fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

15.3 C
Warszawa
wtorek, 14 maja, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Liberalna opozycja w Rosji

Odkąd rosyjska agresja na Ukrainę rozwinęła się do poziomu konwencjonalnej wojny, Zachód zaczął zwracać większą uwagę na obecną w Rosji liberalną opozycję. Nic w tym dziwnego, bo jej liderzy często są wiarygodni, intrygujący, a przy tym godni podziwu. Wielu z nich, także sprzeciwia się inwazji na Ukrainę. „The American Conservative” zastanawia się jednak, czy ich interesy faktycznie zbieżne są z interesami zachodniego świata.

Warto przeczytać

Bez względu na wybraną opcję polityczną, w zasadzie wszyscy Rosjanie patrzą na Ukraińców jako na bratni naród, który zamieszkuje teren, z którego wywodzi się cywilizacja rosyjska, czyli Ruś Kijowską. Rosyjscy liberałowie uważają, że Ukrainie należy pomóc, dostarczając broń i wspierając upadłą gospodarkę. Dla nich ten konflikt jest bardzo ważny, unieważnia praktycznie wszystkie inne konflikty na świecie. Stanowi dla nich szansę, która może ich daleko zaprowadzić. Ich motywacja do przedłużania wojny na Ukrainie wymaga jednak dokładnego przyjrzenia się.

Liberalna opozycja z Rosji nie przypomina za bardzo zachodnich postępowców. W kwestiach ideologicznych często opowiadają się za zachodnimi wartościami, są racjonalną stroną konfliktu. Są też konsekwentni, mocno trzymają się swoich idei i są naprawdę odważni – co pokazał nie tak dawno Aleksiej Nawalny, który niedługo po zatruciu zdecydował się wrócić do Rosji, gdzie szybko został uwięziony.

Rosyjska opozycja jednocześnie przypomina każdą inną – jest zwrócona przeciwko panującemu reżimowi, krytykuje i w zasadzie gardzi Putinem. A mimo to nie odnosi specjalnych sukcesów. W latach 90. Borys Niemcow i jego współpracownicy nie zrealizowali głoszonych przez siebie programów politycznych, a na domiar złego stracili relację ze zwyczajnymi Rosjanami. Nie mając większego wyboru, liberałowie dogadali się z nacjonalistami. Wśród protestów, które wybuchły w Rosji w 2007 r., Gary Kasparow – arcymistrz szachowy o liberalnych poglądach – wszedł w komitywę z Eduardem Limonowem, jednym z założycieli Partii Narodowo-Bolszewickiej, ale nawet tak daleko idący kompromis nie poskutkował żadnym wymiernym sukcesem.

Przeczytaj także:

Rosyjscy liberałowie nie potrafili wprowadzić swojego kraju na tory liberalno-demokratyczne i to wzbudziło w nich narastającą frustrację, której obiektem stał się nie tylko sam reżim, ale i rosyjski naród. W ogłoszonym w 2010 r. głośnym eseju Jurij Nesterenko przekonywał, że charakter Rosji predestynuje ją do wpadania w kolejne rządy totalitarne, ponieważ obywatele tego kraju mają niewolniczą mentalność. Sam zdecydował się opuścić ojczyznę.

Teraz, dekadę później, liberałowie rosyjscy patrzą na ukraińską wojnę i wciąż marzą o rewolucji. Stoją po stronie Ukrainy, równocześnie śniąc o odtworzeniu rewolucji bolszewickiej w 2022 r. Nie stanowią dużej siły w rosyjskiej polityce, przez co może i łatwiej utożsamiać im się z mniejszościową partią bolszewików. W końcu tamtej przed laty udało się przejąć władzę – wystarczyło tylko przyciągnąć zbuntowanych żołnierzy po pierwszej wojnie światowej. Teraz rosyjscy liberałowie – podobnie jak wielu liberałów na Zachodzie – przekonani są, że zmiana reżimu w kraju stanie się możliwa w wyniku połączenia wewnętrznego niezadowolenia oraz zewnętrznej presji.

Wydarzenia na Majdanie z 2014 r. miały miejsce niedługo po trwających w latach 2011-2013 protestach antyrządowych w Rosji. Rosyjska opozycja była bardzo zdziwiona tym, jak tłumy Ukraińców gromadzą się w centrum Kijowa i jak sprawnie osiągają postawione cele. Wtedy rosyjscy liberałowie zrozumieli, że Ukraińcy odrzucili spuściznę ZSRR i niewolniczą mentalność. Pokazali się jako wschodni Słowianie, którym zależy na wolności – w dużym kontraście do zniewolonych putinistów. Liberałowie w Rosji zaczęli wierzyć, że skoro liberalna demokracja może rozkwitnąć na Ukrainie, to równie dobrze możliwa jest w Rosji. W końcu łączy ich kultura, historia, a w dużej mierze także język.

Liberałowie w Rosji uważają, że pierwszym warunkiem rozwoju demokracji w ich państwie jest zwycięstwo Ukrainy w toczącej się wojnie. To myślenie jest dość problematyczne. Bo w zasadzie Rosjanie pokazali, że potrafią bronić demokracji, jeśli tego naprawdę chcą – już w czasach Michaiła Gorbaczowa widzieliśmy protesty na ulicach Moskwy, kiedy komuniści próbowali obalić sekretarza generalnego.

Rosjanom najprawdopodobniej nie uda się powtórzyć Majdanu, ponieważ Ukraińcy w 2014 r. zwróceni byli przeciwko słabemu prezydentowi Wiktorowi Janukowyczowi, który nie potrafił opanować protestów i zdusić ich w zalążku. Rosjanie nie są w tej sytuacji, ich prezydent nie jest słabym, nieskutecznym figurantem. Zresztą Ukraina osiągnęła sukces przy dużym wsparciu obcokrajowców, a rosyjscy liberałowie najczęściej działają sami.

Zresztą istotne jest przede wszystkim to, że nie wystarczy obalić jednego reżimu, by stworzyć demokratyczne społeczeństwo. To oddolne instytucje społeczeństwa obywatelskiego budują demokrację. To też widoczna słabość skorumpowanej Ukrainy. Rosjanie tego nie widzą, ale ukraiński reżim pozostaje represyjny. Na przykład prowadzi czarną listę znaną jako Myrotworeć – znajdują się na niej osoby z zagranicy i Ukrainy, które wypowiadają się lub działają w sposób uznawany przez ukraiński reżim za godzący w jego interesy. Na tej liście znaleźli się m.in. dysydent Ołeś Buzyna i dawny parlamentarzysta Ołeh Kałasznikow, obaj zamordowani w 2015 roku.

Rozłam między zachodnim a rosyjskim liberalizmem mogliśmy ostatnio obserwować w sporze Kasparowa z Elonem Muskiem. Zaczęło się od tego, że Musk zaproponował układ pokojowy, który byłby kompromisem terytorialnym. Musk jest przekonany, że takie rozwiązanie jest i tak nieuniknione, a jego przyspieszenie pozwoli tylko na zmniejszenie liczby ofiar. Zaznaczył też, że eskalacja konfliktu mogłaby prowadzić do użycia broni jądrowej, od czego powinniśmy stronić za wszelką cenę.

Tymczasem Kasparow, choć przyznał, że zagrożenie użycia broni jądrowej jest realne, uznał osiągnięcie celów wojennych Ukrainy za najważniejsze, pisząc: „Koszt jest ogromny, ale ponosi go Ukraina. Dlaczego więc ludzie siedzący w zaciszu swoich rezydencji w Dolinie Krzemowej mówią Ukrainie, jak ma prowadzić swoje sprawy? To moralny idiotyzm i geopolityczna ślepota”.

Ale to ani idiotyzm, ani ślepota – Musk po prostu nie odczuwa imperatywu przeciwstawiania się Putinowi. Dla amerykańskiego miliardera Rosja nie jest światowym zagrożeniem. Mało tego, Musk nie uważa zapewne, że bezwarunkowe wsparcie Ukrainy jest bezwzględną koniecznością moralną.

Trudno dziwić się moskiewskim liberałom – w końcu nie mają oni zbyt dużego wyboru. Nie mają lepszej opcji niż głosowanie na Kasparowa, walka o wolność Nawalnego i sprzeciw wobec wojny z Ukrainą. Jednocześnie interesy zachodnich liberałów mogą być inne – przede wszystkim uniknięcie eskalacji zmierzającej do wojny nuklearnej. Bo nie możemy usprawiedliwiać takiego ryzyka nikłą perspektywą demokracji w krajach Europy Wschodniej.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »