fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

13.7 C
Warszawa
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Jak może wyglądać chińska inwazja na Tajwan?

Jak wyglądałaby chińska inwazja na Tajwan? Być może rozpoczęłaby się w 2025 r., po tym, jak chińskie lotniskowce, okręty podwodne oraz samoloty bojowe okrążyłyby położone na wyspie państwo i nie pozwalały przedostać się nikomu z wyjątkiem pomocy humanitarnej. Oczywiście w ich pobliżu pojawiłyby się nie tylko tajwańskie, ale i amerykańskie okręty wojenne, a także jednostki należące do innych sojuszników Tajwanu. Jednak rozmowy z Chinami nie przyniosłyby rezultatu, a krwawa inwazja ruszyła. O grach wojennych związanych z Tajwanem opowiada „Foreign Policy”.

Warto przeczytać

Major Tom Mouat przyjmuje ten scenariusz z dużym niepokojem. Zwykle sprawy wyglądają inaczej. „Doszliśmy do wojny strzeleckiej, co jest naprawdę przygnębiające” – przyznaje. Major jest brytyjskim ekspertem od gier wojennych. Symulacje inwazji Chin na Tajwan zdarzało mu się przygotowywać już wcześniej. Kiedy z jednej strony rosną ambicje Pekinu do kontrolowania regionu, a z drugiej strony demokratyczne państwa pomagają budować niezależność Tajwanu, konflikt „przybliża się nieco do zaistnienia”. Po chwili jednak wszystkie strony się wycofują. Mouat uważa jednak, że tym razem sytuacja wygląda inaczej. Ze strony Chin mamy bowiem coraz więcej „deklaracji, a [wojna na] Ukrainie zmieniła równowagę”. 9 listopada chiński prezydent Xi Jinping powiedział – i tym razem nie była to żadna symulacja – by przywódcy jego armii „wszechstronnie wzmocnili szkolenie wojskowe w ramach przygotowań do wojny”. Była to odpowiedź na dozbrajanie Tajwanu przez Stany Zjednoczone i realizowania polityki „trzymania w niepewności”, jeśli chodzi o militarną interwencję w przypadku chińskiego ataku na wyspę.

Ubrany po cywilnemu major siedzi w sali wystawowej Akademii Obrony Wielkiej Brytanii. W jego miejscu pracy znajdują się czołgi, dron czy myśliwiec. Jednak dla niego ważniejsza jest kolorowa mapa Azji Wschodniej, którą rozłożono na składanych stołach. Na niej zaś rozmieszczono drewniane krążki z grafikami przedstawiającymi samoloty, statki, wojska, a nawet bomby atomowe, pieniądze czy szpiegów. Jest też krążek z niebieskim człowiekiem na mównicy. To dyplomata.

Dokoła stołu zbiera się grupa brytyjskich i amerykańskich ekspertów wojskowych, którzy wcielają się w rządy i armie Chin, USA, Tajwanu, Japonii i Australii. Zakładają sobie pewne cele polityczne i próbują wszystkimi środkami je osiągnąć. Później każde takie działanie dyskutowane jest z pozostałymi graczami. Mouat jest moderatorem tej gry i testuje szanse zaistnienia każdego scenariusza, wypytując innych graczy i zespół ekspertów obserwujących rozgrywki. Poszczególne eksperymenty myślowe oceniane są w kategoriach prawdopodobieństwa za pośrednictwem kart z punktacją od 10 do 90 proc. Później major berze dwie kostki, jedną o czerwonym, drugą o zielonym kolorze. Reprezentują one nieprzewidziane czynniki. Jeśli scenariusz jest mało prawdopodobny, ale na „kości” wypadnie bardzo wysoki wynik, dopuszcza się możliwość powodzenia tak nieprawdopodobnego scenariusza. Działa to też odwrotnie: prawdopodobny scenariusz może się nie udać pod wpływem wyjątkowego pecha. Krzywa prawdopodobieństwa, która łączy liczby na „kościach” ze średnią punktów procentowych uzyskaną z kart, oblicza sukces lub porażkę danego scenariusza.

Major Mouat zajmuje się tworzeniem gier wojennych od 1988 r. Udoskonalał zasady gry na podstawie badań naukowych – i to nie tych o charakterze militarnym, ale dotyczących przewidywania, odgrywania ról czy crowdsourcingu. Opowiada, że zwyczajna partia trwa około trzech godzin, a w żadnym wypadku nie powinna przekraczać długości jednego dnia, ponieważ „Stożek prawdopodobieństwa staje się szerszy, im dłużej grasz, więc szanse na uzyskanie dobrego wyniku predykcyjnego są mniejsze”.

Przeczytaj także:

Opisana powyżej gra należy do matrycowych gier planszowych – narzędzia stosowanego przez wysokich rangą wojskowych, ale też dyplomatów czy analityków politycznych. Służą one przewidywaniu przebiegu konfliktów, ale także „nadawaniu twarzy rzeczom, o których wiedzą, że są prawdziwe, ale nie chcą ich zaakceptować” – wyjaśnia David A. Shlapak, ekspert Rand Corporation ds. gier wojennych. „Zrozumienie ich własnych, niewypowiedzianych przekonań na temat świata jest niezwykle cenne” – dodaje. Dzięki takim grom lepiej udało się zrozumieć globalne dylematy. To im przypisuje się istotną rolę w pokonaniu niemieckich U-Bootów, podczas II wojny światowej.

Gry wojenne mają bardzo długą tradycję. Do najwcześniejszych należy ta, którą w starożytnych Chinach zaprojektował generał Sun Tzu. W Europie także opracowywano złożone systemy gier wojennych, w tym stosowaną przez niemieckich dowódców wojskowych „grę królewską”. Popularność gier wojennych wzrosła jednak w XIX i XX wieku. To za sprawą wzrostu liczebności wojsk. Przeprowadzanie wspólnych ćwiczeń mobilizacyjnych tak dużych armii było z jednej strony bardzo trudne i niepraktyczne, a z drugiej strony mogło zostać odebrane jako prowokacja przez sąsiednie kraje. Dlatego zaczęto symulować rozmieszczenie wojsk i manewry za pośrednictwem gier wojennych. To zaś napędziło ich rozwój – nie tylko do celów strategicznych, ale i rozrywkowych. Mouat prowadzi takie gry, które mają charakter tajny i przeznaczone są dla decydentów w Anglii i innych państwach. Umieścił też liczący 52 strony przewodnik do gier wojennych w internecie i prowadzi jawne wersje rozgrywek online.

Gry wojenne stosowane są także jako element szkolenia strategów wojskowych. Mouat uważa takie ćwiczenie za „jakościowe, a nie ilościowe, mniej prawdopodobieństwa zabicia jednym strzałem, a więcej: Jak skuteczne było przemówienie ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i tweet Donalda Trumpa?”.

Opisana na początku gra rozpoczęła się w teraźniejszości, jej punktem startowym była decyzja chińskiego rządu, aby zwiększyć nacisk na politykę zjednoczenia poprzez wywarcie silniejszej presji ekonomicznej. Chcąc zdobyć większy wpływ na tajwańską gospodarkę i zaszkodzić tamtejszym interesom Stanów Zjednoczonych, Chiny proponują Tajwanowi dotowane dostawy żywności. Tajwan tymczasem wydłuża obowiązkową służbę wojskową, chcąc w ten sposób wzmocnić swoje siły militarne, choć i tak znacząco ustępują one chińskim. Dla załagodzenia sytuacji Stany Zjednoczone wysyłają do Pekinu gospodarczą delegację. Obserwatorzy gry uważają, że nie jest to zbyt prawdopodobne, oceniają szanse takiego rozwoju na 30 proc., a niski wynik rzutu kostką pozwala przyjąć, że działania USA nie zmieniły sytuacji.

W grze mija rok, a Stany Zjednoczone przeprowadzają więcej ćwiczeń militarnych z Japonią, Australią i paroma innymi sojusznikami z regionu u wybrzeży Filipin. Chiny odpowiadają, urządzając pokaz siły niedaleko Cieśniny Tajwańskiej. To w zasadzie powtórka z sierpnia 2022 r., kiedy taki obrót spraw zainicjowała wizyta Nancy Pelosi na Tajwanie. Na planszy pojawia się wiele drewnianych krążków ze statkami i samolotami.

Mouat moderuje czas gry. Fikcyjny czas przesuwa się o kolejny rok do przodu. Ponieważ dyplomatyczne działania Chin w kwestii zdobycia wpływów na Tajwanie nie przyniosły oczekiwanych skutków, postanowiły ukradkiem zająć tajwańskie wyspy Kinmen. Ufortyfikowane wysepki leżące przy wybrzeżu Chin są chętnie odwiedzane przez chińskich turystów, jednak tym razem prom transportuje nieumundurowanych żołnierzy. Ten niewielki kawałek Tajwanu udaje się zająć bez oddania jednego strzału. USA postanawia wysłać na Tajwan dostawę zaawansowanej broni i ogłasza to publicznie. Tajwan wypuszcza miny morskie wokół swoich wysepek frontowych, na co odpowiadają Chiny, wprowadzając blokadę morską i powietrzną. 23,5 mln mieszkańców Tajwanu zostaje odciętych od świata. Chińczycy przepuszczają na wyspę tylko pomoc humanitarną.

W grze wojennej mamy początek 2025 r. Tajwan, Chiny i USA siadają przy stole do rozmów pokojowych, ale bardzo szybko zostają one zerwane. Warunkiem Chin jest bowiem przejęcie kontroli nad Tajwanem, a Tajwan nie chce się zgodzić na zjednoczenie. I chociaż nie padają jeszcze strzały, to przez kolejny miesiąc Chiny gromadzą u siebie siły inwazyjne.

W tym momencie gracze dyskutują nad tym, czy Chiny faktycznie decydują się na rozpoczęcie inwazji. Negocjacje nic nie dały, Chiny obwiniają Tajwan za brak chęci do dialogu i wysyłają piechotę na wyspę, zakazując jej strzelać do cywilów. Celem armii jest zdobycie stolicy i wzięcie rządu jako zakładników. Jednak Tajwańczycy szybko rozpoznają ten cel i ukrywają członków swojego rządu.

Inwazja na Tajwan nie jest tak prosta do przeprowadzenia, jak na Ukrainę. Wyspę od lądu dzieli cieśnina licząca 160 km. Pogoda tam praktycznie uniemożliwia przeprowadzenie inwazji tą drogą przez większą część roku. Przybrzeżne klify uniemożliwiają swobodne dostane się do wyspy od wielu stron. Na zachodzie jest więcej nisko położonych terenów, ale są one silnie ufortyfikowane. Choć Chiny dysponują olbrzymią armią, musiałyby zebrać liczne siły amfibijne, by skutecznie przeprowadzić inwazję w takich warunkach, zwłaszcza że Tajwan jest wspierany przez Stany Zjednoczone.

Gracz reprezentujący Chiński rząd dochodzi jednak do wniosku, że to odpowiedni czas na dokonanie ataku. Inny gracz, który reprezentuje chińskie wojsko, stwierdza: „Pytamy [mieszkańców Tajwanu], czy byliby skłonni stracić absolutnie wszystko [zamiast] dojść do wzajemnie akceptowalnego rozwiązania”. Nie mogąc dojść do porozumienia drogą negocjacji, Chiny wysyłają oddziały specjalne, których zadaniem jest schwytanie w stolicy wybranych tajwańskich przywódców. To także próba powtórzenia (nieudanych) działań Rosji względem Ukrainy. Dochodzi w końcu do rozlewu krwi. Jeśli Chiny zdecydują się na pełną inwazję, muszą liczyć się z ogromnymi stratami. Stany Zjednoczone naciskają na przeniesienie konfliktu w ramy ONZ, odwlekają w ten sposób decyzję o użyciu swoich sił w tym konflikcie.

W tym momencie gra się kończy. Mouat wyjaśnia, że kolejny etap – czyli faktyczna inwazja na Tajwan, przebieg walk i kolejnych fal uderzeniowych – jest tematem innej gry, o nieco innych zasadach.

Po grze odbywa się jeszcze debriefing. Gracz, który przed chwilą wcielał się w rząd Chin, przyznaje, że grał agresywnie, jednak zaznacza, że była to „bardzo wyrównana eskalacja”, bo Pekin zdecydował się dopuszczać pomoc humanitarną, a przed atakiem próbował rozmów pokojowych. Największym pytaniem pozostaje jednak reakcja Stanów Zjednoczonych. Gracz odpowiedzialny za posunięcia USA wyjaśnia, że z jednej strony nie ma globalnego konsensusu w sprawie legitymizacji Tajwanu, a po drugie świat nadal odczuwa zmęczenie wojną na Ukrainie. Pytań jest jeszcze więcej. Na przykład o to, czy Chiny i USA mogłyby obejść się bez tajwańskich dostaw mikroprocesorów. Albo o to, czy Stany Zjednoczone nie przerwałyby blokady Tajwanu przez sankcje finansowe i gospodarcze. I czy takie sankcje w ogóle okazałyby się skuteczne.

Mouat uważa, że skuteczność gier matrycowych wynosi jakieś 60 proc., co jest wynikiem lepszym niż przewidywania pojedynczych analityków. Podkreśla jednak, że ich zadaniem nie jest przewidywanie przyszłości, tylko stymulowane inteligentnych debat.

Wielu ekspertów uważa, że inwazja Chin na Tajwan jest możliwa, jednak nie zgadzają się w kwestii czasu, w jakim miałaby nastąpić.

„Biorąc pod uwagę osiągnięcia Xi Jinpinga, wojna może rozpocząć się w każdej chwili i może rozwinąć się w sposób, który zaskoczy nas wszystkich” – sądzi Ian Easton, autor książki „The Chinese Invasion Threat”. Analityk ten uważa, że wystrzelenie chińskich rakiet balistycznych w pobliżu Tajwanu w sierpniu 2022 r. było „destabilizującym zachowaniem”, które nie miało podstaw w międzynarodowym prawie, przez co „musi być traktowane jako sygnał wrogich zamiarów”.

Specjalizujący się w Azji Wschodniej David A. Shlapak uważa inaczej – odrzucił amerykańskie symulacje, które mówiły o prawdopodobieństwie rozpoczęcia inwazji przed rokiem 2027. Uważa, że takie analizy „mylą zdolność z intencją”. „Chiny z pewnością zwiększają swoją zdolność do podejmowania działań przeciwko Tajwanowi, ale rozpoznają nieodłączną ryzykowność [inwazji]” – uważa Shlapak. Autor ten uznaje „niedawne utwardzenie języka” Chin za „odzwierciedlenie ich postrzegania zaostrzenia stosunków USA-Tajwan”. Shlapak przewiduje, że o ile nie dojdzie do jakichś znaczących zmian w podejściu Chin i Tajwanu, do inwazji nie dojdzie przez kolejną dekadę.

Podobnie uważa Steve Tsang, dyrektor University of London’s China Institute. Według niego Chiny osiągną zdolność do inwazji „mniej więcej do 2027 roku”, co nie znaczy, że uda im się w tym czasie rozwinąć także siły organizacyjne umożliwiające przeprowadzenie tak szeroko zakrojonej inwazji. „Ale kiedy w końcu nadejdzie punkt, w którym Xi Jinping poczuje, że może to zrobić przy akceptowalnym poziomie kosztów, to wtedy to zrobi”, powiedział Tsang. Analityk uważa, że Xi będzie u władzy dożywotnio, w związku z czym swoje działania przeciwko Tajwanowi może podjąć za 10-20 lat. Zresztą sama inwazja to ostatnia opcja. Pekin wolałby, aby tajwański rząd się poddał, dzięki czemu USA nie mogłoby interweniować. Tsang spodziewa się jednak, że Tajwan będzie wzmacniał swoją obronność i walczył, jeśli Chiny zaatakują. To zachowanie „normalne dla żywej demokracji” uważa Tsang.

Zdaniem Tsanga Chiny chcą, by świat uważał ich działania za dążenie do zjednoczenia kraju. Tymczasem prawdziwym celem jest „zniszczenie amerykańskiej strategii Indo-Pacyfiku”.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »