fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

15.6 C
Warszawa
sobota, 11 maja, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Wciąż nie rozumiemy po co jesteśmy w Unii

Warto przeczytać

Niebawem minie 20 lat odkąd weszliśmy do Unii Europejskiej. Od tego czasu zmieniła się Polską, zmieniła się też sama Unia. Coś się jednak nie zmieniło. Mianowicie to, że naszą obecność w tej organizacji sprowadzono do jednego: uzyskiwania funduszy. Nic nie liczyło się dla polskich polityków tak bardzo, jak przekonanie opinii publicznej, że dzięki nim „dostaliśmy” więcej z Brukseli. Było słynne „yes, yes, yes” Kazimierza Marcinkiewicza, był tort Donalda Tuska itd.

Społeczeństwo miało cieszyć się z kolejnych miliardów euro, które rzekomo za darmo, w charytatywnym geście dawała nam dobrodziejka Unia. Takie podejście miało i ma swoje konsekwencje. Opisuje je znany z psychologii społecznej mechanizm polegającym na tym, że obdarowujący ma prawo oczekiwać czegoś od obdarowanego, nawet jeśli prezent miał być czymś zupełnie darmowy. Po prostu mamy naturalną skłonność do wzajemności, kiedy ktoś coś nam „daje”, chcemy czymś mu się odwdzięczyć. Należy od razu zastrzec, że w rzeczywistości nic nie dostajemy z Unii za darmo. To inny, bardzo szkodliwy mit, którym przez lata karmiono polskie społeczeństwo. Wróćmy jednak do wspomnianego mechanizmu psychologicznego. Posługując się nim, nakręcono w Polsce postawę uległości wobec Unii. Skoro bowiem coś dostajemy, to nie powinniśmy krytykować darczyńcy, tak się zwyczajnie nie robi. Do tego dochodzi zakorzeniony w Polakach kompleks niższości wobec Zachodu. Polega on na tym, że nie ważne co stamtąd przychodzi, uznawane jest za dobre, krytyczna analiza przychodzi, o ile w ogóle, zdecydowanie zbyt późno. Kumulacja tych dwóch mechanizmów prowadzi do postawy zupełnie bezkrytycznej, potocznie nazywanej euroentuzjazmem. Nasze społeczeństwo silnie go przejawia, chociaż przyznać trzeba, że powodów ku temu nie ma aż tak wiele, jak mogłoby się zdawać.

Wydaje się, że wciąż utożsamiamy Unię z organizacją stricte gospodarczą. W istocie bowiem wchodziliśmy w jej struktury aby poprawić byt ekonomiczny. Błędnie jednak uznaliśmy, że uda się to poprzez absorpcję unijnych funduszy. To one, same w sobie, miałyby uczynić nas zasobniejszymi. Tak to jednak nie działa. Fakt, z pieniędzy unijnych wybudowaliśmy wiele obiektów infrastrukturalnych. Chodzi o drogi czy mosty. To ważne i należy to docenić. Nie jest to jednak źródłem dobrobytu. Ten pochodzi z pracy i przedsiębiorczości. Innymi słowy, kluczem do budowy bogatego państwa jest dostęp do wspólnego rynku. Dzięki temu możemy oferować swoje towary i usługi kilkuset milionom ludzi. W teorii nie można dyskryminować podmiotów z innych państwa członkowskich, prowadzących działalność gospodarczą. W teorii. W praktyce polskie firmy nie raz skarżyły się na to, że w innych państwach UE rzuca się im różnego rodzaju kłody pod nogi. Protekcjonizm ma na celu chronienie rynku krajowego, kosztem firm z naszej części Europy. Oczywiście Niemcy czy Francja deklaratywnie są za wspólnym rynkiem, ale faktycznie tolerują działania, które mają utrudnić jego dobre funkcjonowanie, szczególnie tam, gdzie zagrożony jest interes ich rodzimych podmiotów. W efekcie unijna swoboda przedsiębiorczości działa często tylko na papierze.

Dlaczego warto o tym pisać w kontekście naszego członkostwa w UE? Bo to powinien być jego fundament. Nie wchodziliśmy do Unii wyłącznie po to aby stać z wyciągniętą ręką i czekać na pieniądze. To postawa upokarzająca i ekonomicznie nieefektywna. W zamian oczekuje się od nas uległości, dostosowania do wytycznych z Brukseli, które często są jawnie sprzeczne z naszym interesem narodowym. Bruksela wymusza swoje postulaty mając świadomość tego, że polskie społeczeństwo jest bardzo prounijne. Ewentualne konflikty z UE mogą zatem mieć negatywne skutki polityczne dla opcji, która w taki konflikt wchodzi. To zaś daje Unii dodatkową przewagę i pozwala rozgrywać polskie władze. A wszystko to w związku z bezkrytycznym podejściem do tego, czym jest Unia i po co tak naprawdę w niej jesteśmy.

Przeczytaj także:

Musimy w Polsce odbyć poważna debatą na temat tego, po co jesteśmy w Unii, gdzie jest główne źródło korzyści z tego członkostwa i jak je najlepiej zabezpieczyć. Błędnie bowiem zlokalizowaliśmy je po stronie partycypacji w unijnym budżecie, zamiast skupić się na analizie tego, co powinno być najważniejsze, czyli budowaniu silnych i mogących konkurować na całym obszarze rynku wewnętrznego przedsiębiorstw. Należy także zdać sobie sprawę z tego, że przyjmowane w unijnych procedurach regulacje mogą być coraz większym obciążeniem dla polskich firm, tak aby nie stanowiły one zbytniego zagrożenia dla zachodnich konkurentów. To wszystko trzeba mieć na uwadze, zamiast skupiać się tylko na tym, ile łaskawie nam przeleją z Brukseli. Te przelewy też zresztą nie są za darmo, ale to temat na zupełnie inną rozmowę.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »