fbpx
8 grudnia, 2024
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Czy ludowy elektorat z peryferii i konserwatywna burżuazja pójdą razem do wyborów?

Redakcja
Redakcja

Nowy Świat 24 | Redakcja

Goodpics - stock.adobe.com

Zbliżające się wybory we Francji pokazują, w jakim politycznym impasie znalazł się ten kraj. Wciąż ścierają się tam dwie siły polityczne – Zjednoczenie Narodowe (wcześniej zwane Frontem Narodowym) o prawicowych poglądach i Front Republikański, który budują partie establishmentowe w celu „zatrzymania faszyzmu”. Wygląda na to, że w 2022 r. oglądać będziemy prezydencki wyścig Emmanuela Macrona z Marine Le Pen, czyli ten sam, jaki widzieliśmy w roku 2017. Tymczasem większość francuskiego społeczeństwa wolałaby mieć inny wybór.

Być może nowy kandydat byłby w stanie wyłamać się z tego błędnego koła. Nowe sondaże pokazały, że wcześniej zakładany przebieg wyborów może zostać zakłócony przez Érica Zemmoura, felietonisty i dziennikarza związanego z francuskim dziennikiem „Le Figaro”. 

Poparcie dla Zemmoura rośnie w tempie, które dziwi wielu komentatorów. W jednym z sondaży dostał on aż 17 proc. głosów w pierwszej turze wyborów, dziś pewnie mógłby liczyć na jeszcze więcej, co jest tym bardziej paradoksalne, że dziennikarz jeszcze oficjalnie nie ogłosił swojej kandydatury – jest zajęty promocją swojej ostatniej książki „La France n’a pas dit son dernier mot”.

W zasadzie trasa promocyjna pisarza bardzo przypomina trasy promujące polityków przed wyborami. Co zaskakujące, może przynosić podobne (albo i lepsze) wyniki. Słupki poparcia dla Zemmoura wynosiły tylko 5 proc. w lipcu, dziś przegonił on już Marine Le Pen o 2 proc. Gdyby to dziś odbyły się francuskie wybory, do kolejnej rundy przeszedłby Macron i właśnie Zemmour. Oczywiście zakładając, że ten drugi zdecydowałby się kandydować.

Ostatnio w wywiadzie dla „Le Monde” nawet Jean-Marie Le Pen, założyciel Frontu Narodowego i ojciec Marine, powiedział, że poparłby Zemmoura i chętnie zobaczył go w drugiej turze, jeśli faktycznie okazałby się najsilniejszym kandydatem francuskiej prawicy.

I może rzeczywiście tak jest, może rzeczywiście Zemmour jest najsilniejszym kandydatem francuskiej prawicy, ponieważ – jak pokazało badanie Institut français d’opinion publique – potrafi on zdobyć sympatię różnych prawicowych wyborców, którzy wcześniej głosowali w odmienny sposób. We Francji prawica to głównie Rassemblement national oraz Les Républicains. Pierwsi zgarniają ludowy elektorat z peryferii, drudzy zaś konserwatywną burżuazję – a wśród tej poparcie dla Le Pen było nikłe. Tymczasem Zemmour zdobywa wyborców wśród zwolenników obu stronnictw. Mógłby więc doprowadzić do długo wyczekiwanego zjednoczenia prawicy. Ta idea nie jest we francuskiej polityce nowa, połączenie nacjonalistów i konserwatystów przeciwko lewicy i liberałom mogłoby dać polityczne zwycięstwo, ale nikomu jeszcze nie udało się go osiągnąć.

Zemmour ma realne szanse, by to osiągnąć. Budzi nadzieje części prawicy, ale widać jednocześnie, że budzi także obawy. Jego wieloletni wydawca, mimo wcześniej świetnej współpracy i doskonałych wyników sprzedaży jego książek, postanowił rozwiązać z nim umowę. Jego polityczny talk-show na Canal+ został zdjęty z anteny we wrześniu, ponieważ CSA, francuski organ regulujący media, uznał, że jako potencjalny kandydat na prezydenta nie może dysponować taką ilością czasu antenowego.

Jednak na prawicy też nie każdemu odpowiada kandydatura Zemmoura. Skrytykował go między innymi przewodniczący Les Républicains Christian Jacob, twierdząc, że jest kandydatem medialnym, odciął się od niego także Michel Barnier, najpoważniejszy kandydat tej partii, wskazując na duże różnice poglądów. Inny kandydat prawicy, Xavier Bertrand, nad którym Zemmour ma już czteropunktową przewagę, określił jego poglądy jako „potworne”.

Zemmour zauważył, że choć prawicowi politycy próbują go ignorować lub dyskredytować, to coraz wyraźniej przejmują jego język. Na przykład Valérie Pécresse z Les Républicains coraz częściej wspomina o „zderzeniu cywilizacji”, na które Zemmour często się powołuje. Barnier zawłaszczył sobie postulat uwolnienia Francji spod nadzoru Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, często krytykowanego przez Zemmoura jako naruszenie europejskiej suwerenności.

Nie jest jeszcze do końca pewne, czy publicysta ogłosi swoją kandydaturę, jednak w swojej nowej książce i podczas jej promocji czyni aluzje do tego, że stawianie diagnoz już nie wystarcza i należy podjąć działania. Sam Zemmour przyznał ostatnio w wywiadzie, że nadal się waha nad startem w wyborach. Jeśli jednak to zrobi, jego nieistniejący jeszcze program już wydaje się jasny – wykładany od dawna w jego felietonach, programach i książkach.

Nawet zwolennicy kandydatury Zemmoura wskazują na jego wyraźną słabość. Choć jest on osobą bardzo elokwentną, umiejącą budować logiczną argumentację, to w jego postawie nie widać uczuć, emocji i empatii. Wydaje się oziębły, przez co ciężej z nim sympatyzować.

Historia upadku Francji pisana przez Zemmoura

Zemmour urodził się w rodzinie algierskich Żydów. Wspomina ojca jako gorącego zwolennika generała de Gaulle’a, którego podziwiał nie tylko ze względu na polityczne osiągnięcia, ale też kwiecisty język. Sam Zemmour przyznaje, że wcielenie Algierii do Francji dało mu ogromny przywilej bycia Francuzem. Dziś natomiast z przerażeniem obserwuje kolejne fale imigrantów, którzy tego przywileju nie są w stanie zrozumieć. Jego zdaniem niektóre miejsca we Francji, które znał od wielu lat, przestały już być francuskie.

Ostatnia książka Zemmoura opowiada głównie o historii Francji. Spogląda na najnowsze wydarzenia z historycznej perspektywy, dzięki czemu wyodrębnia pewne trendy, które w końcu nieść mogą zarówno szanse, jak i zagrożenia. Próbuje opowiedzieć i przeniknąć historię swojego kraju, by lepiej zrozumieć jego współczesność.

W swoich tekstach wskazuje na trzy punkty zwrotne, jakie miały miejsce w ostatnich dekadach we Francji. Pierwszy to majowa rewolucja studencka z 1968 r. Od niej zaczął się rozpad francuskich struktur społecznych, którymi dla Zemmoura są rodzina, naród, praca, państwo i szkoła.

Następnym kluczowym wydarzeniem było podpisanie Traktatu z Maastricht w 1992 r. Według autora oznaczało to zrzeczenie się suwerenności i wypaczenie prawdziwej demokracji. Wtedy też nastąpił kolejny podział polityczny. Nie chodziło już o rozróżnienie na lewicę i prawicę, liberałów czy tradycjonalistów. Pojawili się zwolennicy globalizacji należący do rozmaitych grup politycznych i społecznych, natomiast naprzeciwko nich stanęli przeciwnicy globalizacji, szybko zapomniani, bo przegrani.

Ostatnim punktem było referendum z 2005 r. w sprawie przyjęcia Konstytucji Europejskiej. To wyjątkowo dramatyczny moment, ponieważ Francuzi odrzucili ten pomysł, wyrazili swój sprzeciw. Jednak ich głos nie został wysłuchany, bo Nicolas Sarkozy przyjął w końcu Traktat Lizboński. To jasno pokazało kondycję francuskiej demokracji.

Znamienne jest wyraźnie odrębne podejście Zemmoura do francuskiego Maja ‘68. Obecnie wielu historyków i socjologów określa ją jako pozbawioną treści i większych konsekwencji. Zemmour natomiast uważa, że odcisnęła się ona na wszystkich dziedzinach życia, obróciła społeczeństwo przeciwko narodowi, zwracając Francję w stronę internacjonalizmu. Studencka rewolta dała podwaliny pod społeczeństwo konsumpcyjne, jednocześnie uderzając w tradycyjny model rodziny. Pod pretekstem feministycznego wyzwolenia kobiet pozwolono mężczyznom unikać odpowiedzialności – nie trzeba już było się żenić, by uprawiać seks, a na wszelki wypadek uzyskanie rozwodu stało się bardzo łatwe. Jeśli więc rewolucja ta cokolwiek obaliła, to w pierwszej kolejności – rodzinę.

Zemmour wskazuje, że dla wyłonionych w tym czasie elit „spójność kulturowa, którą udało nam się zachować pomimo XIX-wiecznej imigracji, jest czymś podejrzanym, domaganie się asymilacji jest równoznaczne z ksenofobią, przywiązanie do historii, do naszych bohaterów, jest dla nich świadectwem naszej rasistowskiej arogancji”.

Liberalizm i Unia Europejska niszczą Francję

W krajach łacińskich, takich jak Francja, Hiszpania czy Włochy, liberalizm ma stosunkowo słabą tradycję. Zemmour sam występuje jako wróg liberalizmu, który postrzega jako ideologię elit niebiorących pod uwagę interesu kraju, a jedynie swój własny.

W oparciu o argumenty ekonomiczne liberalizm sprzyja masowej imigracji. To przez liberalizm wielu imigrantów zostało bez pracy, co nie tylko pogorszyło ich sytuację, ale też zintensyfikowało napięcia społeczne. Zemmour w liberalizmie doszukuje się przyczyn kryzysu, jaki obecnie dostrzega we Francji.

Ale realizację liberalnych postulatów (a co za tym idzie – ich fatalne konsekwencje) umożliwiła w pełni dopiero Unia Europejska. To ona umożliwiła swobodny przepływ kapitału i ludzi, odbierając niezależność polityce gospodarczej krajów członkowskich, a przy okazji niszcząc też francuski przemysł.

Choć liberalizm kwitł w Stanach Zjednoczonych, Zemmour uważa, że jego francuscy przedstawiciele są dalece gorsi od swoich amerykańskich odpowiedników. Gdy Thatcher i Reagan przeprowadzali swoje liberalne reformy, towarzyszyło im odrodzenie patriotyzmu, tymczasem we Francji tego elementu nie było.

Francuscy liberałowie natomiast zniszczyli krajowy przemysł, przekazując własność francuskich spółek w zagraniczne ręce. Największe francuskie przedsiębiorstwa przestały być de facto francuskie, a do tego musiały rozpocząć niezdrową i nierówną konkurencję z Chinami. Dlatego Zemmour pisze, że „w dziedzinie przemysłu Francja cofnęła się właściwie do XIX wieku, kiedy była krajem rolniczym”.

Zamiast liberalizmu gospodarczego Zemmour opowiada się za protekcjonizmem. Uważa, że wolny handel zmienia nie tylko zasady rynkowe, ale także postrzeganie człowieka, który przestaje być członkiem wspólnoty, a staje się konsumentem. Nie jest już patriotą, tylko obywatelem świata. Jego zdaniem historia Francji zna już przypadek, w którym wolny handel doprowadził do kryzysu (w latach 1869-1873), z którego udało się wyjść dzięki Julesowi Méline’owi, który w jego miejsce wprowadził właśnie protekcjonizm i cła.

Nie dziwi także, że Zemmour wrogo wypowiada się o Unii Europejskiej. Dla niego to tylko przykrywka dla Pax Americana zbudowana na pogardzie elit dla własnego narodu. Pokazuje to na przykładzie roku 2010, kiedy kryzys euro sprawił, że Komisja Europejska – nigdy nieszanująca krajowych rządów – dała wyraz tej pogardzie i zaczęła dyktować warunki, na przykład wymuszając rezygnację na premierze Grecji, który zastanawiał się nad opuszczeniem trefy euro.

Zemmour wskazuje też niefortunny dla Francuzów rozkład władzy w samej Unii. Jest dla niego oczywiste, że francuskie wpływy są w niej dużo mniejsze niż niemieckie. Niemcom udało się uzyskać hegemonię w Unii i „od tej pory żadna ważna decyzja nie może być podjęta bez zgody Berlina, a nasi prezydenci nigdy nie zapominają o tym, by zaraz po wyborach udać się do Berlina. Jakby to tam, jak dawni królowie w Reims, przyjmowali święcenia” – pisze Zemmour.

Kim jest Zemmour?

Należy postawić pytanie o to, kim w zasadzie jest Zemmour, to znaczy, w jaki sposób można zakwalifikować jego poglądy, jaką etykietkę mu przykleić, jeśli musielibyśmy to zrobić. Nazywanie go konserwatystą rodzi pewne problemy. Sam pewnie wolałby określenie populisty, co jest zaskakujące, bo nie budzi ono sympatii większości dzisiejszych polityków. Ale dla Zemmoura bycie populistą to stawanie po stronie ludu. Dla niego podział na lewicę i prawicę na obecnej scenie politycznej jest w zasadzie bez sensu, postrzega raczej polityków jako oligarchów i globalistów, przeciwko którym stają zwykli ludzie, często przeciwni globalizacji i stratni na niej.

Jest też cywilizacjonistą (termin Daniela Pipesa) w tym sensie, że centralnym postulatem w jego (jeszcze niespisanym, ale obecnym w wypowiedziach i publikacjach) programie jest obrona cywilizacji zachodniej, to znaczy jej faktycznej tożsamości. Obrona przed czym? Przed napływem imigrantów i niesionej przez nich, a obcej dla Francji kultury i religii. W tym kontekście często powraca wspomniany już, ulubiony termin Zemmoura – zderzenie cywilizacji. W ostatniej książce wyraża swoje cywilizacjonistyczne poglądy na przykład tak: „trzeba wybrać stronę, po której będzie się walczyć w zderzeniu cywilizacji, które ma miejsce na naszej ziemi”.

Problem z ewentualną kandydaturą Zemmoura polegałby na rozbieżnościach wśród jego wyborców. Odzyskanie wolności w polityce przemysłowej i większa swoboda w działaniu w kwestii imigracji są praktycznie niemożliwe przy obecnym stanie Unii Europejskiej. Ale mówienie o opuszczeniu jej przez Francję sprawiłoby, że od Zemmoura odwróci się patriotyczna burżuazja, a to potężna grupa wyborców, bez których nie ma większych szans na wygraną. Dlatego felietonista dość niechętnie podejmuje temat praktycznego wprowadzenia swoich postulatów. Wydaje się jednak, że nawet jeśli Zemmour nie wygra wyborów w 2022 r., to z pewnością wskaże drogę dla kolejnych kandydatów francuskiej – byś może w końcu zjednoczonej – prawicy.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: