fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

15.7 C
Warszawa
wtorek, 30 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Globalizacja osłabia demokrację i wzmacnia autokratyczne reżimy

O współczesnym stanie demokracji i czy globalizacja jej służy, czy zagraża – „Le Figaro” rozmawia z Dominique Reynié

Warto przeczytać

Dominique Reynié jest profesorem uniwersyteckim w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu (Sciences Po) oraz dyrektorem generalnym Fundacji Innowacji Politycznych. Powstałe pod jego kierownictwem opracowanie „Libertés, l’épreuve du siècle”, które jest omawiane w wywiadzie udzielonym „Le Figaro”, można znaleźć w całości na stronie fondapol.org.

W raporcie „Libertés, l’épreuve du siècle”, który powstał jako wynik wyjątkowego badania dotyczącego stanu demokracji i przeprowadzonego w 55 demokratycznych krajach świata, kreśli pan stanowisko, według którego obecnie demokracja znajduje się pod presją, z którą nie spotkała się przez ostatnie 30 lat. Czy po trzech dekadach od upadku muru berlińskiego możemy mówić o odwrocie demokracji?

Freedom House odnotowało w ostatnich pięciu latach spadek wskaźnika wolności w 22 z 41 krajów, które w latach 1985-2005 regularnie klasyfikowane były jako wolne. Ta powolna utrata wolności dotyczy także tych demokracji, które wydają nam się trwalsze. Paradoksalnie na koniec 2021 r. prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden zwołał „szczyt demokracji”. Musimy zauważyć nowe zagrożenia, z jakimi przychodzi się mierzyć społeczeństwom i rządom demokratycznym, między innymi ze strony autorytarnych reżimów, które we współczesnym świecie rosną w siłę. Nasze badanie wykazało na przykład, że 60 proc. badanych uważa za alarmującą postawę Chin, to duża zmiana na gorsze w porównaniu do roku 2018, kiedy przeprowadziliśmy wcześniejsze badanie. Nie tylko Chiny zresztą postrzegane są w ten sposób. Podobne zdanie pojawia się o Rosji (52 proc. badanych uważa ją za potencjalne zagrożenie dla wolności na świecie) czy Turcji (37 proc.).

Rola reżimów autorytarnych wzrosła z powodu globalizacji. Czy faktycznie zagrażają one dzisiejszym demokracjom liberalnym?

To jedna z zasadniczych różnic między naszymi czasami a czasami zimnej wojny. Dzisiaj większość autorytarnych reżimów, przynajmniej tych o dużym znaczeniu, nie rezygnuje z kapitalizmu, po prostu podporządkowuje go reżimowi komunistycznemu – widzimy, jak to działa w Chinach. Globalizacja wraz z wytwarzanymi w jej ramach innowacjami nie działają już wbrew wrogom wolności, przeciwnie – autorytarne systemy nauczyły się, jak wykorzystywać globalne procesy i rynki dla swoich korzyści, umacniając swoją pozycję. Znów widzimy to na przykładzie Chin, które w 2001 r. przystąpiły do Światowej Organizacji Handlu (WTO) i od tego momentu ich wzrost gospodarczy nabrał rozpędu.

Jednocześnie w krajach, w których porządek demokratyczny został ustalony, globalizacja może mu zagrażać. Dzieje się tak, ponieważ w rozwiniętym środowisku demokratycznym globalizacja niesie wiele wyzwań, takich jak metropolizacja, deindustrializacja, degradacja społeczna, kumulacja kapitału czy dematerializacja aktywności zawodowej. Taki negatywny krajobraz sprzyja natomiast rozwojowi dyskursu autorytarnego i powstawaniu ruchów populistycznych.

Badanie przeprowadzone pod pana kierownictwem mierzy między innymi przywiązanie do demokracji przedstawicielskiej. Ale jak oceniane były reżimy autorytarne? Czy odpowiedzi Francuzów w jakiś sposób się wyróżniają?

W naszym badaniu sprawdzaliśmy nie tyle preferencje, ile ocenę. Testowaliśmy więc jednocześnie sześć form ustroju, wśród których najwyższą ocenę (81 proc. poparcia) ma model demokracji przedstawicielskiej („posiadanie demokratycznego systemu politycznego z wybranym parlamentem, który kontroluje rząd”). Jednak ponad jedna trzecia badanych (36 proc.) pozytywnie oceniła także ideę posiadania „silnego człowieka na czele swojego kraju, który nie musi się martwić o parlament czy wybory”. Jeśli ograniczymy zakres badanych jedynie do Europy czy Francji, otrzymamy odrobinę niższe wyniki (35 proc. dla Europy, 32 proc. dla Francji), jednak nadal pozostają one wysokie i znaczące.

Widać natomiast, że Francuzi są wyjątkowo pesymistycznym narodem. Na pytanie o to, czy jutro ich kraj będzie miał się lepiej, 36 proc. respondentów odpowiadała twierdząco, jednak we Francji odsetek ten wynosił zaledwie 9 proc.! Skąd ten narodowy pesymizm?

To wcale nie takie dziwne. Francja wniosła ważny wkład w rozwój cywilizacji – przez swoją historię, swój uniwersalizm, wkład w rozwój nauki, przez swój język i bogatą kulturę, przemysł i rolnictwo. Ale ostatnie trzy dekady francuskich rządów raczej próbują to znaczenie umniejszać czy niweczyć poprzez wprowadzanie zasady ostrożności, deindustrializacji, budowanie klimatu wrogiego nauce, hamowanie postępu, szukanie winnych itd. Te tendencje wydają się tylko nasilać.

Z badania przeprowadzonego przez pański zespół wynika, że różnorodność kulturowa w krajach demokratycznych uchodzi często za czynnik zagrażający poczuciu bezpieczeństwa. Tymczasem ta sama różnorodność promowana jest jako demokratyczna wartość. Skąd ten rozdźwięk?

Więzi społeczne są niszczone przez brak wzajemnego zrozumienia, nieufność, a niekiedy także otwartą wrogość. Dla wielu respondentów to już nie kwestia różnorodności kulturowej, a zwykłej rywalizacji, która doprowadza do konfliktu wartości. Wtedy przedmiotem sporu staje się na przykład wolność słowa albo prasy, a te dla mieszkańców demokratycznych krajów są szczególnie ważne, jak wynika z naszego badania. 83 proc. respondentów obawia się aktów terroru (we Francji 89 proc.), ale sama imigracja postrzegana jest jako zagrożenie przez 63 proc. badanych (we Francji 73 proc.), podobnie jak islamizm – przez 59 proc. na świecie, ale w samej Europie już 72 proc., a we Francji 84 proc. Demokratyczne społeczeństwa przez ostatnie 30 lat nie były jeszcze tak zaalarmowane zaostrzeniem konfliktów o charakterze tożsamościowym i religijnym.

W czasie pandemii koronawirusa dochodziło do wcześniej niespotykanego zawieszania swobód obywatelskich także w krajach demokratycznych. Czy ujawniło to mniejsze przywiązanie do wolności niż bezpieczeństwa lub zdrowia?

Ponieważ wzorce zarządzania pandemią COVID-19 przejmowane były z Chin, niektóre kręgi opiniotwórcze łatwiej zaakceptowały ich autorytarny charakter. Przeszło połowa badanych (51 proc.) przyznała, że „rządy autorytarne są bardziej skuteczne niż rządy demokratyczne w pokonywaniu pandemii takich jak COVID-19”. Równolegle jednak widać przywiązanie do wolności i swobód obywatelskich. 67 proc. badanych zgodziło się ze stwierdzeniem, że „nawet jeśli uczyniłoby to rząd bardziej efektywnym, nie zaakceptowałbym/abym tego, że moje swobody zostałyby nieco ograniczone”. We Francji poparcie dla tego stanowiska było nawet większe – sięgnęło 70 proc. Konkretne wolności także cieszą się dużym poparciem czy przywiązaniem, wolność demonstrowania ważna jest dla 83 proc. badanych ze wszystkich 55 krajów; możliwość głosowania w wyborach – dla 96 proc.; możliwość uczestnictwa w procesie podejmowania decyzji – dla 95 proc.; wolność słowa – dla 96 proc., a prasy – dla 94 proc.

Przeprowadzaliśmy też badanie w krajach o niskim stopniu demokracji lub dopiero walczących o demokratyzację: na Białorusi, w Bośni i Hercegowinie, Gruzji, Libanie, Macedonii Północnej, Mołdawii, Czarnogórze, Nigerii i na Ukrainie. Wyniki pokazują, na których wartościach zależy także obywatelom tych krajów.

Chociaż wolność poglądów i ich wyrażania jest oceniana tak wysoko, to równie często wskazywane są jej zagrożenia – czy to ze strony islamskich terrorystów, czy też trendów kulturowych w rodzaju „prawa do tego, by nie być obrażanym”. Czy wolność debaty faktycznie jest zagrożona?

Z badania wynika, że wolność opinii zagrożona jest we wspomniane przeobrażenie się różnorodności kulturowej w międzykulturowy konflikt o wartości. Na tym tle islamizm skupia osoby, które postrzegane są właśnie jako zagrożenie ze strony wielokulturowości. Ale to nie wszystko. W ostatnich czasach wzrosło znaczenie międzynarodowego (czy też transnarodowego) porządku medialnego, zwłaszcza w aspekcie cyfrowym. I ten wzrost jest różnie oceniany. Dla 83 proc. respondentów portale społecznościowe są czymś dobrym, bo „dają one możliwość przekazywania informacji”, chociaż sami Francuzi nie są tak pozytywnie nastawieni (68 proc.). Jednocześnie jednak 73 proc. badanych uważa sieci społecznościowe za „złą rzecz, ponieważ zachęcają do rozpowszechniania fałszywych informacji”. Widać też bardzo duże obawy (88 proc. w całym badaniu), że Internet i media społecznościowe wykorzystywane być mogą do zakłócania kampanii wyborczych, między innymi przez przekazywanie fałszywych wiadomości. Co istotne, aż 73 proc. (we Francji nawet 82 proc.) obywateli przyznało, że GAFAM (Google, Amazon, Facebook, Apple i Microsoft) ma w tej chwili za dużą władzę nad informacją i to rządy powinny ją ograniczyć.

44 proc. badanych uznało, że współczesnych sporów nie da się już rozwiązać na drodze pokojowej. Czy to znaczy, że należy się spodziewać wzrostu agresji i przemocy?

Warto wspomnieć jeszcze, że dwie trzecie (64 proc.) respondentów zgodziło się, iż „nigdy nie można być zbyt ostrożnym w kontaktach z innymi”, a tylko jedna trzecia (36 proc.) uznała, że „można ufać większości ludzi”. Pewne różnice widać też w zależności od wieku. Brak zaufania do innych częściej wyrażają osoby młodsze, poniżej 35. roku życia (67 proc.), mniej natomiast osoby starsze, mające ponad 65 lat (59 proc.). Mniej ufni są też przedstawiciele klasy robotniczej (71 proc.) niż należący do klasy wyższej (53 proc.).

Rzeczywiście 44-proc. mniejszość uważa, że w nadchodzących latach „obywatele nie będą już w stanie rozwiązywać swoich sporów w sposób pokojowy w swoim kraju”, jednak większość (56 proc.) nadal wierzy, że „będą w stanie rozwiązywać swoje spory w sposób pokojowy, bez uciekania się do przemocy”. O nieuniknionej przemocy myślą najczęściej Libańczycy (76 proc.), Francuzi (71 proc.) i Belgowie (61 proc.), najmniej z kolei Norwegowie i Duńczycy (29 proc.) oraz Finowie i Indonezyjczycy (33 proc.).

To mimo wszystko wysokie przekonanie o nieuchronności przemocy przekłada się także na prawo do „posiadania w domu broni do samoobrony”, które jest pozytywnie oceniane przez 47 proc. badanych. Wydaje się, że i tu do czynienia mamy ze zmianą pokoleniową, ponieważ wśród osób poniżej 35. roku życia odsetek zwolenników broni wynosi 52 proc. (28 proc. we Francji), natomiast u osób mających więcej niż 60 lat – 40 proc. (23 proc. we Francji).

Największe rozbieżności w badaniu zaszły w przypadku kwestii aborcji oraz kary śmierci. Widać nie tylko różnice między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską, ale również między wschodem a zachodem Europy. Jakie wnioski z tego płyną?

W globalnym ujęciu kara śmierci akceptowana jest przez ponad połowę badanych – 57 proc. W samych Stanach Zjednoczonych odsetek ten wynosi więcej, 67 proc. Tam także 55 proc. jest za prawem do aborcji. Tymczasem w Europie Zachodniej karę śmierci popiera tylko 38 proc. badanych, natomiast aborcję aż 86 proc. Z kolei w Europie Wschodniej kara śmierci znajduje poparcie niewiele więcej niż połowy badanych (51 proc.), a aborcja – u 73 proc. Należy jednak być ostrożnym w ocenie tych danych, ponieważ w samej Francji poparcie dla kary śmierci jest takie samo, jak w Europie Wschodniej (51 proc.).

Chociaż w większości demokratycznych krajów kwestie kary śmierci i aborcji wydają się zamknięte, to opinie na ich temat pozostają dynamiczne. W 44 z 55 krajów, jakie objęło badanie, kara śmierci została zniesiona, ale poparcie dla niej wynosi tam nadal aż 49 proc. W przypadku aborcji natomiast widać różnice pokoleniowe, przeciwko aborcji opowiada się bowiem połowa (50 proc.) ludzi w wieku 18-34 lat (choć zdecydowanie mniej, bo 20 proc., jeśli weźmiemy pod uwagę samą Unię Europejską, a jeszcze mniej – 13 proc. – jeśli skupimy się tylko na Francji).

SourceLe Figaro

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »