fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

13.7 C
Warszawa
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Czy Europa może się obronić?

Mamy wojnę na Ukrainie, wielka tragedia i barbaria rosyjska w rozkwicie. Pojawiają się różne analizy, prognozujące to, za ile lat Rosja może być zdolna do odbudowy potencjału ofensywnego, dzięki czemu może być zdolna do agresji na kraje bałtyckie. Jest oczywiste, że te trzy niewielkie państwa nie są w stanie samodzielnie się obronić. Bez stosownego wsparcia są, niejako automatycznie skazane na porażkę, a my możemy być kolejnym rosyjskim celem.

Warto przeczytać

To, jak realnie wygląda wojna pod względem zasobowym i sprzętowym, możemy obserwować na Ukrainie. Obok olbrzymiej ilości sprzętu wojskowego i zaangażowania ludzkiego, potrzeba też niesamowitych ilości innych zasobów, a mianowicie, amunicji, paliwa itp.

Jedynie armia francuska i pod pewnym względem armie skandynawskie: Finlandii oraz Szwecji, starają się zabezpieczyć sprzętowo i logistycznie. Oczywiście Francja jest przede wszystkim zainteresowana swą afrykańską sferą wpływów, teren Europy traktując drugorzędnie. W ostatnich dwóch latach Polska podjęła się również przyspieszenia wysiłków zmierzających do poprawy usprzętowienia armii. Ten proces potrwa lata i być może się zakończy, zanim zagrożenie dla państw bałtyckich i samej Polski się zmaterializuje. Niestety proces odbudowy potencjału wytwórczego, zdolnego do wyprodukowania (ewentualnie modernizacji) kupowanego sprzętu (vide „spolszczenie” zakupów w Korei) napotyka wiele przeszkód. Nad jedną z nich chciałbym się obecnie skupić.

Forsowana agenda ekologiczna prowadzi de facto do likwidacji w całej Europie przemysłu ciężkiego i chemicznego.

Gdybyśmy dziś chcieli zamówić w Niemczech 100 nowych Leopardów, to musielibyśmy się uzbroić w cierpliwość, gdyż realizacja potrwałaby zapewne dwie dekady. Konkurencyjnej oferty w zasadzie Europa nie posiada. Czołgi, to jedynie przykład, chociaż znamienny. Ich budowa, ale też późniejsze zaopatrzenie na kilku polach, a w tym amunicji, jest uzależnione od importu z Chin. Polska pod tym względem, też nie wygląda dobrze. Podobnie jak Niemcy, posiadamy zakłady wytwarzające amunicję (Dezamet czy Mesko), lecz zaopatrujemy się w Chinach na przykład w nitrocelulozę. Polskie zakłady są zdolne do uwolnienia się od dostaw z Państwa Środka. Jednak Pekin może (jak w wielu innych przypadkach) arbitralnie ograniczyć eksport. Jednak nasz Pronit w niewielkim stopniu zabezpieczając potrzeby, jest w upadłości. W obliczu zagrożenia, konieczne jest natychmiastowe wykupienie od syndyka tego zakładu i reaktywacja produkcji w pełnym wymiarze, a później jej zwiększenie. Kolejnym potrzebnym krokiem są intensywne prace nad amunicją precyzyjną, bo o ile klasycznej wystrzeliwuje się dziesiątki tysięcy w niewielkim czasie, to precyzyjna jest dużo efektywniejsza i niestety dużo droższa – na przykład osławiony Excalibur to 68 tys. USD za jeden pocisk. Posiadanie Abramsów, Himarsów czy Krabów bez olbrzymich ilości amunicji i możliwości produkcji (równie wielkich rozmiarów) nie daje nam wiele. A jest to problem dotyczący wszystkich, nawet Rheinmetall.

Jak w świetle zwiększonego zapotrzebowania i zmniejszających się możliwości produkcyjnych mogą wyglądać przygotowania do hipotetycznego ataku Rosji na państwa NATO? Próba odpowiedzi nie nastraja optymistycznie, gdyż kraj o najmocniejszym potencjale ekonomicznym i produkcyjnym w Europie, wzmacnia militarnie siebie i otoczenie jedynie w sposób retoryczny, jednocześnie planując przejąć realną kontrolę nad zakupami militarnymi, a także dowództwem wojskowym w Unii Europejskiej.

Podsumowując, potencjał wytwórczy powinien w Europie szybko wzrastać, lecz jak się wydaje, będzie raczej nieuchronnie spadał. Sprzętowe możliwości odstraszania Rosji, jeżeli będą wzrastać, to raczej w porozumieniu z krajami zamorskimi i na przekór polityce Niemiec i Francji, które nawet nie planują zwielokrotnienia swej produkcji tak, jak wymagają tego okoliczności.

Prowadzenie wojny (a nawet same przygotowania do niej) oznaczają też poważną koncentrację „bardziej przyziemnych zasobów – żywności, surowców umożliwiających odbudowę potencjału, który może ulec osłabieniu (w tym rezerw energetycznych). O ile uzależnienie na polu energetyki, od ewentualnego agresora wyraźnie spadło, to ciągle zabezpieczenie logistyczne w rozumieniu potrzeb konfliktu militarnego w Europie jest w bardzo złej kondycji, a musimy mieć świadomość, że to czynnik warunkujący możliwość szybkiej odpowiedzi na agresję. W razie ataku na państwa bałtyckie Rosja zajęłaby w 48 godzin większość ich obszaru. Mam nadzieję, wskazuje to dobitnie na skalę potrzeb.

To, czego nauczyła nas wojna na Ukrainie, to olbrzymi wzrost roli czynnika nieobecnego kilka lat temu, czyli dronów. Jak wygląda produkcja dronów w Europie? W pierwszej dwudziestce piątce producentów świata mamy 2 firmy francuskie, dużo jest w Europie firm małych, bazujących na chińskich podzespołach, jest też kilka firm produkujących drony militarne jak nasz Wilk, gdzie produkcja jest w poważnym stopniu spolonizowana. Jednak trudno zestawiać realną samodzielność produkcyjną Europy i Chin czy USA. W razie wstrzymania przez Chiny (a tego możemy się spodziewać w razie zaostrzenia sytuacji międzynarodowej), produkcja w Europie spadnie do rozmiarów niemal niezauważalnych. Inną obserwacją z wojny na Ukrainie jest jej masowość czy to w obszarze ludzkim, czy sprzętowym. Dość powiedzieć, że gdyby dziś doszło do wojny, najważniejsze państwo Europy, po szybkich zabiegach „rekonwalescencyjnych” byłoby w stanie wystawić w linii (zaokrąglając) 100 sztuk czołgów. Gdy zestawimy te 100 sztuk z 4 tysiącami straconymi przez Rosję od początku wojny i odnowionymi możliwościami produkcyjnymi, ukazuje to, jak wielka przepaść dzieli potrzeby od stanu faktycznego. A musimy mieć świadomość, że kanonem polityki obronnej jest tutaj odstraszanie. Nie potrzeba chyba nikomu tłumaczyć, że 100 sztuk czołgów mogłoby odstraszyć Luksemburg, ale nie Rosję, tym bardziej że w czasie zimnej wojny RFN trzymało w linii kilka tysięcy czołgów. Inne liczące się państwo – Francja – wstrzymało rozbudowę swoich sił lądowych. Czy w ciągu kilku lat jest szansa, żeby podejście dwóch kluczowych państw Europy uległo zmianie? Szansa jest jedynie teoretyczna, mimo niemal 2 lat wojny na Ukrainie żadnych działań w tym obszarze, które mogłyby poprawić sytuację wschodniej flanki, kraje NATO nie podjęły.

Kolejnym ważnym faktorem są rakiety i zabezpieczenie przeciwko nim. Na tym polu nie widać, żeby w ciągu najbliższych lat sytuacja się poprawiła. Wartym podkreślenia jest fakt, że już zakupione, bądź zakontraktowane przez Polskę uzbrojenie rakietowe i przeciwrakietowe znacząco przekracza plany „twardego jądra UE” na najbliższą dekadę.

Niemcy, mierzą się obecnie z najpoważniejszym kryzysem ekonomicznym od dekad. W dużej mierze wywołanym polityką ekologiczną kryzys polityczny i społeczny jest również nietrudny do zauważenia. Czy w tej sytuacji możemy mieć nadzieję, że w obliczu zagrożenia egzystencjalnego, jakim może być atak Rosji, dojdzie do wzmocnienia wysiłku, który zwiększy możliwości militarne Berlina? Czy też raczej bardziej prawdopodobne jest skupienie się na niesioną przez falę polityczno-medialną retoryce oraz kontynuację ucieczki w ekologię i zagrożenia o charakterze drugorzędnym? 

Po tych raczej bolesnych wnioskach zajmijmy się nie mniej istotnym czynnikiem – ludzkim. Jak słusznie zauważyła dr Monika Gabriela Bartoszewicz w swym tekście: „Monopol na wiedzę: era bezpieczeństwa epistemicznego”, bezpieczeństwo epistemologiczne wypiera ontologiczne. Proces ten jest współkreowany przez władze i szybko koncentrujące się korporacje, zwłaszcza medialne. Społeczeństwo w obliczu zdominowanej narracji szybko ulega temu procesowi, nawet go nie dostrzegając. Nośne politycznie i medialnie zagrożenia bezpieczeństwa, w swej istocie nie stanowią żadnej formy zagrożenia egzystencjonalnego, są natomiast zgodne z powszechnym kierunkiem narracyjnym. Co gorsza, wszelkie odruchy kwestionujące ten trend są sprowadzane do szaleństwa, „oszołomstwa” etc. Faktem jest, że wśród podważających „nowy porządek normatywny” są ludzie pokroju „happenera chanukowego”, których przekaz i zachowania trudno traktować jako poważne. Niestety, tacy osobnicy bywają użyteczni we wzmacnianiu monoprzekazu. 

Proszę w tym miejscu zwrócić uwagę, że postępująca koncentracja samorzutnie zmierza ku oligarchizacji, a zblatowanie kapitału z władzą wzmacnia proces zmiany systemu, który kiedyś nazwałem ochlokracją sterowaną oligarchicznie. Postępowi politycy i postępowe media moderują świadomość wyborców, którzy w obecnej demokracji zaczynają zachowywać się jak pobudzone emocjonalnie, sterowane narzędzia. Oczywiście nie można powiedzieć, że ten proces się udał. Co jakiś czas okazuje się, że dysonans pomiędzy wszechobecnym przekazem i rzeczywistością staje się zbyt wielki. Owocuje to zaburzeniem w postaci zwycięstw „populistów”. Rosnąca popularność AfD jest na takie zaburzenie doskonałym przykładem (niestety, samo AfD kooperuje z Rosją). Zblatowanie medialno-polityczne, pomijające trudne dla siebie tematy, a „pompujące” te wygodne, stworzyły poparcie dla tej partii.

Jaki więc mamy obraz? Od mainstreamu politycznego, przez medialny i uczelniany homogeniczny przekaz walki z zagrożeniami o charakterze marginalnym, lecz skutkujący dekompozycją społeczeństwa. Dobrym przykładem może być ruch Black Lives Matter. Okrzyczana medialnie brutalność policji amerykańskiej jest faktem, podobnie jak przemilczana mainstreamowo nadreprezentacja kolorowych przestępców, a ofiarami tejże brutalności w naturalny sposób są częściej Czarni. Czym stał się ruch BLM? W swym założeniu miał walczyć ze wspomnianą brutalnością policji, a stał się platformą do nowej fali przestępstw, niszczeniem zaufania do państwa i patriotyzmu obywateli. 

Przeczytaj także:

Wracając do naszego zachodniego sąsiada, większość społeczeństwa (zwłaszcza młodsza) nie czuje poważnej więzi ze swoją ojczyzną, z powodu podmycia tożsamości narodowej wiarą w miazmaty „Europejskiej Tożsamości”. Dzieci imigrantów (na przykład tureckich) czują się bardziej patriotami tureckimi, niż Niemcami, chociaż tutaj się urodzili. Ta część społeczeństwa, która wykazuje postawy patriotyczne, skłania się ku partii AfD, której prorosyjskie sympatie nie są tajemnicą. To rodzi kolejne pytanie: kto będzie bronił Niemiec, a tym bardziej, kto przyjdzie z pomocą krajom bałtyckim? Większość, która raczej jest bliższa ucieczki ze swego kraju? Tureccy patrioci, czy może prorosyjscy zwolennicy AfD? Trudno być tutaj optymistą w świecie dryfujących wartości i znaczeń, regresu kulturowo-cywilizacyjnego, gdy o odpowiedzi na realne zagrożenia jest coraz trudniej. 

SourceRedakcja

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »