Jak to przedstawia się w innych państwach, a szczególnie w tym, które miało zburzyć stary porządek i zbudować nowy? Chiny po rewolucji kulturalnej osiągnęły zawrotną dzietność 7,51. Władza, bojąc się naporu olbrzymiej liczby młodych ludzi, wprowadziła politykę jednego dziecka. Dzisiaj w 2022 roku (podając za „Meiri Jingji Xinwen”) wskaźnik ten osiągnął 1,09. Ogłoszona w 2021 r. polityka „Zhengce” – trójki dzieci – odniosła spektakularną porażkę.
Możemy przypuszczać, że te dane są (jak wiele innych w przypadku Chin) „podkolorowane” i sytuacja może być jeszcze gorsza. Według oficjalnych danych pik liczby aktywnych zawodowo Chiny osiągnęły w 2011 roku. Jednak nie to jest chyba tym, co władzom Chin spędza sen z powiek. Wydaje się, że kluczową cezurą dla przyszłości każdego kraju (w tym Chin) będzie moment przełamania, w którym więcej osób odejdzie na emeryturę, niż wejdzie w okres aktywności zawodowej. Natomiast sama dzietność, wyznacza perspektywę, kiedy to może nastąpić, a i to w powiązaniu z innymi czynnikami.
Aby zrozumieć wagę tego problemu dla przywódcy Chin, konieczne jest wprowadzenie. W październiku 2017 roku, podczas Kongresu Narodowego Ludowej Republiki Chińskiej Xi Jinping ogłosił plan rozwoju konsumpcji w Chinach. Plan został nazwany „Nową Strategią Rozwoju Konsumpcji” jako jeden ze środków osiągnięcia celu w postaci realizacji „Strategii Podwójnego Obiegu”. Strategia ta zakłada zmianę pozycji Chin w gospodarce światowej, przy zachowaniu otwarcia na gospodarkę światową i jednoczesne zwiększeniu popytu wewnętrznego.
Bazując na wcześniejszej koncepcji przyciągania technologii, inwestycji i surowców do produkcji eksportowej, Xi zamierzał zmienić model, nastawiając się na import surowców i towarów niskoprzetworzonych, aby eksportować towary, technologie i inwestycje o wyższej wartości. Jak widzimy, jednym z fundamentów strategii było przejście Chin z poprzedniego wzorca wzrostu gospodarczego opartego na eksporcie i inwestycjach na model napędzany głównie konsumpcją krajową i w którym eksport miałby odgrywać rolę uzupełniającą. Tutaj warto też wspomnieć, że w krajach bardziej liberalnych obserwujemy wyższy poziom konsumpcji prywatnej, przekraczający 50 proc. PKB, a niekiedy nawet sięgający 60 proc. Tymczasem w Chinach udział konsumpcji gospodarstw domowych w PKB niewiele się w czasie rządów Xi zmienił (z 34,3 proc. do 38,5 proc.). Dlaczego tak bardzo zależało Xi na wzmocnieniu konsumpcji prywatnej?
O ile wszyscy mamy świadomość, że dekoniunktura w kraju mocno przekłada się na konsumpcję, to jednak ta sama konsumpcja zapewnia obok inwestycji i eksportu „drugą nogę” wzrostu gospodarczego, która w razie problemów z partnerami zagranicznymi, może umożliwić przetrwanie. Mówiąc prosto, Xi obawiając się skutków konfliktu na większą skalę z Zachodem, chciał dywersyfikować model gospodarczy, zmniejszając w razie poważnych problemów eksportowych ryzyko załamania gospodarczego.
Jak delikatna w swej istocie jest gra Xi, możemy prześledzić, zastanawiając się nad tym, że zwiększenie konsumpcji i autonomii gospodarstw domowych w jakiejś skali, przeciwstawiałoby się wysiłkom zmierzającym do zwiększenia centralizacji chińskiego systemu gospodarczego, co jest oczywistym celem przywódcy Chin.
Tutaj dochodzimy ponownie do czynnika demograficznego. Z zabezpieczenia emerytalnego może w pełni cieszyć się jedynie jeden na dziesięciu Chińczyków, natomiast wiek emerytalny jest wyraźnie niższy niż w Polsce, a to powoduje, że Chiny są rekordzistą, jeśli idzie o wysokość stopy oszczędności.
Gospodarstwa domowe, zamiast konsumować, oszczędzają pieniądze na opiekę zdrowotną i emeryturę. Wysoki poziom oszczędności z kolei sprzyja wzrostowi opartemu na inwestycjach, gdyż ułatwia dostęp do taniego kapitału. Oszczędności jako udział w połowie PKB, utrzymują się na stałym poziomie bliskim 45 procent, znacznie wyższym niż w krajach bogatszych. Kolejnym niezmiernie ważnym czynnikiem wiążącym się z demografią są zmiany profili konsumpcji, zależne od wieku (podobne w wielu krajach). Najbardziej prokonsumpcyjnie są nastawieni ludzie młodzi, którzy urządzają się w swoim życiu, zakładają rodziny etc. Z czasem, zaczynają coraz więcej oszczędzać. Natomiast emeryci nie mając z czego oszczędzać, jedynie konsumują, lecz na poziomie niższym, gdy jeszcze pracowali.
Tutaj dochodzimy do kwestii kluczowej dla planów Chin (i wielu innych państw, a w tym Polski). Rok, w którym dojdzie do przełamania, gdy liczba osób przechodzących na emeryturę, przewyższy liczbę wchodzących w życie zawodowe, będzie oznaczał, że po pierwsze, patrząc od strony militarnej, liczba rekruta będzie już tylko mniejsza. Druga rzecz to konsumpcja prywatna. Przy braku zmian w systemach zabezpieczenia, będzie już tylko spadała, a możliwości produkcyjne samej gospodarki zaczną maleć. Dane związane z demografią są niestety wyraźnie niepewne, jednak możemy się spodziewać, że około roku 2030 nastąpi w Chinach ten moment. Tak bliska perspektywa wskazuje na rosnące zagrożenie bezpieczeństwa Azji i Zachodu, a zarazem mocno zawęża czasowo ryzyko.
Upraszczając, Chinom pozostało maksymalnie 10 lat, aby coś radykalnie zmienić, później winda demografii zjedzie zbyt nisko, aby same Chiny były w stanie cokolwiek zmienić. Mamy przed sobą prawdopodobną dekadę, w której Xi może pokusić się o wywołanie konfliktu, w tym również militarnego.
Tym, co powoduje, że ryzyko zagrożeń będzie mniejsze, jest brak powodzenia Rosji na wojnie z Ukrainą oraz obok narastających napięć demograficznych, kryzys wewnętrzny. Jedno z dotychczasowych kół zamachowych gospodarki, czyli inwestycje związane z nieruchomościami, przechodzą największe załamanie w historii. System bankowy jest również w marnej kondycji, a to krwiobieg gospodarki. Xi miał nadzieję na wzrost dzietności, jednak nic z tego nie wyszło. Brak sukcesów w realizacji planów pronatalistycznych nie powinien dziwić w sytuacji, gdy uwzględnimy czynniki kulturowe (silny patriarchalizm, zniechęcający do zamążpójścia) czy zabójczą dla chińskiego etosu pracy modę nazwaną Tang Ping, co można przetłumaczyć jako „leżeć płasko”. Sprowadza się ona do minimalizmu w każdej sferze, tak w pracy, jak i w związkach. Dochodzą do tego koszty wynajmu i zakupu mieszkania, dramatycznie rosnące koszty wychowania dziecka, czy to, że mnóstwo pracowników z prowincji, pracujących jedynie w wielkich ośrodkach, widuje się ze swoją rodziną zaledwie kilka razy do roku. Dzietność w największych miastach może zbliżać się już do 0,6 i jak się wydaje, sytuacja Chin jest już „nienaprawialna”.
Chcąc załatać dziurę ubytku pracujących, władze mocno wspierają robotyzację, która w porównaniu z innymi krajami uprzemysłowionymi jest na względnie niskim poziomie. Istnieje tutaj przestrzeń na poprawę sytuacji, ale nie spodziewajmy się wielkiej różnicy. Podobnie rzecz się ma z przemysłem półprzewodników, który rośnie jak na drożdżach, ale napotyka coraz wyraźniejsze bariery rozwojowe, tracąc kontakt z czołówką świata.
Jak pokazuje przykład Japonii, już w 1975 roku liczba osób wchodzących w wiek emerytalny była wyższa niż rozpoczynających życie zawodowe. Tym, co ratowało wówczas Japonię, był najszybszy wzrost wydajności pracy, wśród państw uprzemysłowionych i wysoce konkurencyjne, innowacyjne, własne produkty. Gospodarka Japonii była najsilniej skorelowana z USA, które w tym czasie przeszło kilka kryzysów. Jednakże, o ile da się łatwo zauważyć podobne trendy wzrostu PKB obydwu krajów, to do roku 1973 gospodarka Japonii rozwijała się wyraźnie szybciej, a później już zauważalnie wolniej.
Patrząc na sytuację Rosji, ocenia się, że moment przełamania demograficznego nastąpi już w bieżącym roku, to może być jedną z odpowiedzi na pytanie, z jakiego powodu Putin zaatakował Ukrainę, nie będąc w pełni do tego przygotowanym. Kończył mu się czas, a tworzona wcześniej „poduszka finansowa” mogła zacząć się przedwcześnie kurczyć, natomiast konsumpcja prywatna wygląda nadzwyczaj słabo i nie widać nadziei, aby to się miało poprawić.
Spoglądając na naszych zachodnich sąsiadów, musimy zauważyć, że krytyczny demograficznie moment przyjdzie nadzwyczaj szybko. Już w 2032, łącząc to z systemowymi problemami gasnącego przemysłu, niechęcią do postaw konsumpcyjnych i podporządkowaniu potrzebom eksportowym gospodarki, perspektywy Niemiec nie wyglądały dobrze. Tym bardziej że liczni imigranci, którzy przybyli w ostatnich latach w większości są na utrzymaniu państwa, chociaż według zapewnień polityków, mieli budować dobrobyt kraju.
Największy partner polityczny Niemiec, czyli Francja (podobnie jak Rosja), w obecnym roku również ma doświadczyć demograficznego przełamania. W najlepszym razie możemy spodziewać się utrwalenia obecnej stagnacji, a perspektywy wzrostu są raczej nikłe.
W przypadku największego mocarstwa świata również sprawa nie wygląda zbyt dobrze. O ile dzietność jest nie najgorsza na tle innych krajów uprzemysłowionych, to przełom ma nastąpić szybko, bo już w okolicach 2030 roku, co również pokazuje, że USA są niejako skazane na próby utrzymania obecnej sytuacji.
Na tle wyżej wymienionych, nasza Polska wygląda całkiem przyzwoicie. U nas rok, w którym ma nastąpić przewaga przechodzących na emeryturę, względem wchodzących w wiek produkcyjny nastąpi względnie późno, czyli około 2040 roku, co daje nam jeszcze odrobinę czasu na zyskanie przewag względem sąsiadów.
Przeczytaj także:
- Jak rząd włoski chce zwiększyć dzietność
- Klęska polityki multikulti
- Rekordowe bezrobocie wśród młodych Chińczyków
Spośród krajów, które mają dla nas znaczenie, hipotetyczny przyszły lider gospodarczy, czyli Indie, będą na rok demograficznego zwrotu czekać najdłużej. Demografowie przewidują, że nastąpi to w 2045 roku. Porównanie Chin i Indii w przedmiotowym zakresie daje odpowiedź na pytanie, jak może wyglądać Azja i Świat za 20 lat, i jak bardzo będzie się on różnił od tego, co obserwujemy dzisiaj.