fbpx
29 kwietnia, 2025
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Izrael wraca do biznesu gazowego

Redakcja
Redakcja

Nowy Świat 24 | Redakcja

gaz, gazociąg, Izrael, infrastruktura, przesyłowa

Za tą decyzją stała obawa o zmiany klimatyczne, do których eksploatacja gazu mogłaby się przyczyniać. Wydawało się, że będzie to trwały kierunek działania. Lecz niedawno Elharrar zatwierdziła nowy przetarg na licencje związane z poszukiwaniem gazu.

Minister energetyki nie była jednak zbyt chętna do dzielenia się informacjami o decyzjach w tej sprawie. Dopiero ostatnio wydała oficjalne oświadczenie. Wcześniejsze wiadomości przybierały formę ogólników. Wspominała o „prawdziwym i szczerym zaniepokojeniu wydarzeniami w Europie”, „bezpieczeństwie energetycznym Izraela”, „dywersyfikacji źródeł energii”, czy „inwestycjach w źródła odnawialne”.

Skąd więc ta zmiana? Powodem jest wojna w Ukrainie, która wywróciła do góry nogami światowe rynki energetyczne. Wszystkie kalkulacje w tej sprawie stały się po 24 lutego nieaktualne. Łącznie z pilną potrzebą łagodzenia zmian klimatycznych.

Istotnym elementem tych zawirowań jest dla Izraela fakt, że Europa jest zdecydowana uniezależnić się od rosyjskiego gazu i ropy. Dlatego potrzebuje alternatywnych źródeł. Nawet jeśli ten bliskowschodni kraj nie uratuje w ten sposób Starego Kontynentu, podobnie jak nie uratuje Ukrainy Żelazną Kopułą, to jednak może znacząco pomóc. Także dzięki współpracy z innymi producentami surowca w regionie jak Egipt i Cypr.

Przeczytaj także:

Unia Europejska zaopatrywana przez lata w tani surowiec z Rosji nie była zainteresowana egipskimi dostawami. Tamtejszy produkt musi być on bowiem dostarczany w postaci droższego skroplonego gazu ziemnego. O braku porozumienia zadecydowały też inne względy. Prezydent Egiptu Abdel Fattah al-Sissi był źle oceniany pod względem przestrzegania praw człowieka. Dodatkowo Europa starała się zminimalizować emisję CO2 i nie chciała więcej paliw kopalnych. Obecnie jednak wszystko zeszło na dalszy plan.

Wojna w Ukrainie zmieniła globalną energetykę w nieco mniejszym stopniu niż chciałaby tego izraelska minister i inni. Światowe ceny gazu ziemnego gwałtownie wzrosły jeszcze przed rozpoczęciem walk. Był to efekt rosnącego popytu związanego z ustąpieniem pandemii oraz faktem, że Europa ograniczała zużycie paliw kopalnych szybciej, niż rozwijała alternatywne źródła energii. A te ostatnie nie okazały się aż tak niezawodne.

Mimo wszystko pierwotna decyzja o wstrzymaniu nowych poszukiwań gazu była błędna. Podobnie jak linearne myślenie o problemie energii. Zależność nie polega bowiem tylko na rosnącym wykorzystaniu źródeł odnawialnych i malejącym zużyciu paliw kopalnych. Cała transformacja jest znacznie bardziej skomplikowana i obarczona ryzykiem, co pokazała wojna w Ukrainie.

Zmiana decyzji przez Izrael powinna doprowadzić do zwiększenia produkcji. Wymaga to jednak czasu na proces organizowania przetargów, składania i rozpatrywania ofert oraz prowadzenia prac poszukiwawczych przez zwycięzców. I to przy założeniu, że znajdą oni nadające się do komercyjnej eksploatacji zasoby. Odkrycie złoża o wielkości 8 mld metrów sześciennych dokonane ostatnio przez firmę Energean znacznie rozminęło się z oczekiwaniami.

Organizacje ekologiczne, niezadowolone ze zmiany kursu dokonanego przez minister energetyki, zauważają, że konflikt w Ukrainie może się skończyć, zanim zostanie uruchomiona izraelska produkcja, a wraz z nią popyt. W takiej sytuacji fiasko dotknie przede wszystkim firmy, które otrzymają koncesje na wiercenia. Z drugiej strony trudno sobie wyobrazić, żeby rynek wrócił do stanu sprzed wojny. Europa wyciągnęła wnioski i będzie chciała zdywersyfikować swoje źródła energii, niezależnie od aktualnej sytuacji geopolitycznej.

Kolejnym problemem jest sprawne i tanie dostarczenie gazu na Stary Kontynent. Najlepszym wyjściem byłoby zbudowanie podmorskiego rurociągu, który bezpośrednio dostarczałby izraelski i cypryjski gaz poprzez Grecję. Jednak na drodze ku temu istnieje wiele przeszkód. Ogromne koszty budowy, trudności technologiczne (biegłby przez bardzo głębokie wody) i ostry opór polityczny ze strony Turcji. Dla obecnego prezydenta tego kraju Recepa Tayyipa Erdoğana marzeniem jest podmorski rurociąg do Turcji. Połączyłby się z obecną siecią rurociągów transportujących gaz z Rosji i Azji Środkowej do Europy.

Chociaż turecki przywódca wypowiada się ostatnio w przyjaznym tonie na temat turecko-izraelskiego gazociągu, to Izrael pozostaje ostrożny w podejmowaniu jakichkolwiek długotrwałych zobowiązań. Alternatywą pozostaje wciąż eksport izraelskiego gazu do Egiptu, skraplanie go w dwóch zakładach LNG w tym kraju, a następnie ponowne wysyłanie do Europy. Taki łańcuch dostaw już istnieje, choć w skromnej skali. Cena jest na pewno przeszkodą, ale w aktualnej sytuacji zdesperowana Europa byłaby, może skłonna to przeoczyć. Ta opcja zapewnia jednak niewielki eksport, chyba że Egipt zdecyduje się na budowę nowych instalacji LNG i rozbuduje już istniejące. Pozwoliłoby to zwiększyć dostawy. Izrael musiałby z kolei zbudować nowe rurociągi, którymi gaz będzie przesyłany do zakładów.

Egipski rząd jest skłonny podjąć takie działania, ale wymaga to czasu. Obecne dostawy to zaledwie 2 mld metrów sześciennych gazu, gdy tymczasem dostawy z Rosji wynosiły w 2021 r. 200 mld metrów sześciennych.

Nie wiadomo też, czy takim pomysłem będą zainteresowane międzynarodowe firmy energetyczne. Pierwsze trzy aukcje poszukiwawcze w Izraelu nie wzbudziły wielkiego zainteresowania. Ale od tego czasu amerykański potentat Chevron wszedł do izraelskiego sektora tylnymi drzwiami, kupując Noble Energy. Podobnie postąpiła emiracka spółka Mubadala, kupując udziały w polu Tamar.

Z pewnością jednak w obliczu obecnej wojny i ogromnej zmiany globalnej dynamiki energetycznej Izrael ma duże szanse na zyskanie trwałych odbiorców gazu. Wszystko wyjaśni się w ciągu najbliższych miesięcy, gdy rozpoczną się przetargi.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: