fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

15.2 C
Warszawa
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Miękki Zachód nie idzie na wojnę z Rosją

Powinniśmy przypomnieć Rosjanom, że Zachodnia Europa ani nie jest w stanie wojny z Rosją, ani w takim stanie nie chce być – podkreśla na łamach „Le Figaro” Renaud Girard.

Warto przeczytać

Minęło już ponad sto dni od czasu inwazji Rosji na Ukrainę. Dziś o tym konflikcie mówimy już w inny sposób niż tuż po agresji. Inaczej też mówią o nim Rosjanie. Początkowo w ich przekazie medialnym dominował nacjonalizm i poparcie dla rosyjskiego wojska. Ale teraz mniej już jest informacji o „specjalnej operacji wojskowej”, coraz więcej zaś krytyki Zachodu, który przedstawia się jako żądny upadku i zniszczenia Rosji.

24 lutego rosyjski reżim z dumą ogłosił swoją rolę likwidatora ukraińskiego nazizmu. Dzisiaj prezentuje się jako ofiara wojny – wojny wytoczonej mu potajemnie przez Zachód.

W tej narracji gubi się odpowiedzialność Kremla za wszczęcie wojny z Ukrainą, zamiast tego w roli agresora obsadzany jest Zachód, który w ten sposób miałby celowo osłabiać Rosję. Sekretarz prasowy Władimira Putina Dmitrij Pieskow przez ostatnią dekadę co chwilę powtarzał, że Rosja przez całą swą historię nie zaatakowała innego państwa. Przez ostatnie czterysta lat musiała natomiast odpierać ataki Polski, Szwecji, Francji i Niemiec.

Co do konieczności obrony – Pieskow ma rację, ale zapomina, że to Rosjanie zaatakowali Polskę 17 września 1939 r., a niedługo później, 30 listopada, rozpoczęli wojnę przeciwko Finlandii. Rosyjskie czołgi „przywracały porządek” kolejno w Berlinie (1953 r.), Budapeszcie (1956 r.) i Pradze (1968 r.), ale o tej agresji Pieskow też nie pamięta. O Afganistanie też zapomniał. Jego pamięć nie sięga nawet do grudnia 1994 r., kiedy prezydent Rosji zagwarantował integralność terytorialną Ukrainy, w zamian za to, że zrezygnuje ona z broni jądrowej.

Przeczytaj także:

Kłamstwa zawsze nakręcały wojny – pozwalały je wszczynać i przeciągać. Dlatego musimy podkreślać prawdę: Zachód wcale nie prowadzi wojny z Rosją i nie chce takiej wojny prowadzić.

W sierpniu 2019 r. prezydent Francji Emmanuel Macron zaprosił na kolację prezydenta Rosji Władimira Putina. Mieli inne poglądy na kwestię Syrii i Ukrainy. Ale nie spotkali się jako przeciwnicy. Macron powiedział wtedy, że Putin jest przecież potencjalnym partnerem dla „Europy, która sięga od Lizbony do Władywostoku”. Francja naprawdę się stara, by Rosja była europejska, a nie chińska.

Kiedy Angela Merkel ustępowała z urzędu kanclerz Niemiec, pojechała do Moskwy, by pożegnać się z Putinem. Ich partnerstwo nie było łatwe, ale udało im się porozumieć w sprawie gazociągu Nord Stream 2, mimo początkowego sprzeciwu Amerykanów.

Francja, Niemczy czy Włochy zwiększyły wymianę handlową z Rosją ze szczerymi intencjami, nie było w tym żadnych ukrytych motywów o agresywnym charakterze.

Kiedy w Czeczenii w latach 1999-2006 toczyła się wojna, zachodnie mocarstwa nie reagowały. Kiedy w 2014 r. Rosja zadecydowała o aneksji Krymu i prowadziła wojnę hybrydową w Donbasie, sankcje Zachodu były łagodne – ale też konieczne, bo nie można naruszać międzynarodowego prawa, przymykając oko na zagrabianie terytorium sąsiedniego, niepodległego kraju.

Gdy zachodnie kraje dostarczają broń Ukrainie, nie jest to agresywne działanie wymierzone w Rosję, ponieważ zobowiązują oni Ukraińców do nieużywania tej broni w granicach Rosji. Zatem pomoc ogranicza się tylko do zasilania ukraińskiej obrony – ma wymiar moralny i polityczny, ale nie ofensywny.

Rosja ma kompleks ofiary. Ale nie możemy tego kompleksu karmić, na przykład blokując przelot rosyjskiego szefa dyplomacji do Belgradu. Nie na tym polega dyplomacja, musi ona uwzględniać uczucia drugiej strony. Kiedy w przeszłości nakładano sankcje, ich skutki zawsze dalekie były od zamierzonych.

Oczywiście musimy pomagać Ukrainie, ale jednocześnie nie antagonizować wobec siebie Rosjan. Powinniśmy myśleć o tym, by pomóc i im – w rozwoju syberyjskiego terytorium, nad którym zapanować chcą Chińczycy. To także sposób na budowanie euroazjatyckiego pokoju.

SourceLe Figaro

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »