Klasyczna definicja stanowi, że prawda to zgodność sądu z rzeczywistością. Wynika stąd, że sąd jest warunkowany tym, o czym jest wypowiadany. Nie może być prawdziwym zdanie, które przeczy faktom. Innymi słowy podmiot, poprzez swój osąd, by posłużyć się terminologią prawniczą, nie tworzy stanu faktycznego, a jedynie go konstatuje.
Obecnie mamy do czynienia z odejściem od tego wzorca. Ideologie, które znamy z XXI wieku, posługują się zupełnie innym podejściem do prawdy. Uznają one podmiot za niejako „prawdotwórczy”. Innymi słowy, podmiot ten nie jest już związany rzeczywistością. Może on formułować sądy, które przeczą oczywistym faktom, np. tym z dziedziny biologii. Jeśli zatem muskularny mężczyzna z tubalnym głosem i gęstym zarostem stwierdzi, że jest kobietą, to jest to „prawdą”. Dlaczego? Bo on tak stwierdził, i już samo to w zupełności wystarczy, aby jego roszczenie za prawdę uznać. Co więcej, to nie tylko jego prawda. Stwierdzenie „jestem kobietą” wyartykułowane przez wspomnianego mężczyznę oznacza, że także inni, a w zasadzie całe społeczeństwo i system prawny, ma to uznać za fakt obowiązujący i wiążący. Jeśli zatem ktoś się temu sprzeciwia, wskazując na to, że kryteria obiektywne zdecydowanie temu przeczą, naraża się na całą masę zarzutów. I nie tylko zarzutów, takich oponentów powinno się wykluczać ze społeczności ludzi, z którymi w ogóle prowadzi się dyskusję. Najpewniej dlatego, że z łatwością mogliby ośmieszyć absurdalność roszczeń mężczyzn do bycia określanych kobietami i odwrotnie.
Kiedyś prawdy broniono na drodze odwoływania się do argumentów mających oparcie w empirii lub polegających na prawach rozumu. Nie zawsze prawda była czymś oczywistym i czasami należało jej dowieść. To był niejednokrotnie proces skomplikowany i długotrwały. Niemniej konieczny. Obecnie niektóre środowiska próbują pójść w tej materii na skróty. Otóż coś jest prawdą dlatego, że ktoś twierdzy, że jest. I tyle. A jeśli zaczynasz z tym dyskutować, wówczas wysuwa się „argument”, który ma być rzekomo nie do odparcia. Mianowicie negowanie tego, co np. o sobie stwierdza dany podmiot sprawia mu przykrość. Jeśli zatem pan twierdzi, że jest panią, chociaż wszyscy widzą, że nie jest, to należy mu przyznać słuszność, w przeciwnym wypadku można zranić jego uczucia. Nie trzeba zatem niczego dowodzić, kryterium prawdy jest samopoczucie. Fakt, że np. płeć można definiować odwołując się do subiektywnych stanów podmiotu, i co więcej posługując się kryterium samopoczucia domagać się, aby inni tego nie kwestionowali, ma niebywałe konsekwencje. Mówimy tutaj o skutkach społecznych, prawnych czy wręcz cywilizacyjnych.
Prawda tak rozumiana przestaje mieć jakikolwiek sens. Prawdą może być bowiem wszystko. Na jakiej bowiem podstawie będzie można ograniczyć opisaną wyżej regułę tylko do wyboru płci? Dlaczego ktoś nie może w ten sam sposób „mówić prawdy” o swoim wieku, pochodzeniu czy czymkolwiek innym. Jeśli można zanegować biologiczne fakty, czemu nie można podważyć w ten sam sposób metryki? Nie ma sensownego kryterium, dla którego będzie można zanegować twierdzenie 60 – latka, że ma 25 lat, skoro właśnie na tyle się czuje. Co więcej, podważając jego roszczenie do wieku młodzieńczego, ranimy jego uczucia. Nie możemy go bowiem zmuszać, żeby nam dowodził ile faktycznie ma lat. To kiedy rzeczywiście przyszedł na świat nie ma znaczenia, a pytając o to możemy go zranić. Co pozostaje? Uznać, że wiek deklarowany to wiek faktyczny. I tyle! Nie trzeba być geniuszem żeby zobaczyć do czego to zmierza. Żaden system prawny nie będzie mógł tego ogarnąć, zniszczenie pojęcia prawdy doprowadzi do niebywałego chaosu, nad którym nikt nie będzie mógł zapanować. Zatem albo prawda przetrwa, albo razem z nią upadnie świat jaki znamy. A będzie to upadek bolesny. Życie społeczne, regulacje prawne, komunikacja międzyludzka czy rywalizacja sportowa nie będą praktycznie możliwe.
Szaleństwo postępuję zawrotnie szybko. Kto jeszcze nawet kilkanaście lat temu zgodziłby się na to, do czego obecnie próbuje się nas przekonać? Teraz jednak, wraz z demontażem pojęcia prawdy, twierdzenia absurdalne zaczynają być stawiane na piedestale. Umiera zdrowy rozsądek, a budzić zaczyna się obłęd, dla niepoznaki nazywany postępem. O tempora, o mores!