fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

24.7 C
Warszawa
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Według ekoaktywistów żadna energia nie jest wystarczająco dobra

Wiele poglądów ekologów dotyczących energii okazało się mitami. Jeśli rzeczywiście zależy im na obniżeniu emisji CO2, powinni brać pod uwagę nawet te dane, które nie zgadzają się z ich przekonaniami – zauważa „National Review” powołujący się na artykuł opublikowany w „Washington Post”.

Warto przeczytać

Ekolodzy muszą zmierzyć się z niewygodną prawdą – wiele z ich tez dotyczących energii okazało się niewypałem. Poległa lewicowa narracja o niebieskich państwach produkujących czystą energię i tych czerwonych, rzekomo zanieczyszczających środowisko. Nie bronią się też popularne koncepcje ekologów, dotyczące tego, jak mogłaby wyglądać zielona przyszłość energetyczna.

„National Review” pisze jasno: „Przepaść między rzeczywistością a fantazjami ekoaktywistów jest tak duża, że nawet »Washington Post« – niezupełnie prawicowy środek przekazu – zwrócił na to uwagę”.

Jednak woda i atom

Zgodnie z obecnymi badaniami energia wiatrowa i słoneczna wcale nie obniżają emisji dwutlenku węgla (CO2). Natomiast głęboko zakorzeniony sprzeciw ruchu ekologicznego wobec energii jądrowej i hydroenergii jest zupełnie nietrafiony.

Nagrodzony Pulitzerem Harry Stevens przyznaje to w swojej analizie dla „Washington Post”.  „Historycznie rzecz biorąc, dwoma głównymi sposobami wytwarzania energii elektrycznej bez emisji dwutlenku węgla były elektrownie jądrowe i zapory wodne. Ich udział w wytwarzaniu energii elektrycznej w USA nie zmienił się od dziesięcioleci. Krótko mówiąc, większość głównych grup ekologicznych sprzeciwia się dwóm technologiom, które historycznie wytwarzały energię elektryczną bez emisji dwutlenku węgla” – pisze Stevens.

Wbrew zdrowemu rozsądkowi ekoaktywiści próbują od dawna zdusić przemysł jądrowy. John McPhee, nazwany przez skrajnie lewicowy magazyn „Mother Jones” „ojcem chrzestnym pisarstwa przyrodniczego” scharakteryzował sprzeciw zielonych wobec energii wodnej jako rodzaj walki duchowej. Już w 1971 r. pisał: „Ruch ochrony przyrody jest mistyczną i religijną siłą i być może reakcja na zapory jest tak gwałtowna, ponieważ rzeki są ostatecznymi metaforami istnienia, a zapory niszczą rzeki. Upokarzając naturę, zapora jest zła”. Mimo tego typu mistycznych przekonań energia wodna nadal jest największym źródłem odnawialnej energii elektrycznej i wciąż się dynamicznie rozwija.

Tamy hydroelektryczne mają „historię zalewania ziem plemiennych, niszczenia populacji ryb i zakłócania wielu korzystnych funkcji rzek”, jak powiedział dla „Washington Post” Bill Corcoran z Sierra Club. Zauważył też, że „częściowo z powodu sprzeciwu środowiska ekologów Stany Zjednoczone nie rozpoczęły budowy dużej tamy hydroelektrycznej od lat 70”.

Nawet niebieski stan Waszyngton, w którym dwie trzecie energii elektrycznej pochodzi z zapór, jest regularnie naciskany przez grupy takie jak League of Conservation Voters, a teraz też przez administrację Bidena, by zaprzestał budowy zapór wodnych. Pod pretekstem ochrony ryb, ekolodzy chcą też likwidacji już istniejących zapór wodnych.

Przeciwko atomowi

Ekologów równie mocno razi energetyka jądrowa. Wciąż wywierają oni presję na lewicowe rządy, aby blokowały lub spowalniały projekty rozwoju tego typu energii wolnej od CO2, na rzecz przeważnie nieistniejących alternatyw.

Pamiętnym pozostaje sabotaż wartej 6 mld dolarów elektrowni jądrowej Shoreham w 1983 r. przez Mario Cuomo, gubernatora Nowego Jorku i ówczesnego potencjalnego kandydata na prezydenta z ramienia Demokratów. Sabotując elektrownię po jej otwarciu, starał się przypodobać antynuklearnym ekologom. W efekcie koszty jego działań ponieśli nowojorscy podatnicy.

By walczyć z energią jądrową, ekolodzy sztucznie zawyżają jej cenę za pomocą absurdalnych regulacji i działań prawnych, W ten sposób udowadniają, że technologia ta jest zbyt droga, by ją realizować.

Szkodliwy gaz

Innym krytykowanym przez ekologów źródłem energii, które w rzeczywistości jednak zasługuje na uznanie za obniżenie emisji w USA, jest gaz ziemny. Zasila on obecnie w energię aż 40 proc. Stanów Zjednoczonych. Jest jej największym źródłem. Jak podaje EIA, węgiel i energia jądrowa pokrywają odpowiednio około 20 i 18 proc. zapotrzebowania. Według Agencji aż w 68 proc. do spadku emisji CO2 przyczyniło się przejście z węgla na gaz ziemny.

Z krytykowanymi przez ekologów źródłami energii nie mogą się równać w żadnym stopniu te przez nich tak faworyzowane – słońce i wiatr. Dostarczają one odpowiednio jedynie 3 i 10 proc. energii elektrycznej w kraju.

Nic nie jest wystarczająco dobre?

Przy tym wszystkim wydaje się, że poparcie ekologów dla energii wiatrowej i słonecznej się kończy. Ekolodzy zaczynają się przeciwstawiać każdemu źródłu energii, które istnieje. Stosują przy tym presję prawną i polityczną. Wielu aktywistów chce samochodów elektrycznych, równocześnie sprzeciwiając się budowie fabryk do ich produkcji.

Trzeba też jasno powiedzieć – istnieje rozdźwięk między postępową retoryką a rzeczywistością. Tłumaczą go takie względy praktyczne, jak fakt, że energia wiatrowa jest po prostu łatwiejsza do pozyskania na rozległych płaskich obszarach Wielkich Równin niż na innych obszarach. Te właśnie miejsca, które pozwalają wyprodukować najwięcej energii wiatrowej lub słonecznej, są na ogół bardzo słabo zaludnione. I żadne zaklinanie rzeczywistości tego nie zmieni.

„Na ironię, większość stanów, które posiadają ukształtowanie terenu i naturalne przewagi niezbędne do tego, aby energia wiatrowa i słoneczna była faktycznie możliwa do wykorzystania, jest głęboko czerwona – co oznacza, że energia elektryczna musi być drogo transportowana liniami przesyłowymi do niebieskich stanów, gdzie zapotrzebowanie jest wysokie” – zauważa „National Review”. Według badań Princeton osiągnięcie celów prezydenta Bidena związanych z globalnym ociepleniem za pomocą energii wiatrowej i słonecznej wymagałoby od Stanów Zjednoczonych posiadania do 2050 r. pięciokrotnie większej liczby linii przesyłowych niż obecnie.

Absurdalna walka

Dostarczanie energii wymaga budowania linii przesyłowych. Jednak i one budzą sprzeciw coraz większej liczby ekoaktywistów. Proponowana ponad stumilowa linia do przesyłania energii wiatrowej z Iowa jest przedmiotem pozwów sądowych z powodu tego, co ekolodzy nazywają „znaczącym negatywnym wpływem” na środowisko, dziką przyrodę, wartości nieruchomości, rolnictwo, rekreację na świeżym powietrzu i turystykę. A Sierra Club rozpoczął zieloną krucjatę działań prawnych przeciwko linii przesyłowej energii wodnej w Nowej Anglii.

Przeczytaj także:

Aktywiści walczą już ze wszystkim. Kieruje nimi irracjonalny strach przed energią jądrową, potępiają gaz ziemny, a zapory wodne są dla nich ucieleśnieniem zła. Mają też całkowicie nierealistyczny stosunek do energii słonecznej i wiatrowej.

„Ekolodzy, którym naprawdę zależy na obniżeniu emisji CO2, powinni pójść w ślady Harry’ego Stevensa i wykazać się chęcią rozważenia danych – nawet jeśli oznacza to ewolucję ich światopoglądu, złamanie progresywnych stereotypów i ponowne wyobrażenie sobie przyszłości produkcji energii” – podsumowuje „National Review”.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »