fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

26.4 C
Warszawa
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

O praktycznych implikacjach relacji Państwo – Kościół

Od czasu jak Polska zawarła w roku 1993 Konkordat ze Stolicą Apostolską, relacjom Państwo – Kościół przywrócono ramy, jakie obowiązywały od roku 1925, kiedy to 10 lutego w imieniu Prezydenta Stanisława Wojciechowskiego podpisy złożyli ambasador Władysław Skrzyński i prof. Władysław Jan Grabski. Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej wypowiedział podpisany wówczas Konkordat 12 września 1945 roku, pod mało wiarygodnym pretekstem dotyczącym decyzji z grudnia 1939 roku, powierzającej administrację diecezji chełmińskiej biskupowi gdańskiemu.

Warto przeczytać

W tym kontekście słowa posła KO Sławomira Nitrasa wypowiedziane podczas Campusu Polska Przyszłości w Olsztynie stwierdzające, że zawarta z Watykanem umowa jest „archaiczna” i Polska powinna ją jednostronnie wypowiedzieć, a przywileje kościoła „opiłować” można by traktować jako wybryk – gdyby nie to, że wprost nawiązują do dorobku takich tuzów intelektu, jak Osóbka-Morawski i Bierut.

Na tym nie koniec. Skoro Marszałek Sejmu, a więc druga osoba w państwie, mający za sobą nowicjat u dominikanów chce przywrócenia tzw. kompromisu aborcyjnego, a następnie referendum – pytanie: czy sprawy sumienia podlegają głosowaniu? – wydaje się zasadne.

Zapowiedź likwidacji Funduszu Kościelnego, który poza remontami kościołów finansuje objęcie duchownych ubezpieczeniem chorobowym i emerytalnym, godzi wprost w dokument ratyfikacyjny podpisany 23 lutego 1998 r. przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i papieża Jana Pawła II. Wymiana dokumentów nastąpiła 25 marca, a miesiąc później Konkordat wszedł w życie.

Piszę o tym tak szczegółowo, bowiem nie bardzo wiadomo, co „tu i teraz” skłania obecną większość do majstrowania przy sprawach, które idą od lat swoim torem, opisanym w umowie międzynarodowej? Powie ktoś: „jak nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze”. Moje ostatnie doświadczenia, swoista obserwacja uczestnicząca przeczą temu z całą stanowczością.

Kiedy z początkiem roku przyszło mi pochować osobę najbliższą, dodajmy, że na terenie dużej aglomeracji o statusie Archidiecezji, miałem okazję zweryfikować kilka obiegowych opinii dotyczących nadmiernego jakoby formalizmu struktur kościelnych, braku empatii, że o pazerności nie wspomnę. Otóż nic bardziej mylnego!

Pomijam fakt, że kiedy poprosiłem kapłana o wizytę z sakramentem i błogosławieństwem – nastąpiła bez zwłoki, bo to dotyczyło Rektora kościoła, gdzie Mama udzielała się przez lata aktywnie. Jeśli jednak w parafii właściwej dla miejsca zamieszkania poprosiłem o wydanie pozwolenia na pochówek w innej parafii, dokument otrzymałem od ręki – bez słowa czy sugestii na temat opłaty za wydanie tegoż i tylko moja dobrowolna ofiara stanowiła symboliczny koszt tej operacji.

Na terenie parafii Archikatedralnej w Oliwie, gdzie pojawiłem się w godzinach przedpołudniowych, zastała mnie informacja, że biuro czynne jest od godziny czternastej. Tyle tylko, że napotkany proboszcz powiadomiony, z czym przychodzę, poprosił, bym poczekał godzinę, bo idzie na pogrzeb, po czym sprawę załatwimy. Przed upływem tego czasu, który spędziłem na pobliskim cmentarzu, powitał mnie słowy: „czekam na Pana”, po czym życzliwie, empatycznie wyjaśnił mi wszelkie niuanse natury (powiedzmy) logistycznej, dał numer telefonu do organisty, zaproponował, że pół godziny przed planowaną godziną mszy świętej żałobnej otworzy kościół, by rodzina mogła w skupieniu pomodlić się przy prochach zmarłej. Co więcej, przychylił się do prośby, by mszę celebrował kapłan z drugiego końca miasta, tj. z kościoła Św. Jana.

Na tym nie koniec. Na wieść, że odpowiedzialny za przygotowanie pochówku Zakład Zieleni Miejskiej nie dostarczył dokumentu z koordynatami organizacyjnymi, wydrukował mi na kolorowej drukarce wszystkie szczegóły dotyczące miejsca, czasu i poszczególnych elementów uroczystości. Wszystko zaś bez cienia sugestii na temat wynikających stąd kosztów czy opłat. Dopiero na pytanie z mojej strony, przyjął dobrowolną ofiarę w symbolicznej kwocie. Jakby tego było mało, w oznaczonym dniu, w zakrystii czekał na nas pan kościelny, by asystować przybyłemu na nabożeństwo celebransowi, natomiast ksiądz proboszcz pofatygował się osobiście, by chętni w trakcie mszy świętej żałobnej mogli skorzystać ze spowiedzi.

Gdyby komuś było mało, w miesiąc od daty pogrzebu w parafii archikatedralnej, a więc 10 lutego odprawiona zostanie w intencji zmarłej msza święta w Archikatedrze w Oliwie. To, co piszę, nie wynika z prywaty. W rodzinnym mieście bywam okazjonalnie, nie mam trwałych relacji, a otoczono mnie opieką, jak kogoś bliskiego. Na tym jednak nie koniec…

W trakcie załatwiania spraw, ośmielony życzliwą atmosferą zapytałem – jako dziadek licznej gromadki wnucząt – co ksiądz proboszcz sądzi o zapowiedziach wyprowadzenia religii ze szkół? Sądziłem, że reakcja będzie nerwowa, pełna dezaprobaty lub odwoła się do ustaleń Konkordatu. Jakże się myliłem. Kapłan zwrócił mi uwagę, że dzisiaj kwestie ergonomii ławek, standardów sanitarnych, zapewnienia pieczy nad małoletnimi regulują szczegółowo stosowne przepisy. Pozostaje to w wyłącznej gestii państwa i misja kościoła nie przewiduje ingerencji w owe kwestie, a jedynie ich stosowanie w praktyce. Odrębna sprawa to brak bazy, skoro od lat obiekty oświatowe wpisane są trwale w proces nauczania, w tym także religii.

Pozostaje zatem oczekiwać, że zapowiedzi nowego kierownictwa resortu oświaty i wychowania dotyczące ewolucyjnego charakteru zapowiadanych zmian, nie doprowadzą do wylania przysłowiowego „dziecka z kąpielą”, jak tego chciałby poseł Nitras.

SourceRedakcja

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »