skutku wzrostu cen przez dopływ strumienia pieniądza będzie kontr produktywne, gdyż utrwali ich dalszy wzrost w efekcie inflacji. Co więcej, to politycy określą grupę docelową uprawnioną do skorzystania z tego „dobrodziejstwa”. Tym samym nastąpi pogłębienie tego, co politolodzy definiują jako korupcję polityczną.
Tym samym kontrpropozycja w dłuższej perspektywie wydaje się równie nieszczęśliwa, gdyż nie daje szansy hamowania, a w dłuższym horyzoncie wygaszenia inflacji. Wydaje się, że nadszedł czas by ministrowie odpowiedzialni za gospodarkę i sferę budżetową, usiedli do stołu z ekspertami. Krótkookresowe, zgłaszane ad hoc pomysły przyniosą wyłącznie szkodę państwu i obywatelom, którym miałyby służyć.
J.G. Jak z perspektywy byłego ministra finansów ocenić aktualną komunikację resortu z zapleczem eksperckim?
Nie mam wiedzy pozwalającej formułowanie takich ocen, jako że nie uczestniczę w gremiach eksperckich i nie jestem zapraszany na spotkania. Co zaś do metod walki z inflacją, to przekładanie pieniędzy z umownej kieszeni do drugiej, nie przyniesie założonych efektów. Przeciwnie, jak wspomniano, generuje ryzyko korupcji politycznej. Walczyć z inflacją, to zrozumieć, z czym w realnym wymiarze mamy do czynienia. Ile wynosi, by zaaplikować adekwatne narzędzia z arsenału polityki pieniężnej.
Odwołanie do krajów bałtyckich, z racji wielkości ich gospodarek nie jest trafione, dodatkowo ceny energii i zerowy VAT na część artykułów obniżają o kilka punktów aktualny wskaźnik inflacji, ale nie niwelują jej przyczyn. Wzrost cen energii rodzi pokusę, by przeczekać ten czas, tyle że nie sposób „w nieskończoność” kosztem jednych podatników, premiować innych. Nie leży to ani w interesie społecznym, ani nie zbliża nas do celu inflacyjnego.
J.G. Panów wypowiedzi prowadzą do konkluzji, że powszechny zasięg rekompensat dla obywateli, samorządów i wrażliwych podmiotów to są w istocie rzeczy inflacjogenne. W efekcie nie tylko rośnie inflacja, ale beneficjenci „na koniec dnia” zapłacą jeszcze więcej, bo inflacja jako swoisty podatek nie ominie nikogo! Zwłaszcza boleśnie odczują to osoby mniej zamożne. Czy zatem nie czas, aby to uczciwie powiedzieć?
S.K. Sprawa ma trzy aspekty. Proponowane rozwiązania na krótką metę łagodzą skutki inflacji. Wdrożenie takich mechanizmów generuje dodatkowe koszty, kadrowe i technologiczne. W dłuższym horyzoncie podnosi to koszty walki z inflacją.
I.J. Odwołam się do analogii historycznej. Podobny manewr cenowo – płacowy wprowadził prof. Sadowski. Wiosną 1987 r. próbował łagodzić skutki drożyzny poprzez podnoszenie płacy. W efekcie w roku 1990 zmagaliśmy się z inflacją rzędu 600 proc. Ta lekcja podpowiada, że konieczne jest zaprzestanie kreacji pieniądza przez tzw. rekompensaty i podnoszenie wynagrodzeń w sferach, na które rząd ma bezpośredni wpływ. Podobnie w odniesieniu do płacy minimalnej mającej charakter wskaźnika dla szeregu branż i rynku pracy.
Także ściągnięcie nadmiaru pieniądza w zamian za perspektywę godziwej premii, pozwoliłoby wygenerować środki na inwestycje, co napędza rozwój, koniunkturę i miejsca pracy. W przeciwnym razie czekają nas efekty, jakie wywołał manewr cenowo – płacowy.
Perspektywa roku wyborczego i wynikająca stąd pragmatyka, z pewnością nie ułatwiają zadania. Kalendarz wyborczy nie zwalnia rządzących z powinności wypracowania wespół z ekspertami planu działania na dzień po wyborach. Nie wymagam chyba zbyt wiele od polityków rządzących 40. milionowym krajem, nawet jeśli trąci to pewnego rodzaju naiwnością.
J.G. Wektory polityki, niezależnie od barwy kształtują sondaże, podczas kiedy inflacja jawi się jako tyleż dokuczliwa, co długotrwała. Co zatem powinno zmotywować polityków do zmiany podejścia, jeszcze w tej kadencji?
S.K. Nasz dyskusja ogniskowała się wokół cen energii, inflacji, oraz kto za to zapłaci. Spróbujmy więc odnieść się do roli banku centralnego i RPP w gospodarce. Ostatnie wypowiedzi, niektórych członków Rady stawiają na porządku dziennym pytanie, czy NBP we właściwym czasie wykorzystał instrumenty mitygowania inflacji do akceptowalnego poziomu? Abstrahując od stóp procentowych, warto zastanowić się, co kształtuje reputację banku centralnego?
Poczynając od prognoz, które nie tylko się nie sprawdziły, ale wyglądają wręcz karykaturalnie, skoro przewidywały deflację! Podobnie w odniesieniu do sfery komunikacji i komentowania istotnych decyzji. W obszarze polityki pieniężnej znaczenie ma także umiejętność moderowania debaty, mieszcząca się w sferze miękkich kompetencji zarządczych. Tak by debata miała charakter merytoryczny, bez emocjonalnego dezawuowania odmiennych poglądów.
W naszym przypadku, w każdym z wymienionych obszarów mieliśmy w ostatnich latach do czynienia z deficytem. Tego rodzaju sytuacja miała poprzednio miejsce w latach 80. minionego stulecia, kiedy u progu roku 1987 bank centralny prognozował, że inflacja na poziomie 18 proc. nie stwarza zagrożeń. Co było potem, wiemy aż nadto dobrze!
J.G. Czy skuteczne remedium tkwi w polityce monetarnej, czy może fiskalnej?
I.J. Oba elementy łącznie wraz z polityką gospodarczą, zwłaszcza w odniesieniu do inwestycji, przy założeniu, że zatrzymamy kreację pieniądza. Wrzucanie przez rząd pustego bądź mniej wartościowego pieniądza, bez względu na to jaką drogą – ma wymiar dolewania oliwy do ognia!
Zwiększenie efektywności gospodarki przez redukcje obciążeń w połączeniu z zacieśnianiem polityki monetarnej i stabilizowaniem rozwiązań fiskalnych przyniesie oczekiwany efekt. Terapia szokowa zastosowana w początku lat 90. nie jest ani ekonomiczna, ani społecznie do powtórzenia w dzisiejszych realiach. Niemniej, opracowanie „master planu” wymaga udziału ekspertów, znających się na rzeczy i wolnych od motywacji natury politycznej.
J.G. Pozostaje mieć nadzieje, że nasz apel dotrze do polityków i gremiów decyzyjnych z korzyścią dla nas i dla nich samych. Kwestia debaty dotyczyć powinna także spraw komunikacji, bo jak dowiodła nasza dyskusja, ma ona kluczowe znaczenie dla społecznego odbioru, jak miało to miejsce w odniesieniu do tweeta, stanowiącego inspirację tego panelu. Reakcja giełdy nie pozostawia w tej sprawie wątpliwości. Być może za rok podejmiemy próbę skonfrontowania naszych nadziei z realną rzeczywistością.
Zapis debaty dostępny pod adresem: https://youtu.be/IlCgNtQ_uVo