fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

3.2 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

W brytyjskich miastach biali stanowią mniejszość

Ostatni spis ludności w Wielkiej Brytanii ujawnił, że możemy już mówić o „białej mniejszości” w kilku miastach tego kraju – takich jak Birmingham, Manchester i stołeczny Londyn. Aby wyjaśnić tę zmianę, francuski „Le Figaro” przeprowadził wywiad z Douglasem Murrayem, angielskim konserwatystą i eseistą.

Warto przeczytać

Powszechne spisy ludności pokazują, że przez ostatnie dwie dekady gwałtownie spadł odsetek białych zarówno w Anglii, jak i Wali. Zmniejsza się także procentowy udział chrześcijan w brytyjskiej społeczności – w tej chwili stanowią już mniej niż połowę obywateli, rośnie natomiast odsetek muzułmanów. Czy to historyczna zmiana w Wielkiej Brytanii?

Ta zmiana wpisuje się w wieloletni trend. Na początku lat 90. do Wielkiej Brytanii rocznie przybywało kilkadziesiąt tysięcy emigrantów. Odkąd laburzyści wygrali wybory w 1997 roku, roczna liczba emigrantów zaczęła rosnąć, sięgając setek tysięcy. W 2022 r. było to już rekordowe pół miliona osób. To, że z czasem zmienia się populacja jakiegoś kraju, jest normalne i ma na to wpływ wiele czynników – o czym pisałem w swojej książce „The Strange Suicide of Europe” dziesięć lat temu, po poprzednim tego typu spisie w Wielkiej Brytanii. Ludzie jednak nadal słabo radzą sobie ze zrozumieniem zjawiska migracji – zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i pozostałych rozwiniętych krajach Zachodu. Politycy nie mają siły potrzebnej do egzekwowania prawa, a społeczeństwo przechodzi zmiany i każdy, komu nie podoba się charakter tych zmian, nazywany jest rasistą. Zadziwia mnie jednak, jak daleko zaszły już te zmiany. Mam ważenie, że wpadliśmy w pułapkę.

Czy te zmiany nie wynikają z imperialnej historii Wielkiej Brytanii i jej ciągłej dominacji wśród Wspólnoty Narodów?

To popularny argument w niektórych kręgach. Czasem nawet nawiązują do „Imperium kontratakuje”, jakby ta aluzja do „Star Wars” wystarczała, zamiast prawdziwej dyskusji. Ale historycznie przez tysiąc lat populacja Wielkiej Brytanii była dość jednorodna. Dopiero kiedy kontrola nad emigracją wymknęła się politykom spod kontroli – czy nawet kiedy, niektórzy politycy zaczęli do niej namawiać – już nigdy nie udało się tej jednorodności odzyskać. Stało się to głównie z dwóch powodów: nie doceniono liczby ludzi chcących przybyć do Wielkiej Brytanii i przeceniono ich zdolność do integracji.

Czy razem ze zmianami demograficznymi w Wielkiej Brytanii pojawiają się przewroty kulturowe oraz polityczne?

Tak, migracja ma wpływ na wszystko: rozkład głosów, rozkład społeczeństwa, przyjmowane postawy i podejmowane decyzje. Kilka lat temu z brytyjskiego Ministerstwa Obrony wyciekły pewne informacje, które uświadomiły nam istnienie pewnych kwestii polityki zagranicznej, których Wielka Brytania nie może podejmować. Tak samo jest we Francji. To ze względu na obecną populację kraju.

Wyobraźmy sobie, że na przykład w Pakistanie wybucha rewolucja. To możliwy scenariusz. Jak wtedy miałby zareagować brytyjski rząd? Podobnie jest w kwestiach kulturowych, które są przecież sprawami wewnętrznymi. A mimo to, kiedy niedawno do brytyjskich kin miał wejść film, który podobno bluźnił przeciwko islamowi, muzułmanie w kraju zorganizowali liczne protesty, w efekcie czego film wycofano. Mało tego, brytyjska policja określiła to triumfem pokoju. Tymczasem to przecież kapitulacja wobec ludzi, którzy nie rozumieją wolności słowa, więc może nie pasują do brytyjskiego społeczeństwa i jego wartości.

Przeczytaj także:

Nie można imigrantom przekazać z dna na dzień duszy narodu, do którego się udali. Kiedy ktoś dorasta w danym kraju, ma z nim głęboki związek – zupełnie inny niż ci, którzy dopiero do niego przyjechali. I tego nie da się pominąć. Kiedy więc rośnie odsetek imigrantów, zmienia się kraj, zmieniają jego fundamenty – wartości, cnoty. Dziwi mnie, jak niechętnie ludzie akceptują te fakty. Być może to dlatego, że chcieliby, aby wyglądały one inaczej. Tylko że prawda nie ma charakteru życzeniowego i niektóre rzeczy pozostają prawdziwe, czy nam się podobają, czy nie. W Anglii czy Francji mówi się wiele o integracji – i to w taki sposób, jakby była ona dobrze ugruntowaną nauką. Tymczasem jest najwyżej bardzo niestabilną pseudonauką.

Rishi Sunak, premier Wielkiej Brytanii, który sam pochodzi z Indii i jest hinduistą, powiedział kiedyś: „Oczywiście Wielka Brytania jest zróżnicowanym krajem, to jest coś, co powinno być mile widziane […], obejmuje to również różnorodność religii”. Jednak na Zachodzie są też ludzie, którzy obawiają się, że ich dziedzictwo – kulturowe i polityczne – zanika.

Bo ludzie na Zachodzie powinni troszczyć się o swoje kulturowe i polityczne dziedzictwo. Tak robi przecież cała reszta świata. Wyobraźmy sobie, że analogiczny spis ludności przeprowadzono właśnie w Indiach i otrzymano analogiczne wyniki: że w Delhi, Bangalore Jaipur czy Mumbai Hindusi stanowią mniejszość, to ludność tego kraju na pewno zaczęłaby stawiać istotne pytania. To oczywiście skomplikowana sprawa i w pewnych aspektach otwartość i różnorodność brytyjskiego społeczeństwa, jest pozytywna. Napawa mnie dumą, że brytyjskim premierem może zostać ktoś pochodzący z Indii, ale mam świadomość, że biały mężczyzna z Wielkiej Brytanii raczej nie zająłby takiego stanowiska we współczesnych Indiach.

Tyle że korzyści płynące z różnorodności – o czym często mówię i co często mi się wypomina – nie są nieskończone. W końcu osiąga się punkt, w którym rodzima kultura jest już tak rozcieńczona, że społeczeństwo przestaje być tym, czym było. Albo nawet nie da się rozpoznać jego charakteru. Dla niektórych to powód do zadowolenia – dla mnie nie, ponieważ kocham swój kraj i jego społeczeństwo i to, czym kiedyś było. Opinia publiczna wcale nie chciała takiego obrotu sprawy, powtarzano to przy okazji każdych wyborów.

Gdyby ograniczyć i kontrolować napływ imigrantów, to i tak pozostanie kwesta integracji w wielu zachodnich państwach. Jak jej sprostać?

Imigracja opiera się na trzech fundamentach: szybkości, kulturze i liczebności. Jeśli liczebność i szybkość imigracji będą zbyt wysokie, nie da się jej ujarzmić, politycy w takiej sytuacji odwracają się od problemu, licząc na to, że jakoś zajmą się nim ich następcy. Pozostaje jednak kwestia kultury – a jest ona, bardzo zawiła.

Moim zdaniem lepsza jest imigracja z krajów podobnych kulturowo, nie zaś zupełnie różnych. Ten pogląd jednak jest trudny do utrzymania wobec zalewu lewicowych aktywistów i działaczy deklarujących otwarcie, że bałagan migracyjny im się podoba, bo – słowami jednego z laburzystowskich aparatczyków – „wsadza nos prawicy w różnorodność”. Myślę, że niedługo już zobaczymy, czy ta lewicowa radość jest możliwa do utrzymania, a podejmowane za ich sprawą ryzyko rzeczywiście było warte.

SourceLe Figaro

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »