Opozycja idąc do wyborów złożyła ludziom mnóstwo obietnic ekonomicznych. Ich łączna wartość to setki miliardów złotych. Tak gigantyczne kwoty nijak ma się do realiów finansów publicznych. Moglibyśmy mieć zrównoważony budżet w tym roku, a i tak realizacja tych zapowiedzi byłoby poza zasięgiem możliwości państwa.
Kwota wolna, podwyżki, „babciowe” miały robić wrażenie na partyjnych wiecach i w kampanijnych broszurach. Kiedy jednak dochodzi się do władzy, ludzie mają prawo powiedzieć „sprawdzamy!”. I ten moment, o ile opozycja utworzy rząd, nadejdzie. Okaże się zatem, że te wszystkie zapowiedzi o kwocie wolnej czy waloryzacji emerytur to było bajanie na resorach. Tylko jak to społeczeństwu wytłumaczyć. Tu z pomocą przychodzi narracja o tym, że rzekomo opozycja nie znała stanu finansów publicznych i teraz musi zmierzyć się z tym, co zostawili jej poprzednicy. To oczywiście fałsz, stan finansów publicznych jest dobry, a wiedza o tym jak ma się w istocie, była i jest powszechnie dostępna dla zainteresowanych. Na marginesie pewna uwaga.
Straszenie i manipulowanie ludźmi jeśli chodzi o kwestie gospodarcze trwa od lat. Tak było np. z tzw. greckim scenariuszem. Oto po dojściu PiS do władzy Polsce miało grozić załamanie finansów państwa, budżetowy krach i ogólnie wszystko to, co znamy z kryzysu fiskalnego z Grecji. Ta wierutna bzdura była powielana do znudzenia przez „głównych ekonomistów” i niechętne władzy media. Okazało się, że nic takiego nie miało miejsca. Polska rozwijała się szybko, a pieniądze na wypłaty świadczeń społecznych udało się znaleźć bez problemu. Nikt jednak z opowiadania głupot nie musiał się potem tłumaczyć. Ci sami ludzie teraz opowiadają o fatalnym stanie finansów państwa i są chętnie cytowani przez mainstreamowe media.
Andrzej Domański, poseł – elekt i ekspert ekonomiczny KO, zapowiedział w Radiu Zet, że pieniądze na wyborcze obietnice gospodarcze się znajdą. Nie wskazał jednak skąd miałyby się wziąć, bo jego słowa o tym, że z obniżenia rentowności długu, potraktować można jedynie w kategoriach kabaretowych. Problem zatem będzie i już niebawem może wybrzmieć z całą mocą, że ludziom opowiadano w kampanii niestworzone rzeczy o tym, że zapłacą mniej podatków albo jakie to dostaną podwyżki, które nie maja szans na uchwalenie. Ucieczka do opowiadania o rzekomym załamaniu finansów państwa będzie zapewne drogą, którą opozycja (a przynajmniej jej cześć) będzie chciała pójść. Łatwo, rzecz jasna, będzie tego typu imaginacje obalić. I trzeba to robić, idzie wszak o to, aby dyskusja publiczna była oparta na faktach.
Niestety debata o kwestiach ekonomicznych w Polsce podlega silnej presji politycznej. Wiele publikowanych w niej głosów nosi znamiona ekspresji poglądów partyjnych, nie zaś rzeczowej analizy stanu gospodarki. Kiedy zatem jest to wygodne mówi się jedno. Innym razem coś zupełnie innego, w zależności od potrzeb. Brak weryfikacji nietrafionych prognoz, czy wypowiadania ewidentnych bzdur sprawia, ze ci sami ludzie od lat mogą opowiadać, co im ślina na język przyniesie. Zatem zamiast rzetelnej debaty o gospodarce mamy okładanie polityczną pałką nielubianej formacji. Tak było w ostatnich latach w odniesieniu do rządu Zjednoczonej Prawicy. Pomijano przy tym faktyczne wskaźniki makroekonomiczne, albo dobierano je tak żeby pasowały do przyjętej narracji. Kolejna odsłona tej gry zapewne przed nami. Prawdopodobnie ponownie usłyszymy o tym, w jakim fatalnym stanie PiS zostawił finanse publiczne i jak to bardzo obecna opozycja chciałaby zrealizować swoje obietnice gospodarcze, ale nie może. Wszystko to będzie powielane tysiące razy w nagłówkach gazet czy na stronach portali internetowych. Ten czy inny „główny ekonomista” będzie załamywał ręce nad poziomem długu i usprawiedliwiał brak realizacji gospodarczego programu.
Wydaje się, że role w tym scenariuszu są rozpisane, a spektakl zaczyna dziać się już na naszych oczach. Niebawem zapewne nastąpi nasilenie i główni aktorzy, czy może lepiej napisać „główni ekonomiści”, z jeszcze większym zaangażowaniem wcielą się w swoje role. Pytanie, który to już raz serwuje się społeczeństwu to samo przedstawienie?