fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

13.9 C
Warszawa
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Saudyjczycy nie rozwiodą się z Waszyngtonem, ale szukają też innych małżeństw

Wizyta Xi Jinpinga w Arabii Saudyjskiej pokazuje duże prawdopodobieństwo, że Rijad zbliży się do Moskwy i Pekinu. Oznaczałoby to równocześnie, że monogamiczne małżeństwo z Waszyngtonem dobiegło końca – zauważa magazyn „Foreign Policy”.

Warto przeczytać

„Foreign Policy” przypomina ślubną metaforę, którą w 2004 r. w wywiadzie dla „Washington Post” posłużył się ówczesny saudyjski Minister Spraw Zagranicznych Saud Al Faisal. Powiedział, że „stosunki między Stanami Zjednoczonymi a Arabią Saudyjską nie są »katolickim małżeństwem«, w którym dozwolona jest tylko jedna żona. Jest to »małżeństwo muzułmańskie«, w którym dozwolone są cztery żony”. Dlatego Arabia Saudyjska „nie rozwodząc się z USA, szuka też małżeństw z innymi krajami”.

Wywiad okazał się proroczy. Dziś słowa Sauda Al Faisala się spełniły. Udowodniła to niedawna wizyta w Arabii Saudyjskiej chińskiego prezydenta Xi Jinpinga. Nastąpiła ona po długiej przerwie, trwającej od 2016 r.

Co prawda Chińczycy nie zastąpią Amerykanów, jeśli chodzi o istotną dla Saudyjczyków kwestię bezpieczeństwa, jednak Waszyngton prawdopodobnie przestanie być jedynym ważnym sojusznikiem Rijadu. „W dzisiejszej Zimnej Wojnie 2.0 – czy jakkolwiek chcemy nazwać rosnące napięcia i rywalizację pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami i Rosją – Arabia Saudyjska nie tylko odmówi wyboru strony, ale także prawdopodobnie zbliży się do Pekinu i Moskwy, co będzie wynikało z jej własnych interesów” – zauważa „Foreign Policy”.

Rysy na stosunkach Rijad-Waszyngton

Rozmowy Saudyjczyków z Chińczykami nie służyły jedynie przypomnieniu administracji USA, że musi bardziej zwracać uwagę na saudyjskie interesy. Relacje między głowami obu państw do serdecznych bowiem nie należą. Delikatnie mówiąc, panowie sympatią się nie darzą. Książę Mohammed bin Salman jasno powiedział, że nie obchodzi go, co Biden o nim myśli. Prezydent USA natomiast nie kryje, że nie ma zbyt dobrego zdania o saudyjskim przywódcy. Nie to jest jednak głównym problemem, gdyż trwające od dziesięcioleci stosunki i tak są wciąż podtrzymywane przede wszystkim ze względu na wzajemne interesy. USA potrzebuje saudyjskiej ropy, a Rijad amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa. Jednak z czasem między krajami pojawiły się liczne nieporozumienia i napięcia. Trzeba pamiętać, że w terrorystycznych atakach z 11 września brało udział aż 15 obywateli saudyjskich. Wszystkich porywaczy było zaś 19. To nasuwa oczywiście pytania, czy i ile rząd saudyjski wiedział o spisku?

Przeczytaj także:

Innym punktem wywołującym nieprzyjemne zgrzyty między krajami jest inwazja USA na Irak w 2003 r., która ostatecznie doprowadziła do reżimu szyitów w Bagdadzie. Niesmak Saudyjczyków wzbudziły też działania USA podczas „Arabskiej Wiosny Ludów”. Wówczas to Waszyngton zachęcał do wprowadzenia demokratycznych reform w Egipcie i innych krajach na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Dla monarchii saudyjskiej oznaczało to zagrożenie dla jej autorytaryzmu. Kolejne spięcia wywołała „rewolucja szczelinowa i łupkowa w USA”, czy porozumienie nuklearne administracji Obamy z Iranem, arcywrogiem Arabii Saudyjskiej. Rijad miał też pretensje do Waszyngtonu o słabą reakcję na wrześniowe ataki irańskiego drona na dwa kluczowe obiekty produkujące ropę naftową w Arabii. Takich „drobiazgów” psujących wzajemne stosunki jest zresztą więcej, a wszelkie próby ich naprawiania odnoszą odwrotny skutek.

Coraz słabsze porozumienie

W wypowiedzi dla „Washington Post” przed lipcową podróżą na Bliski Wschód Joe Biden wskazał na konieczność poprawy stosunków amerykańsko-saudyjskich w celu konkurowania z Chinami. Jednak spotkanie amerykańskiego Prezydenta z Księciem Koronnym, mimo że zakończone wzajemnymi uściskami, pokazało przewagę Saudyjczyków. Dostali oni znacznie więcej niż dali. Nie skrytykowali też przeciwników Waszyngtonu. Nie wystąpili wyraźnie ani przeciwko Rosji atakującej Ukrainę, ani nie odwrócili się od dynamicznie rosnących Chin.

Nie doszło też do porozumienia obu stron w sprawie zwiększenia produkcji ropy naftowej przez Arabię Saudyjską. Wręcz przeciwnie – na spotkaniu OPEC+ w październiku, Saudyjczycy i Rosjanie doprowadzili do decyzji o zmniejszeniu produkcji o 2 mln baryłek dziennie. Dla Waszyngtonu oznaczało to bezpośrednie wsparcie dla finansowania rosyjskiej machiny wojennej na Ukrainie.

Gra na dwa fronty

Książe Mohammed bin Salman sytuację postrzega zgoła inaczej. „Z jego perspektywy gra toczy się teraz o to, jak może wykorzystać kartę chińską z korzyścią dla Arabii Saudyjskiej, wydobywając jak najwięcej zarówno z Pekinu, jak i Waszyngtonu, nie zrażając przy tym trwale żadnego z nich” – zauważa „Foreign Policy”.

To nie jest tak, że Saudyjczycy nagle zwrócili się ku Chinom. Swoje relacje z tym krajem rozwijają od lat. Małe i wrażliwe mocarstwa zazwyczaj starają się grać z wielkimi. To, co się jednak zmieniło w całej tej grze, to rosnąca wyraźnie pewność siebie Arabii Saudyjskiej. Jest ona gotowa do niezależnego działania w obronie swoich interesów. Rosnące w siłę Chiny zyskały też znaczenie w saudyjskich kalkulacjach.

Dlaczego Chiny?

Nie stanowią one dla Saudyjczyków jedynie przeciwwagi dla Stanów Zjednoczonych. Obecnie są one przede wszystkim największym partnerem handlowym Arabii Saudyjskiej, większym niż USA. Jak podaje „New York Times”, chińskie firmy są głęboko wplecione w królestwo, budując megaprojekty, tworząc infrastrukturę 5G i rozwijając wojskowe drony.

Pekin wspiera też Arabię Saudyjską w takich dziedzinach jak technologia i telekomunikacja. Niedawno firma China Mobile International podpisała z Rijadem memorandum o porozumieniu „w celu rozwinięcia ekosystemu mediów cyfrowych w Arabii Saudyjskiej”.

Stosunkom między krajami sprzyja dodatkowo to, że Chiny nie starają się w żaden sposób ingerować w politykę wewnętrzną tego arabskiego państwa, ani nie zgłaszają obaw dotyczących praw człowieka. Także Xi, udając się z wizytą do Arabii Saudyjskiej, nie naraża się na protesty ani pouczania w sprawie Ujgurów czy Hongkongu. Dwóch przywódców, którym bliski jest autorytarny sposób rządzenia, czuje więc więź. Spotykając się, wiedzą, że nie będą naciskani na reformy, demokratyzację, ani narażeni na promocję praw człowieka. Rozmowy są więc naznaczone wzajemnym ciepłem i pozbawione nieprzyjemności i tarć.

Grudniowa wizyta chińskiego przywódcy obejmowała trzy szczyty – jeden z udziałem Xi, saudyjskiego króla Salmana i Mohammeda bin Salmana, drugi między Xi a państwami Zatoki Perskiej oraz trzeci z udziałem Xi i państw Ligi Arabskiej.

Spotkanie okazało się owocne dla obu krajów. Podpisanych zostało 34 różnych umów biznesowych, w tym memorandum Huaweia z rządem Saudów.

Co z USA?

Na pewno nie dojdzie do zerwania stosunków Waszyngton-Rijad. Stany Zjednoczone pozostaną nadal kluczowym partnerem Arabii Saudyjskiej w zakresie bezpieczeństwa i współpracy wywiadowczej, tym bardziej że Saudyjczycy wciąż odczuwają ogromne zagrożenie ze strony Iranu. „Chiny nie są w stanie zastąpić wyrafinowanej i skutecznej amerykańskiej broni ani działać jako gwarant swobody żeglugi w Zatoce Perskiej – to amerykańska marynarka wojenna chroni i pomaga zabezpieczyć chińskie dostawy energii w tym regionie” – zauważa „Foreign Policy”.

Jakkolwiek USA nie byłyby Saudyjczykom potrzebne, to ich pozycja we wzajemnych stosunkach nie będzie już tak silna. Saudyjczycy przestali obawiać się ryzyka. Wiedzą, że bez względu na „zieloną rewolucję”, świat będzie jeszcze przez wiele lat uzależniony od saudyjskich węglowodorów.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »