fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

23.1 C
Warszawa
niedziela, 28 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Ważna lekcja z Ukrainy: nadal liczy się masa

Rosyjsko-ukraińska wojna pokazuje, że konieczna jest zmiana sposobu myślenia o prowadzeniu konfliktów zbrojnych w dzisiejszym świecie. Amerykanie coraz głośniej debatują nad tym, jak powinny wyglądać nowe struktury sił zbrojnych. Jednak establishment jest mocno przywiązany do dawnych sposobów myślenia. Atlantic Council próbuje znaleźć odpowiedzi na pytanie, czego potrzebuje amerykańska armia, by być przygotowaną na obecne i przyszłe konflikty.

Warto przeczytać

Sytuacja w Ukrainie pokazała przede wszystkim, że prowadzenie wojny wymaga zasobów o dużej skali. Zachodnie kraje nie są przygotowane do tak intensywnego zużycia broni czy amunicji. Poza Stanami Zjednoczonymi nikt w NATO nie byłby w stanie prowadzić podobnej wojny dłużej niż kilka tygodni, najwyżej kilka miesięcy. Walki w Ukrainie pokazały bardzo wyraźnie, że w wojnie konwencjonalnej nadal liczy się ilość.

Powinniśmy zatem odejść od trwającej wciąż obsesji na punkcie precyzyjnych uderzeń. Obsesji, która przez ostatnie lata dyktowała priorytety pozyskiwania środków obronnych w amerykańskim wojsku. Widzimy bowiem, że w praktyce, kiedy do wojny stają dwa państwa, to nie precyzja jest najważniejsza, ale masa. Ilość daje przewagę natychmiastową i zauważalną od razu w punkcie kontaktu. Tymczasem precyzyjne uderzenia, wycelowane na tyły wroga, które niszczą jego składy amunicji albo przerywają łańcuchy logistyczne, dają efekt dopiero po czasie.

Odpowiednia przestrzeń może zrekompensować mniejsze ilości uzbrojenia, ale NATO-wskie państwa nie posiadają geograficznej przewagi, która mogłaby się ujawnić w przypadku rosyjskiej inwazji. Gdyby natomiast Chiny zaatakowały Tajwan, to region Indo-Pacyfiku także nie przyniósłby takiej przewagi terenu.

W takiej sytuacji Stany Zjednoczone powinny wrócić do zasad, dzięki którym zwyciężyły w II wojnie światowej: masowości i redundancji. Dzięki tym samym zasadom skutecznie odstraszały Związek Radziecki przez wszystkie lata zimnej wojny. Dziś w Ukrainie widzimy, że to masa nadal pozwala skutecznie stawiać opór przeciwnikowi. Tymczasem fakt ten praktycznie zniknął z amerykańskiego myślenia zbrojeniowego po zakończeniu zimnej wojny.

Od lat 90. poprzedniego wieku armia amerykańska redukuje liczebność, rekompensując to większym zaawansowaniem technologicznym. To wpływa na podejście do sposobu prowadzenia wojny.

Wojna w Ukrainie pokazała, że do przeciwstawienia się masie przeciwnika, nadal potrzeba masy własnej armii. Liczebność zaangażowanego wojska musi odpowiadać – jeśli nie przewyższać – liczebności wroga. To stara prawda: już w czasie II wojny światowej czołgi niemieckie miały przewagę technologiczną nad amerykańskimi, ale nie dała im ona zwycięstwa wobec przeważającej liczby amerykańskich Shermanów.

Systemy oparte na ilości są staromodne, ale widzimy wyraźnie, że w konwencjonalnej walce z równie silnym przeciwnikiem wciąż są skuteczne. Technologia daje przewagę, ale tylko wtedy, gdy walczy się z przeciwnikiem, którego liczebność jest porównywalna. Gdyby NATO znalazło się w stanie wojny z Rosją albo Stany Zjednoczone i ich sojusznicy z Azji znaleźli się w stanie wojny z Chinami, przewagę może dać właśnie ta staromodna masa oraz elastyczność produkcji zapewniająca ciągłe dostawy broni i amunicji.

Gdy konflikt się przedłuża (jak obecnie w Ukrainie), istotna jest zdolność do uzupełniania sił, zarówno w przypadku żołnierzy, jak i sprzętu. Tylko tak można rekompensować poniesione straty. Nie da się tego zastąpić coraz bardziej złożonymi systemami. Jeśli przeciwnik produkuje prostsze i tańsze systemy, może szybciej uzupełniać braki.

To samo można odnieść do żołnierzy. Zaawansowane systemy wymagają wysoce wykwalifikowanego personelu. Uzupełnianie strat w takiej sytuacji trwa dużo dłużej. W konwencjonalnej wojnie z Rosją i Chinami obecne systemy USA i państw Zachodu mogą okazać się pod tym względem równie niewydolne.

Inną sprawą jest geostrategia, która decyduje o strukturze i rozmieszczeniu sił USA i NATO. Jest to szczególnie istotne na wschodniej flance Sojuszu. Zasilenie Sojuszu przez Finlandię, a niedługo także Szwecję, sprawia, że środek ciężkości NATO został przeniesiony do Europy Środkowej i Północno-Wschodniej. A mimo to, tylko dwa państwa leżące przy korytarzu międzymorskim (nordycko-bałtycko-czarnomorskim) są w stanie wystawić duże siły zbrojne. Jednym z tych państw jest Ukraina, która dopiero aspiruje do bycia członkiem NATO, drugim natomiast – jest Polska. Inne państwa w tym regionie najzwyczajniej nie mają populacji wystarczającej do wystawienia liczebnej armii. Finlandia w przypadku konfliktu może wystawić około 280 tys. przeszkolonych żołnierzy. Biorąc pod uwagę, że jej całkowita populacja wynosi tylko 5,5 mln, jej perspektywy w przypadku wojny długoterminowej nie są zbyt optymistyczne.

Z tego powodu przyjęcie do NATO Ukrainy nie jest tylko gestem solidarności czy manifestacją wartości Sojuszu w praktyce. To także potężny zastrzyk siły i masy, które staną się niezbędne do odstraszenia Rosji w przyszłości. Jeśli Ukraina zostanie włączona do Sojuszu, to wraz z Polską będą stanowić rdzeń wschodniej flanki NATO.

W związku z powyższym USA powinny ulokować na stałe przynajmniej trzy brygady zespołów bojowych: dwa w Polsce, jeden w państwach bałtyckich. Do tego muszą utrzymać parasol nuklearny i wysokiej klasy środki wspomagające. Podczas gdy państwa wschodniej flanki – Skandynawowie, Finowie, Bałtowie i Rumuni – powinny uzupełniać siły odstraszania i reagowania, państwa leżące bliżej zachodu Europy – przede wszystkim Niemcy – powinny skupić się na budowaniu możliwości utrzymania. Taka nowa struktura NATO uniemożliwiłaby Rosji wszelkie plany inwazji na Europę.

Przeczytaj także:

Imperialne zapędy Rosji muszą spotkać się z odpowiednią reakcją Zachodu. Wchłonięcie Białorusi i próba zdobycia Ukrainy, raczej nie kończą rosyjskich ambicji. Ryzyko eskalacji wojny na Ukrainie musi być brane pod uwagę. Właściwą odpowiedzią ze strony USA i NATO jest powrót do staromodnego wzmacniania obecności w kategoriach masy, bo to najlepsza droga, by odstraszyć Rosję od Europy. Gdyby jednak okazało się to nieskuteczne, konflikt zbrojny w takiej konfiguracji szybko zakończyłby się rosyjską przegraną.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »