Wydawało się, że sprawa jest już załatwiona po tym, jak Komitet Delegatów jednogłośnie zatwierdził porozumienie między CVC a LaLiga. Wystarczyła zwykła większość głosów podczas zgromadzenia zaplanowanego na przyszły tydzień. Ale fundusz postawił warunek prezesowi stowarzyszenia pracodawców Javierowi Tebasowi: sfinalizowanie umowy muszą poprzeć wielkie kluby. Nie jest jednak pewne, czy uda się to poparcie zdobyć.
Real Madryt pozostaje skłócony z Tebasem po tym, jak oskarżył go o negocjowanie z innymi klubami wbrew jego interesom związanym z europejską Superligą. Real już pokazał, że jest gotów zablokować operację, choćby na drodze sądowej. Według źródeł „El Economista” pozew jest już przygotowywany i może powstrzymać transakcję.
FC Barcelona nie ma tak jednoznacznego stanowiska, mogłaby znów stanąć po stronie Realu – jak przy Superlidze – ale z drugiej strony mogłaby też skorzystać z zastrzyku kapitału. Wydaje się, że Barca będzie miała tu kluczowy głos, jednak trudno przewidzieć, w którą stronę przechyli szalę.
Od komentarzy powstrzymywał się do tej pory także Athletic Club de Bilbao. Są w najlepszej sytuacji finansowej, ale zdania co do sprzedaży części interesu CVC Capital Partners są podzielone.
Umowa zawarta z LaLiga zakłada, że CVC zasili rozgrywki kwotą w wysokości 2,7 mld euro, z czego 2,43 mld dostaną kluby – także z ligi kobiecej i nieprofesjonalnej – za pośrednictwem Hiszpańskiej Królewskiej Federacji Piłkarskiej. Kluby z kolei zobowiązane są 70 proc. otrzymanej kwoty przeznaczyć na infrastrukturę sportową i rozwój samej ligi, 15 proc. mogą poświęcić na refinansowanie zadłużenia, a pozostałe 15 proc. na transfery. Tebas chce, aby umowa z firmą kapitałową i wniesione przez nią środki sprawiły, by hiszpańska liga futbolu stała się bardziej konkurencyjna, podobnie jak brytyjska Premier League czy niemiecka Bundesliga. Jeśli dojdzie do podpisania umowy, Real Madryt i FC Barcelona dostaną po 260 mln euro.