fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

22.1 C
Warszawa
niedziela, 28 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Dlaczego inflacja tak nas zaskoczyła? Opinia „Market Watch”

Inflacja nie jest kryzysem finansowym – nie jest nawet porównywalnie zła, jeśli wzrostowi cen towarzyszy jednoczesne ożywienie gospodarcze. I kiedy natura kryzysów finansowych sprawia, że są one nieprzewidywalne, to inflację przewidzieć nietrudno – jest to w zasadzie podstawa dla makroekonomicznego modelowania.

Warto przeczytać

„Myślenie, że bodziec o takiej skali nie spowoduje inflacji, wymaga wiary w to, że tak duże dostosowanie było możliwe w ciągu kilku miesięcy albo że polityka fiskalna jest nieskuteczna i nie zwiększa zagregowanego popytu. Oba poglądy są nieprawdopodobne”.

Dlaczego zatem w ubiegłym roku prawie wszyscy niedoszacowali skali inflacji w USA? Kiedy przeprowadzono ankietę obejmującą 36 prognostyków z sektora prywatnego, średnia prognozowana przez nich inflacja z 2021 r. miała wynieść 2,3 proc. (w odniesieniu do indeksu cenowego podstawowych wydatków konsumpcyjnych, który jest też docelowym wskaźnikiem amerykańskiej Rezerwy Federalnej). Szanse na to, że inflacja przekroczy 4 proc., oceniano wspólnie na nie wyższe niż 0,5 proc. – natomiast według wskaźnika PCE sięgnęła ona w końcu 4,5 proc.

Prognozom brakuje pokory

Z podobnym niedoszacowaniem inflacji mieliśmy do czynienia w przypadku Federalnego Komitetu Otwartego Rynku Fed, który ustalał stopy procentowe. Na 18 członków żaden nie prognozował, że w 2021 r. inflacja przekroczy 2,5 proc. Na taką ewentualność wydawały się nieprzygotowane także rynki finansowe, nie zapowiadały tego nawet ceny obligacji. Tak wysokiej inflacji nie przewidział Międzynarodowy Fundusz Walutowy, zaskoczone musiało być Biuro Budżetowe Kongresu, administracja prezydenta Joe Bidena, nawet spora część konserwatywnych ekonomistów ze Stanów.

Błędne szacunki można częściowo wytłumaczyć zajściami, których nie dało się przewidzieć. Przewodniczący Fed Jerome Powell, jak wielu innych, wskazywał, że to wariant Delta koronawirusa zahamował ponowne otwarcie gospodarki, co bardziej napędziło inflację. Tyle tylko, że zarówno Powell, jak i inni analitycy finansowi uważali, że wzrost inflacji wiosną 2021 r. wynikał właśnie ze zbyt szybkiego otwarcia gospodarki, kiedy poziom wyszczepień pozwolił na spadek ilości zachorowań i hospitalizacji.

Oba te uzasadnienia są równie mało prawdopodobne. Pojawienie się nowego wariantu wirusa, tak samo zresztą, jak pandemii w 2020 r., prędzej utrzymało inflację na niższym poziomie, niż mielibyśmy do czynienia w innym przypadku.

Innym nieprzewidywalnym wydarzeniem, jakie – według analityków – miało zakłócić analizy, były problemy w łańcuchach dostaw. Rzeczywiście mieliśmy do czynienia z powstaniem wąskich gardeł na liniach produkcyjnych, jednak ogólna produkcja w odniesieniu do poprzedniego roku, zarówno w USA, jak i na świecie, gwałtownie wzrosła.

W tej sytuacji błędne prognozy wynikały z czegoś innego. Tego mianowicie, że nie traktujemy naszych modeli ekonomicznych wystarczająco poważnie. Zazwyczaj prognozy oparte na trendach uwzględniających zachowania z niedalekiej przeszłości dorównują – lub nawet przewyższają – w swej trafności bardziej wyrafinowanemu modelowaniu. Do wyjątków należy zaliczyć te sytuacje, kiedy dane ekonomiczne wykraczają poza sferę niedawnych doświadczeń. Z takim przypadkiem mamy do czynienia, kiedy na przykład doświadczamy znacznie większego wsparcia fiskalnego dla gospodarki. A takie miało miejsce w Stanach Zjednoczonych w 2021 r. Stany Zjednoczone wprowadziły do gospodarki wsparcie w wysokości 2,5 bln dolarów, co stanowiło jednocześnie 11 proc. produktu krajowego brutto – najwięcej w powojennej historii tego kraju.

Jeśli to wsparcie fiskalne uwzględnić w prostym modelu mnożnika, oznaczałoby to zwiększenie średniej produkcji w trzech ostatnich kwartałach 2021 r. na poziomie od 2 do 5 proc. względem potencjału sprzed wybuchu pandemii. Aby tak duży bodziec nie wpłynął na inflację, gospodarka musiałaby dostosować się do niego w ciągu zaledwie kilku miesięcy, chyba że polityka fiskalna okazałaby się zupełnie nieskuteczna i mimo pompowania funduszy nie zwiększyłaby popytu. Oczywiście oba założenia okazałyby się błędne.

Pojawiły się wszakże czynniki, które faktycznie pozwalały sądzić – na podstawie modeli ekonomicznych – że w 2021 r. zmniejszy się nieco potencjał amerykańskiej gospodarki. Te czynniki to przede wszystkim zwiększenie liczby przedwczesnych zgonów, utrata inwestycji kapitałowych, zmniejszenie imigracji, zmniejszenie zatrudnienia ze względu na liczbę zwolnień będących konsekwencją pandemii, a także koszty najpierw zahartowania, a później szybkiego odbudowywania gospodarki. Jednak te ograniczenia także pozwalały przypuszczać, że inflacja wzrośnie na skutek dodatkowego popytu.

Wreszcie w modele ekonomiczne stosowane przez analityków nie uwzględniły istotnych danych wejściowych albo stosowały błędne interpretacje. Wysokość inflacji i zmianę poziomu zatrudnienia obliczano często na podstawie krzywej Phillipsa. Nie pozwoliło to jednak w pełni uwzględnić wzrostu naturalnej stopy bezrobocia spowodowanej kryzysem wywołanym przez COVID-19.

Samo bezrobocie okazało się zresztą niewystarczającym miernikiem luki gospodarczej. Istotny okazał się bowiem wskaźnik odejść z pracy, a także stosunek liczby bezrobotnych do liczby wolnych miejsc pracy. Lepiej unaoczniają one późniejszą inflację płacową i cenową. Już na początku 2021 r. wskaźniki te były wyraźnie napięte, a wzrosły jeszcze bardziej ubiegłej wiosny.

By móc trafniej oszacować sytuację ekonomiczną w 2021 r. należało zatem zastosować model uwzględniający mnożniki fiskalne do nominalnego PKB. Dzięki temu można było przewidzieć, jaka część bodźca fiskalnego będzie wydana, co pozwoliłoby przewidzieć realny PKB z uwzględnieniem możliwości produkcyjnych amerykańskiej gospodarki. Inflacja opierałaby się na różnicy pomiędzy tymi dwoma czynnikami.

Zobaczylibyśmy wtedy, że za sprawą wspomnianej całkowite wydatki w roku 2021 znacznie wzrosną. Jednocześnie wymienione ograniczenia produkcyjne wyraźnie sugerowały, że nie należy się spodziewać aż tak znacznego wzrostu produkcji. I ta różnica pozwalała przewidzieć wyższą inflację.

Co w takim razie możemy na tej podstawie powiedzieć o inflacji w roku 2022? Nie powinniśmy prognozować przyszłości na podstawie tego, co zaszło w przeszłości. Zamiast tego lepiej poważniej potraktować modele ekonomiczne, to znaczy uwzględnić przede wszystkim wysoki popyt, trwające ograniczenia podaży i kurczenie się rynków pracy przy szybko rosnących płacach i wyższych oczekiwaniach inflacyjnych. Pozwala to przewidywać, że w tym roku niektóre rodzaje inflacji – takie jak ceny towarów – prawdopodobnie spadną, natomiast inne rodzaje inflacji – takie jak ceny usług – pójdą w górę.

Należy jednak spodziewać się kolejnego roku wysokiej inflacji. Jej wysokość może nie dorówna tej z 2021 r., ale najprawdopodobniej w Stanach Zjednoczonych osiągnie poziom między 3 a 4 proc. Doświadczenia z ubiegłego roku uczą nas jednak, że w prognozach powinniśmy uwzględniać przede wszystkim więcej pokory. Przy przewidywaniach należy uwzględniać większy przedział możliwych błędów, a także aktualizować wyliczenia w miarę rozwoju sytuacji ekonomicznej.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »