fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

3.2 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Kanada – pierwszy kraj postnarodowy?

Pod przywództwem premiera Justina Trudeau, którego Partia Liberalna wygrała wrześniowe wybory, pozwalając mu utrzymać stanowisko, kanadyjski eksperyment nadal trwa. I wydaje się cieszyć dużym zainteresowaniem wśród członków i przywódców amerykańskich demokratów, takich jak Barack Obama, Hillary Clinton i Joe Biden – analizuje „The American Conservativ”.

Warto przeczytać

Tuż po wyborach były prezydent Barack Obama wyraził na Twitterze swoje poparcie dla kanadyjskiego premiera i nazwał go „skutecznym liderem i silnym głosem na rzecz wartości demokratycznych”. Swoją aprobatę dla kanadyjskiego przywódcy wyraziła też Hillary Clinton oraz sekretarz stanu Antony Blinken. Zwracają oni uwagę na jego działania w zakresie praw człowieka, opieki zdrowotnej czy zmian klimatycznych. Partia Trudeau wciąż ma spore poparcie, choć w ostatnich wyborach nie osiągnęła liczby mandatów koniecznej do utworzenia rządu większościowego. Ich obecnym koalicjantem jest lewicowa Nowa Partia Demokratyczna (NDP).

Premier Kanady może liczyć na wsparcie Baracka Obamy już od wielu lat. Po pierwszych wygranych wyborach w 2015 r. ówczesny prezydent uznał, że wybór rządu Trudeau to znak, że „świat potrzebuje więcej Kanady”, natomiast przed kolejnymi stwierdził, że ma nadzieję, iż Kanadyjczycy wybiorą na kolejną kadencję tego postępowego przywódcę.

Czy takie zachwyty wskazują, że najważniejsi przedstawiciele Partii Demokratycznej mają podobne oczekiwania wobec Stanów Zjednoczonych? Jak uważa profesor historii Uniwersytecie Wyspy Księcia Edwarda, pisarz i publicysta Ian Dowbiggin źródeł tej fascynacji kanadyjskim premierem jest wiele. Trudeau wywodzi się z rodziny o tradycjach politycznych, a jego ojciec Pierre Elliott Trudeau był premierem Kanady w latach 1968-1984. Sam Justin może wzbudzać zaufanie. Wysoki, wysportowany i zawsze zadbany, wygląda młodo, mimo swoich 49 lat. Bardzo też dba o sposób wypowiedzi i dykcję, do czego niewątpliwie przyczyniła się wcześniejsza praca nauczyciela dramatu w liceum dla bogatych dzieci w latach 1999-2001.

Jednak najistotniejsze jest nie to, jak, ale co mówi. To właśnie polityka i ideały Trudeau zwróciły uwagę Amerykanów. Kanadyjski premier jest globalistą i po wygranej w 2015 r. ogłosił, że Kanada jest pierwszym na świecie krajem „postnarodowym i nie ma głównej tożsamości ani głównego nurtu”. Z pewnością niewielu przywódców odważyłoby się na taką deklarację, a „New York Times” ogłosił nawet, że Trudeau jest gotowy „na nowo zdefiniować, co to znaczy być Kanadyjczykiem”.

Globalistyczne ideały premiera stawiają go po stronie polityków zaangażowanych w walkę ze zmianami klimatycznymi. W 2016 r. Trudeau podpisał paryskie porozumienie klimatyczne, obiecując, że do 2030 r. Kanada zredukuje emisję dwutlenku węgla do 30 proc. poniżej poziomu z 2005 r. Polityk prezentuje też zdecydowane stanowisko w kwestiach aborcyjnych, co spotkało się z uznaniem ze strony Hillary Clinton, która chwaliła jego zaangażowanie w obronę wartości pro-choice. Jeszcze w 2014 r. zapowiedział, że żaden antyaborcyjny kandydat nie może startować jako liberał w wyborach federalnych.

Kanada to jedyny demokratyczny i uprzemysłowiony kraj na świecie, gdzie kwestie aborcyjne nie są uregulowane prawnie ani na szczeblu federalnym, ani prowincjonalnym. Starsze prawo zostało uznane w 1988 r. przez Sąd Najwyższy za niekonstytucyjne i od tamtej pory nie uchwalono żadnych nowych przepisów. Trudeau regularnie oskarża Partię Konserwatywną Kanady o dążenie do zniesienia dostępu do aborcji, mimo że konserwatyści cały czas się odżegnują od tych zarzutów. W 2021 r. premier ogłosił też, że jego liberalny rząd nie będzie chronił „klauzuli sumienia” pracowników służby zdrowia sprzeciwiających się wykonywaniu aborcji czy medycznie wspomaganej śmierci w ramach kanadyjskiego systemu Medicare.

Jednak ostatnie 6 lat, odkąd wygrał pierwsze wybory, nie było dla niego całkiem łaskawe. Wówczas opinia publiczna zachwyciła się jego optymizmem i sposobem bycia, tym co nazywał „słonecznymi drogami” i „pozytywną polityką”. Tamten przyjazny wizerunek przyćmiło kilka skandali. Pierwszym były zdjęcia z czasów, gdy obecny premier pracował jako nauczyciel w prywatnej szkole i na balu charytatywnym wystąpił w przebraniu Aladyna. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie pomalowana na czarno twarz – zachowanie, które w Kanadzie i USA uważa się za rasistowskie.

W 2016 r. został oskarżony o „znęcanie się” nad jednym z posłów opozycji i poszturchiwanie innego posła na sali obrad Izby Gmin. Czterokrotnie też prowadzono przeciwko niemu dochodzenie w sprawie naruszenia federalnych zasad etyki, przy czym za drugim razem uznano go za winnego wywierania nacisku na Prokurator Generalną i Minister Sprawiedliwości Jody Wilson-Raybould, aby nie wszczynała procedury formalnej przeciwko kanadyjskiemu potentatowi inżynieryjno-budowlanemu SNC Lavalin oskarżonemu o dawanie łapówek libijskim urzędnikom za czasów Muammara Kadafiego.

Odmowa z jej strony zakończyła się dymisją ze stanowiska, co nadwątliło jego reputację feministy i sprzymierzeńca autochtonów (Wilson-Raybould ma rdzenne pochodzenie ze strony ojca). W 2018 r. został z kolei zmuszony do przeprosin za obmacywanie reporterki na festiwalu muzycznym w 2000 r., mimo że upierał się, iż nie robił nic niestosownego.

Obecny premier ma też na swoim koncie kilka nierozważnych wypowiedzi m.in. na temat ludobójstwa ze strony dawnych władz Kanady, jakie jego zdaniem dokonało się na rdzennych mieszkańcach. O ile w kontekście historycznym można to jakoś uzasadnić, o tyle odnoszenie tego terminu do obecnych morderstw i zaginięć autochtonek, wydaje się manipulacją. Dane pokazują bowiem, że w większości przypadków winni są członkowie rodzin.

Wzajemne relacje rodzimej ludności z rządem Kanady jeszcze się pogorszyły po niedawnym odkryciu szczątków ponad 200 dzieci na terenie byłej indiańskiej szkoły z internatem w Kamloops, w Kolumbii Brytyjskiej. Rząd Trudeau szybko zdecydował, że flagi kanadyjskie na wszystkich budynkach i w instytucjach federalnych w całym kraju, również na Wzgórzu Parlamentarnym w Ottawie, mają być podniesione do połowy masztu i tak pozostać nawet w dniu święta narodowego 1 lipca. W trakcie obecnej kampanii Trudeau ogłosił, że flagi pozostaną opuszczone, dopóki rdzenni przywódcy nie zgodzą się na ich podniesienie.

Czy na coś takiego kiedykolwiek zgodziłby się demokrata Joe Biden, w narodowe amerykańskie święto 4 lipca?

Nie bez wpływu na kanadyjski optymizm i poczucie własnej wartości pozostała pandemia koronawirusa. Chociaż jeszcze rok wcześniej koła rządowe i zwykli obywatele cieszyli się z uniknięcia hekatomby, jaka spotkała Amerykanów, to obecnie wskaźnik infekcji na głowę mieszkańca przekroczył już ten ze Stanów Zjednoczonych. Jak przyznał sam Trudeau, „deklaracje o zwycięstwie były przedwczesne”.

W swoim felietonie Dowbiggin zauważa, że kanadyjskie zabawy w ideologię „postnarodową” mogą mieć miejsce, bo ma ona jedną, bezpieczną i dobrze strzeżoną przez USA granicę, a pomysłów Ottawy i tak nikt nie traktuje zbyt poważnie.

Korzystając z tych błędów, swojej szansy, z niemałym powodzeniem, szukają konserwatyści. Utworzona w 2018 r. Peoples Party of Canada (PPC), której przewodzi były minister konserwatywnego gabinetu Maxime Barnier, nie zdobyła co prawa ani jednego okręgu wyborczego, ale zwiększyła swoją liczbę głosów z 300 tys. w 2019 do 800 tys. w 2021 r. PPC sprzeciwia się masowej imigracji oraz ograniczeniom nałożonym przez rząd na obywateli z powodu pandemii. Canadian Broadcasting Corporation, główny nadawca radiowo-telewizyjny w Kanadzie posunął się z tego powodu do nazwania PPC partią ekstremistyczną i wykluczającą, a nawet do porównań z węgierskimi i polskimi partiami nacjonalistycznymi. Jednak tego punktu widzenia nie podzielają kanadyjscy wyborcy. Rozczarowani kiepską kampanią wyborczą Partii Konserwatywnej mogą w przyszłych wyborach postawić na kogoś, kto zechce zająć się codziennymi sprawami mającymi znaczenie dla większości Kanadyjczyków.

Po obecnych przedterminowych wyborach społeczeństwo wydaje się podzielone. Większość uważa, że w ogóle nie powinny zostać rozpisane. Sondaże pokazują, że tylko 23 proc. obywateli uważa, że kraj jest bardziej zjednoczony pod rządami Trudeau, natomiast aż 55 proc. stwierdziło, że premier powinien podać się do dymisji.

Niektórzy obserwatorzy sugerują, że biorąc pod uwagę obecne okoliczności, zachwyty i poparcie amerykańskich Demokratów jest w najlepszym wypadku głupie, a w najgorszym nieodpowiedzialne. Może to także wynikać z niezorientowania w aktualnych trendach demograficznych w Ameryce, gdzie coraz większe znaczenie odgrywa czynnik latynoski. Jeżeli spróbują pójść tą samą drogą co Kanada, to – jak konkluduje Dowbiggin – może to jedynie pozostawić Amerykę bardziej rozgniewaną i podzieloną, niż kiedykolwiek.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »