fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

9.2 C
Warszawa
niedziela, 28 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Retoryczne manewry w NATO

Słowa prezydenta Francji Emmanuela Macrona o możliwym wysłaniu na Ukrainę żołnierzy zachodnich w bliżej nieokreślonej przyszłości zyskały większy rezonans niż na to zasługiwały. Nie można jednak ich ignorować, choć z innych powodów niż chciałby francuski polityk.

Warto przeczytać

W ostatnich tygodniach poruszycielami debat i spekulacji dotyczących wojny na Ukrainie były wypowiedzi w kolejności – Donalda Trumpa, Roberta Fico, Emmanuela Macrona oraz Władimira Putina. W Polsce wybrzmiały słowa marszałka Hołowni o „wgnieceniu w ziemię” Putina. Internet zaś rozpalił się emocjami związanymi z potencjalnym wysłaniem  żołnierzy na Ukrainę.

Wypowiedź Donalda Trumpa, potencjalnego gospodarza Białego Domu po następnych wyborach prezydenckich, nasiliła spekulacje o dogadaniu si e USA z Rosją, opuszczenia Ukrainy i wschodniej flanki NATO a może w ogóle wycofania się Amerykanów z Europy. Jednak okoliczności i forma tej wypowiedzi nie powinny podsuwać takich wniosków.

Brutalny Trump, przywódczy Macron

Trump nie powiedział w gruncie rzeczy niczego nowego. W internecie znaleźć można wypowiedzi Trumpa z przełomu lat 80. I 90., kiedy nie myślał nawet o kandydowaniu na prezydenta, w których domagał się rozliczania sojuszników z łożenia na swoją obronność. Pozostał w tym przekonaniu konsekwentny. Już jako prezydent USA starał się wymuszać na państwach NATO zwiększenie nakładów na te cele. Choć wcześniej mówił już o NATO jako o tworze przestarzałym i zbędnym to od jego kadencji Sojusz zaczął się de facto umacniać, a nawet rozszerzył się o Szwecję i Finlandię.

Kampanijna wypowiedź Trumpa o tym, że zachęcałby Rosję do robienia „tego, co chce” z tymi europejskimi krajami, które nie wydają dostatecznych środków na swoje bezpieczeństwo nie miała nic wspólnego z dyplomacją, była po trumpowsku brutalna a nawet bezczelna, ale kierowana była do amerykańskiego wyborcy republikańskiego, nie do polityków europejskich. A ten wyborca jest rzeczywiście jest coraz mniej skłonny akceptować politycznie sytuację, w której to amerykański podatnik ma ponosić koszty bezpieczeństwa w Europie. Od takich kampanijnych emocji do przełomowych decyzji strategicznych supermocarstwa droga jest jednak daleka.

Za obawami, że USA wycofają się za chwilę z Europy i ze wspierania Ukrainy kryje się błędne założenie, że obecne działania Stanów Zjednoczonych wynikają z jakichś idealistycznych aspiracji i mogą być odwrócone kaprysem przywódcy, bez oglądania się na głębsze, strategiczne interesy USA na europejskim kontynencie. Nie znaczy to, że ewentualny prezydent Trump nie zechce doprowadzić do jakiegoś pokojowego rozwiązania, dogadania się z Rosją nawet kosztem Ukrainy. Tego dziś nie wie nikt, pewnie nawet sam Trump. Wiele zależeć będzie od sytuacji na froncie, od tego jak daleko Rosjanie dojdą albo od tego czy i jak skutecznie uda się przeprowadzić ukraińską kontrofensywę.

Z kolei wypowiedź prezydenta Francji była dość typowa dla polityków tego kraju próbą podkreślenia swojego znaczenia w Europie, zademonstrowania gotowości do przewodzenia w Europie. Niekoniecznie popartą jakimikolwiek twardymi realiami. Chyba trudno komukolwiek wyobrazić sobie dziś francuską armię walczącą z Rosjanami o Ukrainę. W najbardziej optymistycznej interpretacji może być to sygnał otrzeźwienia Francji w ocenie polityki Kremla, realnie stanowić może element NATOwskiej polityki odstraszania wobec Rosji, elementem wojennej gry psychologicznej, korespondującej z toczącymi się równolegle manewrami wojsk NATO na wschodniej flance. Wypowiedź Macrona ma propagandowo niwelować wypowiedź Donalda Trumpa, a przede wszystkim – budować wizerunkowo francuskiego prezydenta, k tory w ostatnich miesiącach przyjął kurs bardziej na prawo, prezentując się jako silny, autonomiczny  przywódca na skalę europejską.

NATO na Ukrainie

Same słowa o tym, że obecność wojskowa NATO na terytorium Ukrainy jest w przyszłości niewykluczona to przy tym wyważanie otwartych drzwi. Po pierwsze dlatego, że żołnierze natowscy, np. brytyjscy są tam obecni od początku wojny, s a tam zachodnie siły specjalne, szkoleniowe czy medyczne. Po drugie, Ukraina już ma podpisane bilateralne umowy z krajami NATOwskimi, w tym z Wielką Brytanią, Francją właśnie, Niemcami czy Holandią, które obejmują potencjalnie m.in. dostarczenie obsługę sprzętu przeciwlotniczego. Przejęcie obrony przeciwlotniczej przez zachodnie siły na terenach nie objętych inwazją rosyjskich wojsk miałoby przy tym charakter poniekąd deeskalacyjny. Europejczycy, zwłaszcza Niemcy, ale w jakimś stopniu również Francuzi, obawialiby się bowiem, że Ukraińcy mogą próbować przy pomocy tej broni razić cele na terytorium Rosji.  Z pewnością jednak taka obecność, o ile rzeczywiście miałaby miejsce, stanowiłaby dla Rosji kłopot, stąd kolejne groźby Putina o możliwym konflikcie nuklearnym. Straszenie w odpowiedzi na odstraszanie.

Wypowiedź Macrona padła po konferencji zwołanej przez niego z przywódcami innych krajów. O atmosferę niepokoju wokół tego spotkania „zadbał” premier Słowacji Robert Fico, który w wyemitowanym dzień wcześniej filmie w internecie zapowiedział, ze nie dopuści, by żołnierze słowaccy wysłani zostali na Ukrainę, nawet jeśli musiałby za swoje stanowisko zapłacić pełnionym przez siebie urzędem. Z kolei po spotkaniu premier Grecji ogłosił, ze za wprowadzenie wojsk NATO na Ukrainie miały optować kraje bałtyckie oraz Polska. Polski premier powiedział jednak, z e nie widzi możliwości wysłania na Ukrainę polskich żołnierzy. Przez media przetacza się  jednak wciąż debata i dywagacje na temat tego, co by było gdyby. Temat nie jest jednak przecież nowy. Już w marcu 2022 roku, kilka tygodni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę Jarosław Kaczyński podczas wizyty w Kijowie powiedział, że na Ukrainie potrzebna jest misja pokojowa NATO, zdolna w razie potrzeby się obronić. Dzisiaj też widać, ze idea ta pada na podatny grunt w tych krajach wschodniej flanki, które Rosji mogą obawiać się n najbardziej, czyli w krajach bałtyckich. W przypadku Francji to większym stopniu element wewnętrznej gry politycznej i wizerunkowej. Ale też przygotowywanie europejskiej opinii publicznej na ciężary związane z większym wysiłkiem obronnym państw europejskich.

Atom dla Polski?

Ciekawym wątkiem publicystycznym po wypowiedziach Donalda Trumpa jest kwestia ewentualnego przekazania Polsce broni atomowej. Brytyjski „The Spectator” opublikował pod koniec lutego tekst o tym, że najwyższy czas, by taka broń do Polski trafiła na stałe. Utrwalałaby ona polskie bezpieczeństwo (kraje atomowe nie s a zazwyczaj atakowane) i stanowiłaby silny czynnik odstraszania Rosji od agresji na kraje NATO. Ten temat również nie jest nowy. Już w czasie trwania wojny na Ukrainie polskie władze podnosiły publicznie wolę uczetniczenia w programie nuclear sharing, czyli rotacyjnej obecności broni atomowej w naszym kraju. Ale jeszcze wcześniej, bo w roku 2020 ówczesna ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher mówiła o możliwości przeniesienia broni jądrowej z Niemiec do polski. Wtedy była to retoryczna rozgrywka administracji Trumpa z Niemcami. Przeniesienie europejskiego ośrodka bezpieczeństwa militarnego z Niemiec do Polski pozostało retoryczną zapowiedzią. Czy dziś staje się bardziej realnie – nie wiadomo. Ważne, by w takim przypadku Polacy znali zarówno atuty jak i wszystkie ryzyka wiążące się z takim strategicznym wyborem.

Przeczytaj także:

Dziś dla Polski kluczowe pozostaje utrzymanie jedności NATO oraz bliskie relacje z USA. Przy jednoczesnym wzmacnianiu zdolności obronnych na wszelki, zwłaszcza ten najgorszy, wypadek. Czyli osłabienia NATO czy nawet radykalnej zmiany polityki amerykańskiej w regionie, która zachęciłaby Rosję do agresji także na Polskę.  Dziś na samodzielne stawienie czoła takiej ewentualności z pewnością nie jesteśmy gotowi.

Radosław Różycki

SourceRedakcja

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »