fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

18.6 C
Warszawa
wtorek, 30 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

O co chodzi z zamieszaniem wokół unijnych funduszy i jaki może być tego efekt?

Warto przeczytać

Z Unii Europejskiej płyną sygnały, że Polska nie dostanie środków nie tylko z Krajowego Planu Odbudowy ale także z regularnego budżetu na lata 2021 – 2027. Mowa o kwocie niemal 76 mld euro czyli po bieżącym kursie 364 mld zł. Łącznie z KPO mówimy o sumie ponad 500 mld zł. To tyle ile wyniosą w 2022 roku wydatki budżetu naszego państwa. Czy zablokowanie tych pieniędzy jest realne i co może oznaczać dla przyszłości Polski w UE?

Odpowiadając na pierwsze pytanie, należy powiedzieć, że tak, jest to realne. Bruksela może nam te fundusze zamrozić. Rzekomą podstawą ma być naruszanie przez Polskę karty praw podstawowych w artykule mówiącym o niezależności sądownictwa. Takie stanowisko prezentuje rzecznik Komisji Europejskiej Stefan De Keersmaecker. Trudno nie brać tych słów poważnie. Wydaje się, że w KE zwycięża forsowana przez Fransa Timmermansa i Vierę Jourową bezwzględna postawa wobec naszego państwa. Krytykowana przez Parlament Europejski za zatwierdzenie polskiego KPO w czerwcu tego roku, Ursula von der Leyen nie ma już zamiaru blokować swoich komisarzy w egzekwowaniu najbardziej radykalnych środków wobec Warszawy.

W tle są oczywiście zbliżające się w Polsce wybory parlamentarne i to, że polskie społeczeństwo jest wyjątkowo prounijne. Innymi słowy; straszenie odebraniem pieniędzy doprowadzić ma do tego, że zmienią się preferencje polityczne wyborców nad Wisłą. W efekcie od władzy odsunięte zostanie Prawo i Sprawiedliwość. PiS, w tym scenariuszu, ma zostać obarczone wyłączną winą za to, że Unia nie chce dać Polsce pieniędzy. Jedynym ratunkiem i sposobem na odzyskanie miliardów euro ma być zatem wygrana opozycji. Ta od dawna deklaruje, że pieniądze z Unii załatwi jak tylko zwycięży w zaplanowanej na przyszły rok elekcji. Zasadniczo zatem o żadną praworządność nie chodzi, chodzi o to aby zmienić rząd pod pretekstem rzekomej troski o „dostęp do niezależnego sądownictwa”. Proste? Tak, to takie proste i zupełnie czytelne jeśli tylko całą sprawę widzi się w szerszym kontekście.

Przeczytaj także:

Ten plan może się jednak nie udać z powodu jakiego ci, którzy go opracowali chyba nie biorą pod uwagę. Cała sprawa jest szyta zbyt grubymi nićmi a reakcja Brukseli wydaje się zupełnie nieproporcjonalna do zarzucanej przewiny. Spór o sądy, które w Polsce nie cieszą się od lat najlepszą opinią, jest dla polskiego społeczeństwa niejasny. Ludzie widzą przecież, że z wymiarem sprawiedliwości jest u nas ewidentnie coś nie tak. Cały konflikt o sądownictwo trwa już od lat i nie miał on praktycznie żadnego wpływu na poparcie dla partii rządzącej. Wielu Polaków zapewne odczuwało nawet ulgę, że ktoś w końcu zabrał się za tę stajnię Augiasza jaką jest wymiar sprawiedliwości. I z tego powodu mamy zostać pozbawieni kilkuset miliardów złotych? I to w sytuacji, w której jesteśmy państwem bezprecedensowo pomagającym napadniętej Ukrainie? To kłóci się z elementarnym poczuciem sprawiedliwości. Ludzie widzą, że coś tutaj ewidentnie nie gra.

Nie wierzę, że Bruksela chciałaby doprowadzić do choćby zagrożenia Polexitem. Co więcej, jestem przekonany, że gdyby okazało się, że Polacy konsolidują się wokół rządu w związku z blokadą funduszy efekt były następujący. Pieniądze w ekspresowym tempie zostałby odblokowane a cała sprawa przeszła z najwyższego politycznego szczebla na poziom technicznym uzgodnień. Środki otrzymalibyśmy na czas z pocałowaniem ręki. Ewentualny spadek nastrojów prounijnych wywołałby zaś w Brukseli panikę. Polska jest zbyt istotna i zbyt potrzebna w Unii takim państwom jak Niemcy żeby ryzykować opuszczenie przez nas tej organizacji.

Na razie Polacy wydają się w tym wszystkim zagubieni. Jeśli jednak zorientują się, że gra idzie o zmianę władzy mogą zachować się przekornie. I tego autorzy scenariusza z blokadą funduszy i zmianą władzy raczej w swoich kalkulacjach nie uwzględnili.  

Kamil Goral

Kamil Goral – analityk makroekonomiczny i publicysta gospodarczy. Ukończył m.in. studia doktoranckie w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, gdzie był stypendystą Rektora tej uczelni. Autor licznych artykułów prasowych i naukowych poświęconych tematyce ekonomicznej i finansowej. Doświadczenie zawodowe zdobywał zarówno w sektorze publicznym, jak i prywatnym. Pracował także na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, gdzie prowadził zajęcia z podstaw ekonomii i zarządzania.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »