Rodolfo Hernández, reprezentant głosów antyestablishmentowych zdobywając 28 proc. głosów, pokonał, reprezentującego centroprawicę i prawicę, Fico Gutiérreza. Ten biznesmen, mający poparcie m.in. partii konserwatywnych i liberalnych, będzie walczył z lewicowcem Gustavo Petro o fotel prezydenta w drugiej turze wyborów.
Pierwsza tura odbyła się bez większych incydentów. Kandydatów ucieszył szczególnie fakt, że Registraduría szybko podała wyniki.
Wielcy przegrani i wygrani
77-letni Rodolfo Hernández jest biznesmenem-milionerem. W latach 2016-2019 był burmistrzem Bucaramangi i jest to jedyna funkcja publiczna, jaką dotychczas sprawował. Swoją kampanię opłacił z własnej kieszeni. Co nietypowe, nie uczestniczył w debatach. Stał się natomiast gwiazdą TikToka. Prezentujował bardzo silny dyskurs przeciwko klasie politycznej i korupcji. Uzyskał w wyborach 28 proc. głosów w porównaniu z 24 proc. głosów Gutiérreza. Dzięki tej różnicy 19 czerwca będzie walczyć w drugiej turze wyborów.
62-letni Gustavo Petro, lider Pacto Histórico, skrajnie lewicowego ruchu, liczył na ponad połowę plus jeden głos. Otrzymał jednak znacznie mniej, bo 40,3 proc. głosów. Podobnie było w 2018 r., kiedy Iván Duque pokonał go o dwa miliony głosów.
W ostatniej debacie prezydenckiej Sergio Fajardo wykazał, posługując się danymi liczbowymi opracowanymi przez jego zespół ekonomiczny, że gdyby Petro miał zrealizować to, o czym mówi, musiałby podwoić planowaną reformę podatkową i nawet z niej nie byłby w stanie sfinansować swoich obietnic.
Przeczytaj także:
- Południowy Stożek Ameryki Łacińskiej staje się światową potęgą w wydobyciu litu
- Zwycięstwo neokomunizmu: „Chile czeka kolejna stracona dekada”
- Co może zrobić Kościół w sprawie grobów kanadyjskich Indian?
- Llosa w Akademii Francuskiej – „szpeci wizerunek Francji w Ameryce Łacińskiej”
Fico Gutiérrez związał się z partiami, które się skompromitowały, oraz z rządem Duque, który cieszy się bardzo niską popularnością. Według sondaży z połowy maja zająłby jednak drugie miejsce. Zgubiły go ostatnie trzy tygodnie, kiedy to Hernández zaczął systematycznie zyskiwać zwolenników. Poparli go ci, którzy obawiali się wygranej Petro. Postrzegają go jako jedynego kandydata, który może pokonać przedstawiciela lewicy.
Petro od początku był pewny zwycięstwa w pierwszym etapie. Jednak radość popsuł mu fakt, że nie przekroczył progu, jaki dawały mu sondaże. W przypadku kilku uzyskał nawet kilka punktów mniej. Na dodatek drugim kandydatem na prezydenta została osoba, której jego otoczenie nie chciało widzieć w kolejnej turze wyborów. Zwłaszcza że z dużym prawdopodobieństwem wyborcy, którzy popierali Fico Gutiérreza, chcąc teraz zablokować drogę Petro, będą głosować na Rodolfo Hernándeza.
„Wybory prezydenckie w moim kraju są ostatnim rozdziałem w bitwie o zbiorową wyobraźnię w Ameryce Łacińskiej. Niestety dla nas wszystkich, udało się wygrać radykalnej lewicy” – stwierdził Francisco Santos. Ten były prezydent, następca Álvaro Uribe, obecnie ambasador w Waszyngtonie przy obecnym rządzie Ivána Duque i analityk polityczny, powiedział też: „Fakt, że Pedro Castillo wygrał w Peru, a Gabriel Boric w Chile – by wymienić tylko dwóch – jest wynikiem strategii realizowanej od wielu lat, w której sieci społecznościowe pełnią funkcję wzmacniaczy. Udało im się narzucić narrację, która jest destrukcyjna dla demokracji i władzy, a także dla wolności przedsiębiorczości i prasy. Mówią, że oprócz nich wszyscy urzędnicy są skorumpowani. Mówią, że media są posłuszne tylko komercyjnym i faszystowskim interesom, a służba zdrowia i edukacja służą tylko bogatym, mimo ogromnego postępu, jaki dokonał się w ostatnich dziesięcioleciach”.
Oprócz Gutiérreza największym przegranym tegorocznych wyborów jest Sergio Fajardo. Ten szef tak zwanej Koalicji Nadziei, doktor matematyki, na początku roku był jednym z najpoważniejszych kandydatów. Ostatecznie jednak osiągnął najgorszy wynik w swojej długiej karierze politycznej, poniżej 5 proc. Znacznie niższy od uzyskanego przez niego w 2018 r. Wraz z nim przegrał centryzm, któremu niektórzy wieszczyli zwycięstwo, w związku z tym, że w Kolumbii ludzie są już zmęczeni dominującą w polityce polaryzacją.
Wyścig po prezydenturę trwa
„Od poniedziałku rozpoczyna się ostatnia prosta w wyścigu między kandydatem radykalnej lewicy a samotnym strażnikiem, który nie ma prawie żadnej drużyny i do dyspozycji tylko Ingrid Betancurt, która dołączyła do jego kampanii 15 dni temu i mogłaby objąć tekę w jego rządzie, gdyby wygrał 19 czerwca” – pisze „El Mundo”.
Wynik pierwszej tury spowodował wzrost nieufności wobec organów wyborczych, jakiego nie było nigdy wcześniej. Katherine Miranda, deputowana Partii Zielonych, wyjaśnia tę sytuację: „Polaryzacja, której doświadczamy w Kolumbii, będzie trwała niezależnie od tego, kto wygra wybory. Ktokolwiek przegra, będzie krzyczał o oszustwie, ponieważ to, co się dzieje, jest kryzysem nie tylko demokracji, ale także instytucjonalnym, i to mnie bardzo martwi”.