fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

20.2 C
Warszawa
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Niewolniczy handel w majestacie prawa, czyli jak w Europie powstają miraże

Warto przeczytać

Prawa człowieka i organizacje pozarządowe, to dwie z licznych kategorii, bez których tak zwana progresywna Europa nie wyobraża sobie budowy nowego, tyleż szczęśliwego, co utopijnego ładu. Gorzej, kiedy w praktyce mamy do czynienia z zaprzeczeniem wszystkiego tego, co skrywają słuszne skąd inąd hasła, za którymi ujawnia się rzeczywistość, często wstydliwa, ponura i okrutna.

Jaskrawym tego przykładem jest działalność organizacji znanej jako Open Arms, a założonej przez Oscara Camps Gausachs’a – katalońskiego przedsiębiorcę i aktywistę, z zawodu ratownika, a więc kogoś, kto para się szlachetnym i wymagającym ofiarności rzemiosłem. Jeszcze w roku 2015 za swoją działalność uhonorowany został katalońską Nagrodą Roku. Nie jest oczywiste nagradzanie ludzi, którzy – jak wspomniany Gausachs – pełnią w założonych przez siebie organizacjach funkcje wykonawcze, inaczej rzecz ujmując, nie ograniczają się do patronatu, lecz ich domeną pozostaje tzw. zarząd operacyjny.

Innymi słowy, nic co dzieje się w organizacji, nie pozostaje poza świadomością, wiedzą, decyzją i odpowiedzialnością jej dyrektora. I tutaj dochodzimy do sedna podniesionego w tytule problemu. Szlak z Libii przez Morze Śródziemne do Włoch, pomimo zatrzymania po afrykańskiej stronie 11 tysięcy uchodźców, pochłonął (tylko w czerwcu i lipcu) 721 osób. Z owych 11 tysięcy osób zatrzymanych w Libii, ponad 2 tysiące, to kobiety i dzieci. Już dzisiaj wiadomo, że nie dotrą do Europy, nie wrócą jednak także do swoich domostw. Nie mają, dokąd i do czego wracać – środki materialne i dorobek całych rodzin przeznaczono na dotarcie do wybrzeży Libii.

Nawet Amnesty International przyznaje, że zejście z pokładów statków, które podejmowały rozbitków, odbywało się w drodze negocjacji, zakulisowych rozmów i niejasnych nacisków, w czym Proactiva Open Arms wiodła prym.

Nawet kwestie SAR (pot. potocznie służba ratownictwa morskiego) w obliczu nieporozumień pomiędzy Włochami i Maltą dalekie są od jasności. Konsekwentna postawa Włoch, które zamknęły swoje porty, także dla jednostek ratowniczych, znacząco zredukowała liczbę łodzi przemycających uchodźców szlakiem przez Morze Śródziemne. Ratownicy są tego świadomi, podobnie jak tego, że zamiast wydawać kolejne środki finansowe, znajdą łatwy zbyt na bezbronne muzułmańskie kobiety i ich dzieci. Bicie i tortury są na porządku dziennym, a cały proceder ma wszelkie cechy dobrze zorganizowanego biznesu, z którego zyski porównywalne są do tych, uzyskiwanych z nielegalnego obrotu bronią czy narkotykami. Wedle ONZ ofiary pracy przymusowej generują swoim właścicielom zyski nawet rzędu 30 miliardów USD rocznie. Wymiar zjawiska ma więc swoje globalne korzenie i uwarunkowania.

Europa (zwłaszcza zachodnia) zmagająca się z trudnym dziedzictwem kolonializmu nie może być obojętna ani tym bardziej ślepa na proceder rozwijający się pod hasłem „pomocy humanitarnej”. Problemy klimatyczne, terroryzmu i wszelkie inne, należy rozwiązywać u źródła, a więc w krajach, gdzie powstały – eliminując przyczyny, zamiast skutków. Te ostanie będą bowiem narastały tak długo, jak w imię słusznych humanitarnych haseł będziemy nakręcali spiralę ludzkiego cierpienia, gdzie kobieta i jej dziecko są mniej przydatnym towarem od silnych młodych mężczyzn, którym za odpowiednią opłatą daje się przepustkę do lepszego, jakoby życia. Wyalienowani kulturowo i społecznie, w obliczu narastającej frustracji stają się rozsadnikami wszystkiego tego, z czym Europa Zachodnia zmaga się współcześnie, a próby asymilacji kończą się kolejnymi napięciami. Czyżby kataloński ratownik nie rozumiał tej prostej zależności?!

Gorzej, gdy wyspecjalizowane agendy ONZ, pomimo raportów Amnesty International, dostępnych przecież powszechnie udają, że nie rozumieją, czego domaga się np. rząd Włoch, wbrew wspólnotowym deklaracjom, pozostawiony z problemem. Afryka to kwestia odrębna. Tak długo bowiem, jak w państwach upadłych bogactwa naturalne, a nawet pomoc humanitarna będą źródłem zysku dla wybranej garstki uzbrojonych po zęby watażków i ich podejrzanej konduity protektorów, gotowych dostarczyć w zamian za złoto, diamenty czy uran lub dowolną ilość broni, albo czy czego tam jeszcze zamażą współcześni kondotierzy – tak długo, nawet najszlachetniejsze gesty i porywy skazane będą na porażkę.

SourceRedakcja

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »