Pogłębienie unii między Francją, Niemcami i Wielką Brytanią może zrodzić nową siłę, prawdziwie szanowaną w świecie. Jest to możliwe mimo opuszczenia przez Wielką Brytanię szeregów Unii Europejskiej. Brexit bowiem nie jest tożsamy z jej rozstaniem się z europejskimi wojskowymi sojusznikami.
Tradycje współpracy międzynarodowej
Można mówić o wielowiekowej tradycji, jeśli chodzi o operacyjną współpracę wojskową Londynu z Paryżem. A dzięki porozumieniom z Lancaster House, podpisanym przez Nicolasa Sarkozy’ego i Davida Camerona w listopadzie 2010 r., jest ona kontynuowana również w dziedzinie jądrowej. „Żadna podrzędna okoliczność ekonomiczna nie zdoła nigdy zniszczyć unii dusz, jaka istnieje między Francuzami i Anglikami. Francuzi nigdy nie zapomną, że Londyn był stolicą Wolnej Francji” – zaznacza francuski dziennikarz i pisarz Renaud Girard w swoim artykule opublikowanym w „Le Figaro”.
Mniej stabilna jest z pewnością, trwająca jednak już sześć dekad, przyjaźń francusko-niemiecka. „2 września 2021 r. obchodzić będziemy 59. rocznicę triumfalnej tygodniowej wizyty generała Charlesa de Gaulle’a w Niemczech. Jako druga co do wielkości waluta rezerwowa i handlowa na świecie, euro jest bezpośrednim potomkiem par Giscard-Schmidt i Mitterrand-Kohl”.
W przypadku natomiast Niemców i Brytyjczyków można mówić o podobnym zamiłowaniu do liberalizmu i Ameryki. Więzi między tymi dwoma państwami pielęgnowane są „dzięki bliskiemu substratowi kulturowemu, sięgającemu poza XVIII wiek i dynastię Hanowerów”.
Przeszłość ich dziś nie dzieli
Faktem jest, że te trzy mocarstwa toczyły kiedyś między sobą wiele wojen. Nie przeszkadza im to jednak w dzisiejszej współpracy, a z pogłębionej między nimi unii może wyłonić się szanowana w świecie siła, której nie może już zlekceważyć nawet Rosja. Te państwa nie patrzą bowiem wstecz, nie tęsknią za czasami, gdy były prawdziwymi imperiami, za to podzielają obecnie te same wartości, jakimi są demokracja, wolność i praworządność. Wszystkie trzy są też sceptycznie nastawione wobec neokonserwatystów. No i przede wszystkim, mają wspólne interesy polityczne.
Współpraca Paryż-Londyn-Berlin już raz się sprawdziła w październiku 2003 r., w obliczu zagrożenia nuklearnego ze strony Iranu. Wtedy to ministrowie tych trzech państw odbyli wspólną podróż do Teheranu. Chodziło o skłonienie Irańczyków do rezygnacji z bomby atomowej i przekonanie ich do zaakceptowania zwiększonej kontroli ze strony MAEA (Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej w Wiedniu). Gdy i USA kilka lat później wsparło te wysiłki, możliwe stało się zawarcie, 14 lipca 2015 r. w Wiedniu, znanego jako JCPOA, porozumienia nuklearnego pomiędzy Iranem a sześcioma mocarstwami. Trwało ono w tej konfiguracji 3 lata, do czasu, gdy wypowiedział je Donald Trump w maju 2018 r. Jednak dzięki administracji Bidena, jest szansa na podpisanie JCPOA bis.
Siła trzech
Niedawne wydarzenia pokazały, że lepiej rozmawiać z Kremlem w trójkę niż w pojedynkę. Zwłaszcza jeśli chce się zwiększyć szanse na wycofanie się Rosji z Donbasu i porzucenie przez Moskwę agresywnej strategii cybernetycznej. Rosjanie nie mogą sobie pozwolić na zignorowanie wspólnej presji Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii. Wizyta niemieckiej kanclerz w Moskwie 20 sierpnia 2021 r. pokazała, że rozmowy jednego tylko państwa z Władimirem Putinem nie przynoszą zadowalających efektów.
„Pekin jest mistrzem w sztuce dzielenia Europejczyków w celu realizacji swoich interesów na Starym Kontynencie” – zauważa Renaud Girard. Siła trzech państw potrzebna jest więc też, by poradzić sobie z Chinami. Francja, Wielka Brytania i Niemcy zamierzają wspólnie zwrócić się do Xi Jinpinga w sprawie swobody nawigacji na Morzu Południowochińskim. Chcą też poruszyć kwestię kradzieży technologii i niezbędnej przejrzystości w dziedzinie ochrony zdrowia.
Oś Paryż-Londyn-Berlin powinna również sprawdzić się w rozmowach z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoğanem, dotyczących ograniczenia tureckiego ekspansjonizmu w basenie Morza Śródziemnego i na Kaukazie.
„W porozumieniu z amerykańskim sojusznikiem oś ta powinna zostać utrzymana. Wielka Brytania, za pośrednictwem swojego szefa sztabu jako pierwsza wskazała na absurdalność strategii Joe Bidena w Afganistanie” – przypomina Girard.
I radzi, by Bruksela pozostawiła geopolitykę innym, a skupiła się na pogłębieniu swoich działań w kwestiach handlu, podatków i regulacji cyfrowych, bo „kto chce kontrolować wszystko – przegrywa”.