Zatrudnieni na Tajwanie pracownicy z zagranicy (z Filipin, Wietnamu, Indonezji oraz z Tajlandii) podnieśli bunt, bo nie tylko nie mają takich samych praw jak miejscowi, ale są szykanowani, zastraszani i „uziemiani” przez zarządzających fabrykami produkującymi półprzewodniki. Jak wszystkim korporacjonistom zależy im tylko na jednym, na maksymalizacji zysku dla swoich udziałowców. Zatrudnieni w tych zakładach imigranci – jak wykazało śledztwo dziennikarskie przeprowadzone przez „The Telegraph” – są traktowani jak współcześni niewolnicy. Poza pracą nie wolno im opuszczać miejsc zakwaterowania. Ogranicza się im wykonywanie zabiegów związanych z higieną osobistą. Są straszeni przez nadzorców fabrycznych, że jeśli umrą z powodu COVID-19, to zostają skremowani bez udziału rodzin, a jeśli tylko zachorują, z ich poborów zostanie za to pobrana opłata i kara.
Wszystko to w imię utrzymania produkcji kluczowych mikroprocesorów, bo ogłoszona pandemia COVID-19 doprowadziła do zerwania łańcuchów dostaw. Tajwan jest jedynym krajem, który jest w stanie „jako tako” nadążyć za ogromnym, globalnym popytem.
Metody zastraszania według źródeł „The Telegraph”
Zagraniczni pracownicy fabryk półprzewodników na Tajwanie są straszeni, że mogą stracić pracę, jeśli zachorują. „Twoja rodzina nawet nie zobaczy twojego ciała” – tak mówią ich nadzorcy. Pracę podejmują ze względu na ubóstwo i brak możliwości zatrudnienia w ich rodzinnych miejscowościach, w macierzystych krajach. Pracują w tajwańskich fabrykach za stosunkowo niskie stawki, by móc wyżywić rodziny, którym wysyłają pieniądze.
„Jeśli umrzesz, twoje ciało zostanie natychmiast skremowane na Tajwanie, twoja rodzina nawet nie będzie mogła zobaczyć twojego ciała, a finanse twoich bliskich zostaną natychmiast zrujnowane” – „The Telegraph” cytuje wypowiedź nadzorcy z jednej z fabryk.
„Jeśli jednak nie umrzesz, będziesz odpowiedzialny za wszystkie koszty izolacji, leczenia siebie i innych osób, które miały z tobą kontakt” – o takim przekazie dla imigranckich pracowników informuje inne źródło.
My nie ograniczamy, to pandemia ogranicza!
Jedną ze specjalizujących się w obwodach drukowanych firm, które w tak drastyczny sposób ograniczają ruchy pracowników, jest Compeq Manufacturing. Wewnętrzna notatka przekazana pracownikom mówi o tym, że będą oni wypuszczani z miejsc swojego zakwaterowania tylko raz dziennie, na maksymalnie 90 minut. Obliguje się ich do tego, by „zawiesili swoje spotkania ze znajomymi spoza Compeqa”.
„Nie rozumiemy, dlaczego mamy takie zasady. To nas frustruje” – powiedział gazecie (anonimowo oczywiście) jeden z pracowników.
Compeq oficjalnie zaprzecza ograniczaniu swobody przemieszczania się pracowników i stwierdza, że zasada 90 minut jest tylko zaleceniem i nie wiąże się z żadnymi karami. Chodzi tylko o przestrzeganie rządowych przepisów dotyczących epidemii koronawirusa.
W innych fabrykach jest podobnie
ASE to największa na świecie firma zajmująca się pakowaniem i testowaniem mikroprocesorów. Również tam, jak twierdzi jeden z jej filipińskich pracowników, nakazano zatrudnionym powrót do miejsca noclegowego w ciągu godziny po zakończonej zmianie, co jest skrupulatnie monitorowane za pomocą kart magnetycznych. Niezastosowanie się do „zalecenia” skutkuje „poważnym przewinieniem” pracowniczym, więc wielu z nich obawia się utraty pracy z tego powodu. Według słów jednej z zatrudnionych kobiet: „zakazano nawet mycia zębów podczas 12-godzinnej zmiany”.
„To tak, jakbyśmy byli w więzieniu. Każdy ruch lub działanie jest kontrolowane przez firmę” – powiedziała ta pracownica ASE.
Zarządzający fabryką twierdzą jednak, że „pracownicy mają swobodę poruszania się, tylko zachęca się ich do przestrzegania zaleceń CDC (czyli Ministerstwa Pracy i Centrum Kontroli Chorób). A te mówią o tym, żeby pozostać w domu czy miejscu noclegowym i unikać niepotrzebnych wycieczek i spotkań grupowych”. Rzecznik firmy twierdzi, że rozumie niepokój zatrudnionych. Podobno zaoferował im także pomoc finansową na zakup środków epidemicznych zgodnych z wytycznymi CDC, które dotyczą wszystkich pracowników. Twierdzi też, że zakaz mycia zębów ze względów higienicznych obowiązuje nie tylko imigranckich pracowników, ale wszystkich pracujących w firmie.
Powodem ma być pandemia
Ograniczenia dotykające pracowników fabryk nie dotyczą jednak wszystkich zakładów na Tajwanie. Swobodę przemieszczania ograniczono z powodu epidemii w całym kraju, ale w związku ze zidentyfikowaniem ognisk epidemii szczególnie w czterech fabrykach w północno-zachodnim Tajwanie. Tam setki wykrytych przypadków infekcji skłoniły lokalne władze do zamknięcia hoteli pracowniczych. Imigranci, pochodzący głównie z Filipin, Wietnamu, Indonezji i Tajlandii, uważają, że nie ma do tego podstaw, tym bardziej że na pracowników miejscowych nie nałożono takich ograniczeń.
„To bardzo frustrujące słyszeć, że my, pracownicy migrujący, doświadczamy dyskryminacji i nierównego traktowania” – mówi jeden z pracowników ASE.
Zdaniem Lennona Wonga, działacza stowarzyszenia Serve the People, środki związane z pandemią pokazały systemową dyskryminację zagranicznych pracowników na Tajwanie.
„Tak naprawdę nie służą one zapobieganiu epidemii, ponieważ nie mają naukowego uzasadnienia. Jak możesz zapobiec wirusowi, jeśli zakażasz się teoretycznie tylko od migrantów? – zastanawia się Wong.
Zgodnie z wewnętrznymi dokumentami SPIL (Siliconware Precision Industries), spółka zależna od ASE, również wykorzystuje system kart magnetycznych do egzekwowania czasu przebywania w akademikach pracowniczych. Jedno z tych zarządzeń mówi: „pozostawanie poza domem, wychodzenie i zebrania są zabronione”. Każdy taki fakt jest odnotowywany przez elektroniczny system. Ostrzega się też pracowników: „jeśli firma poniesie szkodę (stratę) z powodu czynników osobistych, będzie domagać się odszkodowania, a pracownicy zostaną ukarani zgodnie z regulaminem pracy lub specjalnymi karami za epidemię”.
Władze spółki SPIL twierdzą jednak, że postępują zgodnie z zasadami zapobiegania epidemii CDC i „w celu ochrony zdrowia wszystkich pracowników bez względu na narodowość”. Stwierdzono, że „specjalne kary” dotyczą wszystkich zatrudnionych, ale nic o nich więcej nie wiadomo. Robotnikom obiecuje się rekompensatę w postaci premii, dopłat do żywności i dodatkowego ubezpieczenia z powodu epidemii COVID-19.
Podobne zarządzenie dla pracowników wydała firma Cameo Communications z Tajpej. Wzywa się ich do przyjęcia odpowiedzialności finansowej (i potwierdzenia tego własnym podpisem) w przypadku złamania nałożonej przez firmę blokady i norm zachorowania. W dokumencie jest mowa o pociągnięciu pracownika do odpowiedzialności za ewentualne szkody poniesione przez firmę, w tym „na jej wizerunku biznesowym”. Cameo twierdzi jednak, że dokument jest formalnością i nie zamierza domagać się odszkodowania od pracowników, ani uchylać się od własnej odpowiedzialności za zapobieganie epidemii.
„The Telegraph” ma dysponować jednak aż trzema podobnymi dokumentami z trzech innych fabryk, które stawiają podobne żądania jak SPIL i Cameo.
CDC: niektóre fabryki mogą stracić licencję na zatrudnianie
John Eastwood, partner zarządzający w firmie prawniczej Eiger w Tajpej, uważa, że zamknięcia imigrantów w hotelach pracowniczych i kar finansowych „nie można obronić zgodnie z tajwańskim prawem”. Zastosowano bowiem błędne myślenie: pracodawcy powinni stosować zachęty do określonych zachowań, a nie groźby, jeśli chce się zminimalizować narażenie na infekcję COVID-19.
Redakcja gazety poprosiła CDC o komentarz w tej sprawie. CDC odpowiedziało, że migrantom nie zabroniono wychodzenia z domu, a jeśli ktoś ogranicza ich przemieszczanie się, stosując „niewłaściwe środki”, może liczyć się z poniesieniem odpowiedzialności prawnej. Ministerstwo informuje, że pracodawcy, którzy wymagali od personelu podpisania umowy akceptującej kary za infekcję, zostaną pociągnięci do odpowiedzialności i mogą stracić licencję na zatrudnianie zagranicznych pracowników.
W komentarzach niektórych mediów podkreśla się, że imigranci wnoszą duży wkład w gospodarkę Tajwanu, a traktowani są jak nowocześni niewolnicy.
Tajwan jest największym na świecie dostawcą zaawansowanych procesorów niezbędnych do niemal wszystkich urządzeń elektronicznych. Wybuch epidemii COVID-19 wywołał obawy, że zakłócenia pracy w tajwańskich fabrykach mogą pogłębić i tak już duży kryzys w globalnych łańcuchach dostaw. Jak się szybko okazało, reakcja kierownictw czołowych firm tej branży na pandemię wykazała co najmniej wątpliwe praktyki stosowane wobec imigranckich pracowników z Azji Południowo-Wschodniej, co rzutuje na pogorszenie wizerunku tych zakładów.