fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

20.2 C
Warszawa
wtorek, 30 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Niemcy mają mnóstwo problemów

Fala problemów przelewa się przez Niemcy. Od społecznych niepokojów przez trudności gospodarcze po rosnące poparcie dla skrajnej prawicy. Wśród fatalnych nastrojów coraz częściej pojawiają się porównania do lat weimarskich – niepokoi się „The Times”.

Warto przeczytać

Tej zimy wybuchy niezadowolenia są wyjątkowo silne u naszych sąsiadów. W styczniu drogi największych niemieckich miast zostały zablokowane przez traktory i ciężarówki – to rolnicy i zawodowi kierowcy protestowali przeciwko przywróceniu podatku drogowego i zniesieniu dopłat do oleju napędowego.

Kolejne strajki wybuchały także na kolei, w szpitalach i żłobkach. Niedługo obejmą także niemieckie narodowe linie lotnicze.

Niemieckie pociągi kursują ze znacznymi opóźnieniami. Wyniki egzaminów niemieckich uczniów znacznie się pogorszyły. W Berlinie nadal wiszą plakaty wyborcze przed powtórnymi wyborami do Bundestagu w 2021 r., kiedy z powodu nieudolności administracyjnej konieczne było unieważnienie wyników w tym mieście.

Aktualny kanclerz Olaf Scholz ma najniższe notowania, spośród wszystkich współczesnych przywódców Niemiec. Poparcie traci też jego socjaldemokratyczna partia (SPD), która w nowych sondażach spadła już o 13 proc. Rządząca koalicja Scholza, która składa się z jego partii SPD, Zielonych oraz Wolnych Demokratów (FDP), w tej chwili uzyskałaby tylko 30-procentowe wsparcie wyborców.

Pomijając fatalne nastroje opinii publicznej, wyniki rządu nie są aż tak złe, jak pokazują sondażowe słupki. Niemcy ucierpiały sporo na rosyjskiej inwazji na Ukrainę, lecz rządowi udało się uniezależnić kraj od rosyjskiego gazu. Zaczęto także dozbrajać niemieckie wojsko, a przy tym wysyłać broń i pieniądze Ukrainie – obecnie, zaraz po Stanach Zjednoczonych, Niemcy są najhojniejszym darczyńcą Ukrainy.

Udało się też spełnić dane obietnice. Płaca minimalna została podniesiona z 9,60 do 12,41 euro za godzinę. Choć program koalicji wydawał się dość ambitny, analizy wykazały, że będący na półmetku czteroletniej kadencji rząd rozpoczął realizację już 64 proc. swoich obietnic.

Wyborcy jednak zdają się tego nie dostrzegać lub przywiązują do tego niewielką wagę. To dlatego, że sukcesy rządu zostały przyćmione przez problemy, jakie się pojawiły. Wydaje się także, że w obrębie koalicji ciągle toczą się spory, a przewodnictwo Niemiec w grupie G7 przypadło na okres, gdy notuje ona najgorsze wyniki gospodarcze.

Nawet jeśli działania rządu nie są złe, to nastroje społeczne są fatalne. Widać to właśnie w sondażach. Aż 54 proc. wyborców w Niemczech w ogóle nie ufa demokracji, a tylko 9 proc. ufa partiom politycznym. 27 proc. uważa, że państwo może dobrze wykonywać swoją pracę. 69 proc. wyborców uważa, że jest przytłoczonych. 46 proc. przewiduje, że za 10 lat ich życie będzie gorsze niż dziś.

Na tak fatalistycznych nastrojach do tej pory najwięcej zyskiwała prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD). Jej poparcie ustabilizowało się na poziomie mniej więcej 22 proc., a w trzech wschodnioniemieckich krajach związkowych, w których we wrześniu przeprowadzono wybory, AfD zyskała znaczną przewagę.

Wzrost poparcia dla AfD niepokoi nie tylko polityczny establishment Niemiec. Niedawno sześciu wschodnioniemieckich biskupów opublikowało otwarty list, w którym przestrzegali wyborców przed AfD oraz innymi partiami, które kreują „prymitywne fantazje o wydaleniu migrantów” i gardzą „podstawowymi wartościami naszego społeczeństwa”.

Niemiecka prawica wywołuje w Niemczech spore poruszenie. Niedawno w Poczdamie odbyło się spotkanie, na którym pojawili się rozmaici goście: od znanych konserwatystów po ekstremistów. Rozmawiali o możliwościach deportacji ludzi o zagranicznych korzeniach – nawet tych, którzy uzyskali już niemieckie obywatelstwo. Doniesienia o tym (z zamierzenia tajnym) spotkaniu wywołały masowe protesty przeciwko prawicowemu ekstremizmowi. W Poczdamie na wiecu pojawiło się 10 tys. ludzi. W Berlinie więcej – 25 tys. Najwięcej, bo 30 tys., wyszło na ulicę w Kolonii.

Tej wiosny kilku niemieckich teoretyków spiskowych – wśród nich drobny arystokrata, sędzia i były poseł z AfD, a także paru byłych oficerów – stanie przed sądem. Są oskarżeni o planowanie puczu wojskowego zmierzającego do obalenia niemieckiego systemu demokratycznego.

W tym chaosie powstały nowe partie. Na czele jednej z nich stanął Hans-Georg Maassen, były szef głównej krajowej agencji wywiadowczej, zwolniony ze swojego stanowiska w roku 2018 za szerzenie ksenofobicznej retoryki. Trzon tej partii stanowić będzie WerteUnion (Unia Wartości), grupa licząca około 4 tys. osób, która powstała, by przeciągnąć centroprawicową Unię Chrześcijańsko-Demokratyczną (CDU) bardziej na prawo.

Coraz częściej uwagę zwraca na siebie także Sahra Wagenknecht, charyzmatyczna postać, która wychowała się w komunistycznych Niemczech Wschodnich. Jest wroga wobec imigracji, a nowe sondaże pokazują, że jej nowa partia ma szanse, by w przyszłym roku wejść do Bundestagu. W leżącej na wschodzie Niemiec Turyngii osiągnęła poparcie w wysokości 17 proc., co było poważnym kłopotem dla AfD.

Kiedy na czele Niemiec stała Angela Merkel, czyli w latach 2005-2021, państwo nie było wcale wolne od konfliktów, ale starano się ze wszystkich sił zamiatać je pod dywan. Teraz te dawne problemy wychodzą na jaw i są dużo trudniejsze do rozwiązania.

„Mamy rząd, który zaczyna od jasnego programu transformacji Niemiec, reprezentowania postępu, który wplątuje się w różnego rodzaju konflikty, unieszczęśliwiając prawie wszystkich w swojej koalicji wyborczej” – powiedział Kai Arzheimer, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie w Moguncji.

Ta sytuacja nasuwa coraz częściej jedno historyczne skojarzenie. Matthias Cramer, poważany i nagradzany twórca gier planszowych, niedawno wypuścił nowy, zbierający świetne recenzje produkt: grę „Weimar: The Fight for Democracy”. Gracze podczas rozgrywki wcielają się w komunistów, członków SPD albo głównych partii katolickich i nacjonalistycznych działających na terenie Niemiec w roku 1920. Ich zadaniem jest utrzymanie swojego poparcia przy jednoczesnym powstrzymaniu nazistów. Muszą też zmagać się z zamachami i paramilitarnymi powstaniami.

Zestawienia z latami weimarskimi zawsze gdzieś przewijały się w niemieckiej debacie publicznej, dziś jednak nabierają szczególnej mocy. Odniósł się do nich nawet premier Bawarii Markus Söder. „Wszystko wciąż się rozpada i fragmentaryzuje” – powiedział w wywiadzie dla „Der Spiegel”.

Wydaje się, że te zestawienia są nieco histeryczne, ale gra planszowa Cramera przypomina nam, że przebieg historii nie jest z góry ustalony i demokracja miała – i ma – pewną wpisaną w nią odporność.

„Weimar, który rozpoczął się od rewolucji i wirtualnej wojny domowej, w rzeczywistości ustabilizował się po hiperinflacji. Lata 1925-1927 to całkiem dobre lata. Weimar nie jest skazany na zagładę” – powiedział Frank Trentmann, historyk współczesnych Niemiec z Birkbeck, części Uniwersytetu Londyńskiego.

Dziś także największe znaczenie dla politycznego i społecznego krajobrazu Niemiec ma gospodarka. Słabo ożywiła się po pandemii. W ubiegłym roku skurczyła się o 0,3 proc. i prognozy przewidują, że także w obecnym czeka ją stagnacja. To oznaczałoby pozostanie w tyle za resztą krajów G7.

Powodem tego jest między innymi kryzys w sektorze przemysłowym. Sektor ten to jedna czwarta całkowitej produkcji Niemiec, jednak obecne w minionym roku wysokie koszty energii, a także mniejszy globalny popyt na eksport poważnie obniżyły ożywienie w przemyśle. Za sprawą jednego z niedawnych badań ankietowych wyszło na jaw, że blisko jedna trzecia niemieckich producentów zastanawia się nad przeniesieniem przynajmniej części swojej produkcji za granicę, by obniżyć koszty.

Rządowa rada ekspertów ekonomicznych stwierdziła w listopadzie, że tak złych perspektyw wzrostu gospodarczego w średnim okresie jeszcze nie odnotowano. Zajmująca stanowisko głównego doradcy ekonomicznego Monika Schnitzer ostrzegła, że jeśli rząd nie podejmie trudnych i bolesnych reform, niektóre z sektorów produkcyjnych – takie jak przemysł samochodowy i chemiczny – staną się z czasem niekonkurencyjne.

Energia stała się droga i w najbliższej przyszłości taka pozostanie. Stoi za tym wiele powodów, wśród nich planowane wycofywanie się z wytwarzania energii z węgla, a także zamknięcie trzech ostatnich elektrowni jądrowych.

Mimo tych problemów Niemcy borykają się z dużym niedoborem pracowników. Ministerstwo gospodarki monitoruje 851 kategorii miejsc pracy i odnotowało niedobory w aż 352 z nich. Rodzi to kolejny problem: niemiecki system emerytalny już teraz jest bardzo kosztowny, a będzie nieosiągalny w przyszłości – na emeryturę przejdzie bowiem pokolenie demograficznego wyżu, kiedy w ciągu tej dekady populacja w wieku produkcyjnym skurczy się o 3,5 mln.

To tylko wycinek z problemów niemieckich przedsiębiorstw. Oprócz tego zmagają się z niedofinansowaną infrastrukturą, rosnącą konkurencją ze strony Chin, powolną cyfryzacją, wysokimi dotacjami ekologicznymi w Stanach Zjednoczonych czy obciążeniami biurokratycznymi.

Wreszcie u podstaw tych problemów znajduje się problem fiskalny. Podczas kryzysu strefy euro z 2009 r. rząd Merkel postanowił wprowadzić konstytucyjny mechanizm nazwany Schuldenbremse, co można przetłumaczyć jako hamulec zadłużenia. Pozwala on na zaciąganie pożyczek publicznych jedynie do wysokości 0,35 proc. PKB rocznie.

Nie oznacza to wcale, że kolejne administracje przestrzegały tej granicy. Oznacza natomiast, że wymyślały coraz to nowe wyczyny kreatywnej księgowości, aby ją ominąć. Tak powstały między innymi Sondervermögen, czyli fundusze specjalne, na których zgromadzono setki miliardów długu pozabudżetowego.

Jednakże w listopadzie ubiegłego roku niemiecki Trybunał Konstytucyjny uznał sprzeczność tego rozwiązania, znosząc fundusze specjalne, które w sumie wynosiły 260 mld euro. W związku z tym koalicja Scholza zawiesiła (z mocą wsteczną) hamulec zadłużenia – obecnie już na cztery lata – a dziurę budżetową, która wyniosła 17 mld euro, zapełniła dzięki cięciom i podwyżkom podatków – między innymi tych, które wywołały wspomniane na początku protesty zawodowych kierowców oraz rolników.

Eksperci przewidują, że to dopiero początek niemieckich problemów fiskalnych. Będą one narastać, ponieważ uprawnienia rządu do pozyskiwania funduszy będą maleć, a jednocześnie wzrosną zobowiązania w zakresie wydatków. Do tych drugich przyczynią się między innymi rosnące koszty zbrojenia oraz konieczne koszty transformacji energetycznej.

„Cały centrowy model polityczny, począwszy od Merkel, opierał się na założeniu, że wszystko będzie dobrze, wszyscy mogą czuć się komfortowo i nie ma bólu” – zauważył Trentmann.

To właśnie podupadająca gospodarka jest czynnikiem wspólnym dla wszystkich politycznych sporów, których aktualnie w Niemczech nie brakuje. Sporo negatywnych komentarzy płynie pod adresem Partii Zielonych i ich projektów ochrony środowiska, a to dlatego, że opinia publiczna coraz bardziej przekonana jest o zrzucaniu nieproporcjonalnych kosztów zielonej transformacji na niektóre grupy społeczne (np. rolników lub osoby, które zostały pokrzywdzone w wyniku zmian zapisów na temat pomp ciepła).

Obok problemów gospodarczych nasilają się też obawy związane z imigrantami. W ubiegłorocznych sondażach wyborcy najczęściej wskazywali ten problem jako najważniejszy, obecnie już tak nie jest, ale to dlatego, że kwestie gospodarcze, energetyczne i klimatyczne stały się bardziej pilne.

Imigracja określana jest jednocześnie jako zbyt duża, jak i zbyt mała. Według rządowych kalkulacji do utrzymania obecnego dobrobytu Niemiecka gospodarka potrzebuje wzrostu imigracji o 400 tys. osób rocznie. Uwzględniając odpływ, znaczy to, że do populacji liczącej 83 mln musiałoby każdego roku dołączać 1,5 mln imigrantów.

W tym samym czasie narasta społeczne niezadowolenie związane z nieregulowaną imigracją. W ubiegłym roku do niemieckich urzędów wpłynęło 329 tys. próśb o azyl (licząc tylko prośby napływające tam po raz pierwszy). Takich ilości nie widziano tam od lat 2015-2016, które dziś określane są mianem kryzysu migracyjnego. Oprócz tego w ciągu ostatnich dwóch lat do Niemiec przybył prawie milion uchodźców z Ukrainy. Władze lokalne zazwyczaj nie mają środków, by zakwaterować i integrować nowych imigrantów, często otwarcie przyznają, że nie radzą sobie dłużej z tym problemem.

Obecnie aż 18 proc. niemieckiej populacji urodziło się poza granicą tego kraju. Większość wyborców uważa, że takie demograficzne przetasowania to zdecydowanie zbyt wiele, w zbyt krótkim czasie. Scholz próbował ich uspokoić, obiecując „nową niemiecką twardość” przy rozpatrywaniu wniosków azylowych. To jednak nie uspokaja ani społeczeństwa, ani jego politycznych przeciwników. Naciskany przez prawicę kanclerz zgodził się wreszcie na rozważenie utworzenia centrum azylowego, które zatrudniałoby europejskich urzędników do rozpatrywania wniosków o azyl.

Obecny rok zapowiada się równie intensywny dla niemieckiej polityki. W czerwcu odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego – AfD i Wagenknecht mają nadzieję na wysokie poparcie. Sondaże dają obecnie AfD aż drugie miejsce, tylko o trzy punkty więcej zbiera CDU. We wrześniu odbędą się regionalne wybory w Turyngii, Brandenburgii i Saksonii, w nich AfD już teraz jest faworytem.

W Turyngii lokalnym liderem AfD jest Björn Höcke. Ten niegdysiejszy nauczyciel historii jest tak ekstremalny w swoich wypowiedziach publicznych, że został uznany za faszystę przez niemieckie sądy. Jednocześnie za jego sprawą AfD w Turyngii ma aż 31 proc. głosów w przedwyborczych sondażach, CDU znajduje się aż o 11 punktów procentowych w tyle. Jednocześnie 1,4 mln osób podpisało petycję skierowaną do partii głównego nurtu, aby zakazać działalności turyńskiego oddziału AfD. Akt ten postrzegany jest często jako próba przed delegalizacją partii w całych Niemczech.

Przeczytaj także:

Takie rozwiązania zdarzały się już w tym kraju. W 1956 r. zdelegalizowano zachodnioniemiecką partię komunistyczną. Tyle że zdelegalizowanie partii z tak dużym poparciem (20 proc. w skali kraju, 30 proc. na wschodzie) byłoby bardzo problematyczne – także z czysto demokratycznego punktu widzenia, nie wspominając już o prawnym.

Niepewna jest też kwestia utrzymania władzy przez Scholza. Kolejne wybory do Bundestagu zaplanowane są na przyszły rok, ale aktualna koalicja jest wyraźnie niewydolna i skłócona.

SourceThe Times

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »