Słowem, które w XXI wieku zrobiło zawrotną karierę jest „postęp”. Postęp jest dzisiaj synonimem czegoś pozytywnego. Oznacza on zerwanie kajdan przeszłości i wejście w świat wolności. To co było, jest bowiem odrzucane, przeszłość ma wiązać się ze zniewoleniem i uciemiężeniem. Tylko postęp daje wolność. Brzmi w tym oczywiście pomruk heglowskiej dialektyki, w której historia to ciąg triad: teza – antyteza – synteza. Trzeba zatem nieustannie negować zastaną rzeczywistość, w ten sposób idzie się do przodu. Po jakimś czasie także to, co nowe musi zostać poddane negacji.
Wspomniana wolność staje się wyznacznikiem postępu. Im więcej wolności tym postęp pełniejszy. Tyle, że sama wolność przestaje znaczyć to, co kiedyś znaczyła. Zamiast możliwości czynienia tego, co powinno się czynić, wolność zostaje utożsamiona z swobodą autokreacji połączoną z emocjonalnym wzmożeniem. Jestem zatem wolny kiedy mogę się wyrażać tak, jak mam na to ochotę. Przy tym, dla mojej wolności nie ma żadnych przeszkód. Nie stanowi jej z pewnością rzeczywistość. Innymi słowy mogę dokonać samookreślenia, które przeczy np. oczywistym biologicznym faktom. Taka wolność prowadzi rzecz jasna do pomieszania pojęć i chaosu. Niemniej do takiej wolności się obecnie dąży na tzw. postępowym Zachodzie. I takiej też wolności domaga się od tych, którzy jej jeszcze nie uznają. Wolność w tym sensie, to także prymat emocji nad rozumiem. Jestem wolny nie wtedy, kiedy postępuję wedle zaakceptowanych wcześniej zobowiązań, tylko wtedy kiedy mogę je swobodnie podważyć, kierując się tym, co w danej chwili „czuję”. W ten sposób można np. zdemolować instytucję małżeństwa. Wszak, kiedy przestaje się czuć to co kiedyś, można zwyczajnie zrezygnować z przysięgi, którą się złożyło. To ekspresja wolności i triumf uczuć. Oczywiście najważniejsze są moje uczucia i moja wolność. Ci, którzy w efekcie mojej decyzji cierpią muszą się pogodzić z tym, co czuję. Współmałżonek, dzieci nie maja tu nic do gadania.
Taki postęp ma jednak w sobie wiele z negacji wolności. On afirmuje tylko jej wypaczoną interpretację. Z prawdziwą wolnością nie jest mu po drodze. Jeśli zatem ktoś stwierdzi, że nieskrępowana autokreacja to absurd, a człowiek podlega ograniczeniom natury, to wtedy stawia się ten ktoś poza nawiasem wolności. Mamy zatem do czynienia z postępem, który dąży do totalnej unifikacji, a ta jest przecież sprzeczna z wolnością. Stąd pojawiają się coraz to nowe ograniczenia. Współczesne państwa zachodnie, poprzez swoje systemy prawne, starają się np. zlikwidować przestrzeń do artykulacji poglądów odmiennych niż postępowe. Nie zgadzasz się na legalizację tzw. małżeństw homoseksualnych, mówisz, że są dwie płcie bo to jasno wynika z biologii, wówczas strażnicy postępu natychmiast ruszą do ataku. Napiętnują, postraszą sądem, będą chcieli wykluczyć z życia społecznego, pozbawić pracy i dochodu. Taki postęp prowadzi bezpośrednio do dyktatury, w której jest miejsce tylko dla wypowiedzi zgodnych z jego założeniami. Ludzie mają myśleć, że są wolni, niemniej faktycznie stają się niewolnikami par excellence.
Dochodzi zatem do całkowitego odwrócenia znaczenia pojęć. To, co nazywane jest postępem i wolnością, w istocie nie jest ani jednym ani drugim. Gwarantem tej dyktatury ma być postępowe państwo. To ono, poprzez ustawodawstwo, sądownictwo i aparat represji ma czuwać nad tym, aby reguły postępu były przestrzegane. Kiedy władza w jakimś państwie nie chce tak działać, wówczas postępowy świat wyraża swoje oburzenie i mówi o braku demokracji. Ataki łączą się z groźbami i rzeczywistymi działaniami i trwają tak długo, aż nie pojawi się postępowy rząd, który odbije władze z rąk poprzedników. W ten sposób system domyka się także w wymiarze globalnym. Przed tak rozumianym postępem nie może być ucieczki, on ma mieć charakter światowy.
System ten musi budzić przerażenie. Jego opresyjność jest oczywista, a zasięg coraz większy. Pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze przyjdzie opamiętanie. Rewolucja rozlewa się bowiem na cały świat….