fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

24.7 C
Warszawa
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Ubecy jako świadkowie oskarżenia względem Jana Pawła II

Warto przeczytać

Oskarżenia względem Jana Pawła II formułowane w ostatnich dniach opierają się na materiałach komunistycznej policji politycznej, czyli Służby Bezpieczeństwa (SB), a wcześniejszego Urzędu Bezpieczeństwa (UB). Są to oskarżenia, iż zarówno jako biskup, jak i papież, Jan Paweł II nie zapobiegał pedofilii. Nie każdy może tu rozumieć, dlaczego w kartotekach każdego księdza wspomniane komunistyczne służby tak wielką uwagę poświęcały rozpoznaniu, czy dany ksiądz nie jest homoseksualistą. Przy tym, wbrew obecnie stosowanej narracji, wcale tu nie pytano o pedofilię, lecz o homoseksualizm, choć, rzecz jasna, za tym drugim często idzie to pierwsze. W Kościele obowiązywał przepis zabraniający dopuszczać do kapłaństwa homoseksualistów, skoro więc UB uzyskało zeznania czy inne dowody na homoseksualizm danego księdza, można było tym go szantażować. UB wyjaśniała mu, że gdyby w swych kazaniach poruszał wątki polityczne, to wówczas ujawni prawdę o homoseksualizmie i wpędzi danego księdza w spore kłopoty.

Mało tego, UB wywierało wpływ, aby ci księża, na których były „haki”, awansowali, aż po zajmowanie funkcji biskupich. Nie każdy pamięta, że każda nominacja proboszczowska, a tym bardziej biskupia, musiała być zatwierdzona przez komunistów. Gdy arcybiskup Tokarczuk się temu nie podporządkowywał, było to w skali Polski zjawiskiem wyjątkowym. Jako standardowy przykład stosowanej procedury można tu podać, jak przebiegało wyłanianie nowego ordynariusza wrocławskiego po śmierci kard. Kominka. Jak to było przyjęte, Kościół składał komunistom propozycje dwóch osób do wyboru, oczekując, na którą z nich władza komunistyczna się łaskawie zgodzi. Otóż dotychczasowy biskup pomocniczy z Białegostoku, Henryk Gulbinowicz, ostatecznie zaakceptowany przez władze, znajdował się w ósmej kolejno przedstawianej parze. Siedem wcześniej przedstawianych par zawierało czternaście nazwisk odrzuconych przez komunistów. Ten mechanizm nie tylko miał za swe zadanie „odsiać” tych, którzy najlepiej by się nadawali na stanowisko biskupa czy proboszcza. Była jeszcze jedna ważna przyczyna. Zgodę komunistów uzyskiwali ci, na których w archiwach UB czy SB czekał „hak”, często w postaci potwierdzenia, że dany ksiądz jest homoseksualistą. Oto, dlaczego dziś w archiwach UB lewicowi dziennikarze znajdują tyle informacji na tematy orientacji seksualnej kleru. A co dokładnie UB miało zapisane na Gulbinowicza, o tym się możemy nigdy nie dowiedzieć. Wiemy tylko tyle, że Watykan przed śmiercią pozbawił go godności kościelnych. Nie wchodząc, czy to nastąpiło słusznie, czy niesłusznie, jedno możemy wiedzieć: jego awans w swoim czasie wymusili właśnie komuniści.

Gdy dziś padają oskarżenia względem Jana Pawła II, że musiał być świadomy, jaki jest stan wewnątrz Kościoła, dopowiedzmy jeden ważny szczegół: Papież był świadomy, że na żądanie komunistów w Kościele trzeba było awansować takich ludzi, na których UB czy SB miało „haki” umożliwiające ich szantażowanie. Często to były dowody na orientację homoseksualną. Papież był świadomy ogromnego nieładu za tym idącego, ale też był świadomy, jak bardzo Kościół został pokrzywdzony przez komunistów, bo to oni wymuszali patologiczne mechanizmy awansowania ludzi. U Jana Pawła II na pewno było wiele współczucia dla osób, które stały się swoistymi „pupilkami” SB, jako że łatwymi do zaszantażowania. Była też świadomość iż nie da się w Kościele przeprowadzić „czystki” wedle reguł stalinowskich. W tym wszystkim prowadzenie właściwej polityki personalnej było bardzo trudne, czy wręcz niemożliwe przed rokiem 1989. A i później nie było łatwo, bo za Trzeciej Rzeczypospolitej spadkobiercy SB zachowywali ścisłą tajemnicę, na kogo mają, a na kogo nie mają „haków”.

A o tym, że cały czas działał mechanizm szantażowania księży i biskupów, świadczy przykład abp. Juliusza Paetza z Poznania. Dopiero w roku 2002 zbuntował się on względem tych, którzy potajemnie nakazywali mu takie czy inne decyzje. A gdy się zbuntował, to zaraz po tym na biurku dziennikarza „Rzeczypospolitej” nieznani sprawcy położyli materiał ujawniający, że Paetz jest homoseksualistą. I nawet nie wiemy, kto jeszcze dziś, w roku 2023, nadal jest na podobnej zasadzie szantażowany, z pokazywaniem przykładu Paetza jako realnej możliwości, by człowieka skutecznie uderzyć kijem.

Daleko nam do tego, by bagatelizować przypadki pedofilii lub, jakby odwrotnie, krytykować kościelny przepis zabraniający dostępu do kapłaństwa homoseksualistom. Właśnie ten przepis ma przeciwdziałać pedofilii, a, niestety, od stuleci jest on w Kościele omijany, co potwierdza prawdę o ludzkiej grzeszności. Jednak jest głęboką hipokryzją, gdy do oskarżeń względem Jana Pawła II używa się materiałów zawartych w teczkach ubeckich. To właśnie UB i SB zabiegały o to, by w polskim Kościele awansowano homoseksualistów, a tym samym tworzyły warunki dla rozwoju zjawiska pedofilii. Przy tym dla UB i SB nie miało najmniejszego znaczenia, że ofiarami rozwijanego układu będą dzieci i młodzież, molestowane seksualnie. Żadne ofiary się nie liczyły. Jedyne, co się liczyło, dobrze ujmują słowa jednego z komunistów polskich, Władysława Gomułki: „Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”.

W ramach obecnych ataków na Jana Pawła II pluje się też na kardynała Adama Sapiehę, wskazując że był on homoseksualistą. Nie wchodząc w to, czy takim rzeczywiście był, warto zauważyć, że ani przed wojną, ani jeszcze w latach czterdziestych nikt nie formułował wobec Sapiehy oskarżeń o orientację seksualną. A to dlatego, że najzwyczajniej w Polsce zawsze panowała tolerancja względem homoseksualistów, w odróżnieniu od tego, co się działo na Zachodzie Europy, gdzie w zwyczaju było surowe ich karanie. To jest kolejny przykład hipokryzji współczesnych „nowoczesnych Europejczyków”, którzy zarzucają polskości tradycyjną homofobię. Homofobia to wymysł zachodni, a gdy dziś Zachód z tego się rozlicza, niech odsunie swe ręce od Polski. Dobra tradycja Pierwszej Rzeczypospolitej wiązała się z tolerancją względem religii, narodowości i orientacji seksualnej. Owszem, zdarzało się nam łamać tę zasadę tolerancji, a także popełniać grzechy, jak i wszyscy, jednak gdyby nam w tym komuniści nie przeszkadzali, to byśmy własnymi siłami w miarę skutecznie pokonywali nasze własne przywary. Gdy dziś sięga się do archiwów komunistycznych by krytykować polski katolicyzm, to budzi grozę.

Marek Oktaba

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »