Taki jest w najbardziej syntetycznym ujęciu wymiar wspólnych manewrów Izraela i USA na Morzu Śródziemnym. Nie trzeba wielkiej przenikliwości, dla zdefiniowania zagrożeń, jakie dla budowanej z takim mozołem równowagi na Bliskim Wschodzie generuje postawa Iranu i jego dążenia do ekspansji, dodatkowo wzmacniane przez zaostrzające się konflikty wewnętrzne oraz wspieranie rosyjskiej agresji.
Owe tendencje są o tyle groźne, że nie dla wszystkich europejskich polityków, potrzeba zduszenia w zarodku tych dążeń metodami politycznymi, wydaje się oczywista. Przypomina to nieco postawę niemieckiego kanclerza w sprawie dostarczenia czołgów Ukrainie, kiedy to był „za, a nawet przeciw”, a podjęcie ostatecznej decyzji uzależniał od postawy Ameryki.
Dynamika procesów zmierzających do eliminowania nowych obszarów niepewności powoduje, że jesteśmy już tylko krok do otwarcia nowych pól konfrontacji państw w przeważającej mierze demokratycznych z krajami rządzonymi przez opresyjne reżimy. Dlatego w pierwszym rzędzie, tak wiele zależy od jakości przywództwa wolnego świata.
To Iran ma się bać – stwierdził jeden z komentatorów zbliżonych do Białego Domu – na pytanie o cel wspólnych manewrów pod kryptonimem „Juniper Oak 23”. Były to największe z dotychczas wspólnie realizowanych ćwiczeń przez Izrael i USA. Ich scenariusz obejmujący działania na lądzie, morzu i w powietrzu, a także w przestrzeni kosmicznej, poświęcony był przede wszystkim najnowocześniejszym narzędziom wojny elektronicznej.
Zdaniem portalu NBC to wyraźny sygnał, że zaangażowanie USA we wsparcie dla Ukrainy nie wyczerpuje potencjału ekonomicznego Waszyngtonu, a i nie ogranicza zdolności mobilizowania znacznych zasobów obronnych w innych rejonach świata. Tylko w manewrach powietrznych po stronie USA wzięło udział sto samolotów, a wśród nich cztery bombowce strategiczne B-52, cztery myśliwce F-35 oraz 45 myśliwców F/A-18 Hornet. Współdziałały z nimi samoloty Izraela (łącznie 42) oraz sześć jednostek nawodnych, w tym grupa uderzeniowa lotniskowca. W manewrach uczestniczyło 1100 żołnierzy izraelskich i 6400 amerykańskich.
Zrealizowano wiele możliwych scenariuszy. Od uderzenia w cele zagrażające marynarce wojennej, po bombardowanie terytorium Izraela i pojawienie się na jego południowych rubieżach sabotażystów – co zdaniem generała Michaela Kurill’i, szefa Dowództwa Głównego USA – „pozwoli wyciągnąć Iranowi pewne wnioski”. Generał dodał również, że ćwiczenia poprawiające interoperacyjność pomiędzy partnerami, zwiększają zdolność reagowania w sytuacjach kryzysowych.
Jak donosi CNN, niezależnie od zawirowań związanych z wyłonieniem nowego izraelskiego rządu, idea amerykańsko-izraelskiego sojuszu pozostaje niezmienna. W ocenie komentatorów stacji NBC, zakończone w miniony piątek ćwiczenia to wyraźny sygnał dla regionalnych sojuszników na Bliskim Wschodzie, że zaangażowanie USA w tym regionie pozostaje niezmienne. Anonimowy przedstawiciel departamentu obrony w rozmowie z korespondentem NBC podkreślił, że na ów fakt zwrócą uwagę nie tylko Iran, ale także Rosja i Chiny.