fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

20.2 C
Warszawa
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Energetyczne napięcie między „zielonym” Berlinem a „atomowym” Paryżem

Rozdźwięk energetyczny między Francją a Niemcami nie jest obojętny dla Europy – pisze „Le Point”

Warto przeczytać

Między Niemcami i Francją nie ma zrozumienia co do decyzji tego drugiego kraju w sprawie przyszłych źródeł energii. Berlin stawia na odnawialne źródła (OZE), podczas gdy Paryż zadecydował o wzmocnieniu francuskiej energetyki jądrowej poprzez uruchomienie sześciu nowych EPR-ów.

I Niemcy i Francja zastanawiają się nad przyszłością swojej energetyki. Nowa niemiecka koalicja pod przewodnictwem Olafa Scholza zawarła w tym celu umowę. Zgodnie z nią Niemcy do 2030 r. oprą swoją energetykę w 80 proc. na OZE. Jest to bardzo ambitny plan, gdyż w 2020 r. takie źródła zapewniały łącznie zaledwie 40 proc. energii (25,6 proc. wiatr, 9 proc. energia słoneczna, 6 proc. biogaz).

Francja stawia na atom

Niemiecka wizja jest sprzeczna z wizją Macrona. Nad tym faktem ubolewał Sven Giegold, europoseł Zielonych i jeden z negocjatorów umowy koalicyjnej, zaproszony przez Fundację Heinricha Bölla w piątek 26 listopada. „Pokażemy, że nowa niemiecka konkurencyjność w przemyśle opiera się na prawdziwym zrównoważonym systemie. Źródła odnawialne są tańsze i są w stanie zapewnić stabilne i zdecentralizowane dostawy energii” – powiedział.

Nie przekonuje to francuskich zwolenników energii jądrowej. Uważają, że słabością OZE jest nieregularny charakter energii wiatrowej i słonecznej. Modelu nuklearnego nie kwestionuje ani Macron, ani republikanie, nie ma co do niego wątpliwości nawet skrajna prawica Marine Le Pem. Ci, którzy optują za odnawialnymi źródłami, od Yannicka Jadota po Jeana-Luca Mélenchona, są postrzegani jako marzyciele lub fantaści.

Niemiecki kompromis co do węgla

Nawet w Niemczech propozycja Zielonych, by przyspieszyć termin odejścia od węgla do 2030 r., spotkała się ze sceptycyzmem ze strony SPD i FDP. Aby z tego wybrnąć, trzy partie koalicyjne wypracowały dyplomatyczną formułę: odejście od węgla nastąpi „idealnie” do 2030 r. W umowie rządowej nie ma jednak wzmianki o gazociągu Nord Stream 2.

Rozbieżności w koszyku energetycznym Francji i Niemiec

Niemcy zamierzają zintensyfikować instalację paneli fotowoltaicznych. Dziś są one obowiązkowe w budynkach użyteczności publicznej i tych przeznaczonych do prowadzenia działalności gospodarczej. W krótkim czasie mają się stać jednak standardem w budynkach prywatnych. Energetyka wiatrowa ma zająć łącznie 2 proc. powierzchni kraju – dziś jest to 0,9 proc. Wysoka minimalna cena węgla, w wysokości 60 euro za tonę, ma skłonić gospodarstwa domowe do postawienia na OZE.

Jeśli chodzi o pojazdy elektryczne, już latem ubiegłego roku po niemieckich drogach jeździło ponad milion takich samochodów. Niemcy chcą, by do 2030 r. liczba ta wzrosła do 15 mln. Ten cel jest zgodny z oceną ekspertów. Jednak nie odbędzie się to za darmo. Taka liczba elektrycznych pojazdów wymaga wzrostu produkcji energii aż o 20 proc.

Rozdźwięk między krajami UE

Rozbieżne plany Niemiec i Francji mają konsekwencje na poziomie europejskim. Zielona etykieta dla inwestycji energetycznych, znana jako „zielona taksonomia”, jest nadal kością niezgody między Paryżem a Berlinem. Niemcy, Luksemburczycy, Duńczycy i Austriacy są zagorzałymi przeciwnikami atomu. Natomiast kraje stawiające na niego, chcą by Komisja Europejska zakwalifikowała energię jądrową jako energię niepowodującą znaczących szkód dla środowiska.

Już wcześniej było na tym tle pewne napięcie między Macronem a wielką koalicją pod wodzą Angeli Merkel. Obecnie rozdźwięk się pogłębił. Jednak nie wszyscy Niemcy mają tak radykalne podejście, jak Zieloni. Socjaldemokraci i Olaf Scholz, co prawda chcą wykluczyć energię jądrową, ale za to uwzględnić gaz.

Francuzi również znajdują się w dość paradoksalnej sytuacji. „Francuski znak »Greenfin«, wprowadzony pod koniec 2015 r. w czasie COP21, wyklucza cały sektor jądrowy i gaz” – przypomina „Le Point”. Macron mimo to próbuje zmusić Europę do przyjęcia standardu, zdefiniowanego przez głównych graczy rynku finansowego – twierdzi Sven Giegold. Jednak francuskie banki nie wykorzystują zielonych obligacji do finansowania energii jądrowej lub gazu – w praktyce są więc bardziej ekologiczne niż francuski rząd.

Potrzebny kompromis

Sven Giegold tłumaczy, co się stanie, jeśli zostanie osłabiony europejski standard dla zielonego finansowania w porównaniu z tym już istniejącym na rynku. „Wynik będzie jasny: ten standard nie będzie stosowany, a standard zostanie ponownie znacjonalizowany. Europejska etykieta z napisem »nuclear« nie będzie sprzedawana w Niemczech i w wielu innych krajach Europy. Dlatego też należy znaleźć kompromis” – podsumowuje europoseł Zielonych.

„Koszyk energetyczny państw, w celu osiągnięcia neutralności pod względem emisji dwutlenku węgla, ma być zgodny z zasadą neutralności technologicznej” – tak ustaliło 27 członków UE. Jak to poszczególne kraje zrobią, nie zostało określone. Jeżeli więc Francuzi emisję CO2 ograniczą poprzez energię jądrową, to jest to ich suwerenny wybór. Jeśli Francja musi finansować energię, która nie jest „ubezpieczalna” i wymaga ogromnych dotacji, to jest to ich demokratyczna decyzja. Nikt też nie może się sprzeciwić temu, że Niemcy będą korzystać z gazu podczas przechodzenia na odnawialne źródła energii. „Ale w takim przypadku każdy musi być w stanie sfinansować swój wybór bez pomocy zielonej taksonomii” – uważa Giegold. Tak energia jądrowa, jak i gazowa, powinny jednak zostać wyłączone z zielonej taksonomii. „Dla mnie, jako Zielonego, nie jest to racjonalne, nie jest to ekonomiczne, nie jest to konkurencyjne, ale jest to suwerenna decyzja naszych partnerów. Nie wolno nam jednak zmieniać definicji tego, co jest zrównoważone na rynku finansowym” – mówi europoseł.

Drogi atom

Aby rozbudować francuską energetykę jądrową, potrzebne są środki wynoszące ok. 150 mld euro. Francja potrzebuje więc prywatnego finansowania. „Wykluczenie energii jądrowej z taksonomii ekologicznej oznacza skazanie Francji na… wzrost rachunków konsumentów, a nawet podatków, jeśli EDF będzie musiało zostać dokapitalizowane. Delikatny wybór polityczny” – zauważa „Le Point”.

Trzeba czekać do końca grudnia, kiedy to Komisja Europejska przedstawi swój akt delegowany w sprawie zielonej taksonomii. Decyzja ta może jednak zostać odrzucona przez państwa członkowskie (kwalifikowaną większością głosów) i Parlament Europejski.

Kiedy Olaf Scholz, już jako kanclerz, spotka się z Emmanuelem Macronem, nie unikną tego spornego tematu. A francusko-niemiecki kompromis w tej sprawie będzie miał istotne znaczenie dla przemysłowej przyszłości Europy.

SourceLe Point

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »