fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

15.7 C
Warszawa
czwartek, 2 maja, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Konieczna transformacja prawicowego konserwatyzmu

Kilka godzin po tym, jak Liz Truss zrezygnowała ze stanowiska premiera Wielkiej Brytanii, brytyjski historyk i dziennikarz telewizyjny David Starkey wygłosił wykład w budapesztańskim Instytucie Dunaju. Mówił o brytyjskim konserwatyzmie, a jego diagnoza była bezlitosna: to jest zmierzch Partii Konserwatywnej – donosi „The American Conservative”.

Warto przeczytać

Sytuacja rzeczywiście nie wygląda najlepiej dla brytyjskich torysów. Thatcheryzm jest pieśnią przeszłości w tej samej mierze co amerykański reaganizm. I choć brytyjskim konserwatystom udało się przeprowadzić Brexit, wzmacniając narodową suwerenność, to jednocześnie wciąż mają wielki problem z imigracją. Przestępczość jest na bardzo wysokim poziomie, a prawicowi politycy wydają się tego w ogóle nie zauważać. Brytyjskie uniwersytety i instytucje kultury opanowane są przez nienawidzących brytyjskości radykałów, z którymi Partia Konserwatywna nie chce lub nie potrafi walczyć. Jednocześnie przeciętny młody Brytyjczyk nie może sobie pozwolić na zakup domu. Przede wszystkim jednak niebycie oszalałą lewicą okazuje się niewystarczające, by utrzymać władzę i przekonać wyborców.

Wiele z problemów trapiących Partię Torysów dotyczy także amerykańskiej prawicy. W ostatnich latach republikanie wiele zyskali dzięki prezydentowi Donaldowi Trumpowi, ale jego czteroletnia kadencja pełna była wielkich słów – lecz nie szły za nią tak wielkie działania. Trumpizm nie ożywił republikanów tak bardzo, jak zrobił to kiedyś Reagan.

Oczywiście istnienie brytyjskich torysów czy amerykańskich republikanów jest niezagrożone, pojawia się jednak pytanie – jak będą niedługo wyglądać te partie?

W „The Federalist” John Daniel Davidson nawoływał, by amerykańska prawica przestała już utożsamiać się z konserwatyzmem. Wyjaśniał to tak: „Dlaczego? Ponieważ projekt konserwatywny w dużej mierze zawiódł i nadszedł czas na nowe podejście. Konserwatyści od dawna definiują swoją politykę w kategoriach tego, co chcą chronić lub zachować – praw jednostki, wartości rodzinnych, wolności religijnej i tak dalej. Konserwatyści, jak nam się mówi, chcą zachować bogate tradycje i osiągnięcia cywilizacyjne przeszłości, przekazać je następnym pokoleniom i bronić ich przed lewicą. W Ameryce zarówno konserwatyści, jak i klasyczni liberałowie słusznie uważają, że wschodząca lewica chce zdemontować nasz system konstytucyjny i przekształcić Amerykę w dystopię. Zadaniem konserwatystów, już od wielu dekad, jest powstrzymanie ich.

Przeczytaj także:

W poprzedniej epoce miało to sens. Było wiele do zachowania. Ale każda uczciwa ocena naszej dzisiejszej sytuacji sprawia, że taka definicja jest absurdalna. W końcu co udało się konserwatystom zachować? W ciągu mojego życia stracili wiele: małżeństwo rozumiane tak, jak było rozumiane przez tysiące lat, Pierwszą Poprawkę, jakiekolwiek pozory kontroli nad naszymi granicami, podstawowe rozróżnienie między mężczyznami i kobietami oraz, zwłaszcza ostatnio, podstawowe rządy prawa.

Nazywanie siebie konserwatystą w dzisiejszym klimacie politycznym byłoby jak mówienie, że jest się konserwatystą, ponieważ chce się zachować średniowieczne europejskie tradycje aranżowanych małżeństw i procesu sądowego. Niezależnie od zalet tych praktyk, nie możesz zachować lub bronić czegoś, co jest martwe. Być może, można zachować pamięć lub wiedzę o tym, ale nie o to chodziło w konserwatyzmie. Chodziło o podtrzymanie tradycji i zachowanie zachodniej cywilizacji jako żywej i tętniącej życiem.

Cóż, za późno. Zachodnia cywilizacja umiera. Tradycje i praktyki, za którymi opowiadają się konserwatyści, są w najlepszym razie zachowywane tylko w coraz mniejszej sferze prywatnej. W najgorszym razie są deptane. Z pewnością nie stanowią podstawy naszej wspólnej kultury czy życia obywatelskiego, jak to miało miejsce przez większość historii naszego narodu”.

Davidson sam powołuje się na tekst Jona Askonasa, który uważa, że główną przyczyną porażki konserwatystów był zupełny brak pomysłu na to, jak wykorzystać technologię. Pisał tak: „Kiedy nowe technologie wkraczają do społeczeństwa, zakłócają powiązania między instytucjami, praktykami, cnotami i nagrodami. Mogą sprawić, że tradycje staną się bezcelowe, zniszczą rozróżnienie między cnotliwym i złym zachowaniem, sprawią, że zwyczajowe sposoby życia staną się przestarzałe, a nagrody za nie będą bezsensowne lub marne. Jeśli instytucje, które stoją na straży tradycji, nie zostaną odnowione i jeśli nikt nie przyjmie ich praktyk, tradycje zanikną w nicość”.

I dalej: „Ruch upadł, ponieważ zaniedbał prawdziwą zasadę rewolucji: transformację technologiczną. Konserwatyści »przegrali kulturę« nie dlatego, że przegrali bitwę idei, ale dlatego, że przegrali gospodarkę. Komuniści starali się przekształcić społeczeństwo poprzez zmianę organizacji gospodarstwa domowego (oikonomos, etymologiczne pochodzenie słowa »gospodarka«) – ale w końcu wysiłki politycznych rewolucjonistów i partyjnych aparatczyków zbladły wobec wpływu Pigułki i pułapki dwóch dochodów.

Kiedy zejdzie się ze wzniosłej retoryki o »tradycjach« i »wartościach«, staje się jasne, że ogromna liczba rzeczywistych praktyk i instytucji społecznych, które zbudowały te cnoty, uległa rozpadowi nie z powodu postępu czy socjalizmu, ale z powodu nowego środowiska i ekonomii politycznej wygenerowanej przez technologię. Od dziesięcioleci socjologowie odnotowują upadek rodzin z dwojgiem rodziców, hobby, gazet lokalnych, kościołów, stabilnego zatrudnienia, klubów kobiet, bibliotek, sportów amatorskich, retoryki politycznej, sąsiedzkich grilli, harcerstwa, małych firm, muzyki klasycznej, unii kredytowych i tak dalej. Nawet badania, które katastrofizują wzrost samotności, bezdomności, niepewności ekonomicznej i samobójstw, pomijają szerszy obraz, który polega na tym, że infrastruktura społeczna sprzyjająca ludzkiemu rozkwitowi zmieniła się nawet w przypadku tych, którzy mieli wystarczająco dużo szczęścia, by ułożyć sobie pozory przeciętnego amerykańskiego życia 50 lat temu. Tradycja kończy się, gdy nie ma już mądrości z przeszłości.

Żywa tradycja uczy swoich uczestników, co to znaczy być dobrym (dobrym rolnikiem, dobrym policjantem, dobrym skrzypkiem), dostosowując ich własne pragnienia do tego, co podtrzymuje tradycję. Te cnoty nie są jedynie ideami moralnymi – są nagradzane materialnie i społecznie, a przeciwstawne im wady są karane. W miarę upływu czasu w tradycji pojawia się rozmowa o tym, jak najlepiej osiągnąć jej cele, czy zmienić praktyki, czy przyjąć nowe, jak uhonorować to, co było wcześniej, a jednocześnie przyjąć to, co najlepsze z nowych rozwiązań. Ten związek z przeszłością jest także związkiem z przyszłością: aby włożyć lata wysiłku i lojalności w opanowanie tradycji, trzeba wierzyć, że instytucja ta będzie nadal żyła i nagradzała swoich uczniów, zmieniając się w niektórych szczegółach, ale niezmiennie dążąc do swoich celów”.

Warto przeczytać całość, bo to intelektualnie wyzywająca, mocna lektura. Askonas uważa, że warunkiem przetrwania konserwatyzmu jest znalezienie sposobu na zbudowanie technologii pozwalającej umocnić tradycję i poprawić poziom życia ludzi. Te dwie rzeczy – tradycję i dobrobyt – konserwatyści powinni chronić w pierwszej kolejności, ale wymaga to jasnego określenia, czym ten dobrobyt jest, na czym polega poprawa poziomu życia, to zaś odsyła do podstawowej kwestii: co oznacza bycie człowiekiem.

Wszystko to wydaje się dość kłopotliwe, ale to naprawdę ekscytujący, interesujący czas dla zachodniej prawicy. Widzimy wyraźnie, że dawne instytucje oraz struktury upadają, nowe trzeba dopiero wznieść – do czego należy zaangażować kreatywnych myślicieli. Ci ludzie wcześniej zajmowali miejsca na obrzeżach prawej części sceny politycznej, ale zaraz znajdą się w jej głównym nurcie. Nie można przecież wierzyć w to, że przyszłość należy do staromodnych (i często zwyczajnie starych) prawicowców. Jaka ta przyszłość jest – tego nie możemy teraz odgadnąć, ale wielu utalentowanych młodych ludzi pracuje już nad jej stworzeniem. Oczywiście niektóre pomysły są lepsze, inne gorsze, rzadko też budzą powszechną zgodę w prawicowym obozie. Ale ta ciężka ideologiczna praca jest dziś bardzo potrzebna.

John Daniel Davidson pisze dalej: „Mówiąc wprost, jeśli konserwatyści chcą uratować kraj, będą musieli go odbudować i w pewnym sensie założyć na nowo, a to oznacza przyzwyczajenie się do idei sprawowania władzy, a nie gardzenia nią. Dlaczego? Ponieważ porozumienie czy kompromis z lewicą jest niemożliwy. Wystarczy spojrzeć na tempo, w jakim zmieniał się dyskurs dotyczący małżeństw homoseksualnych – od zapewnień konserwatystów przed decyzją Obergefell z 2015 r., że geje proszą tylko o tolerancję, do niekończących się prześladowań Jacka Phillipsa.

Lewica zatrzyma się tylko wtedy, kiedy zatrzymają ją konserwatyści, co oznacza, że konserwatyści będą musieli odrzucić przestarzałe i nieistotne pojęcia o »małym rządzie«. Rząd będzie musiał stać się, w rękach konserwatystów, narzędziem odnowy amerykańskiego życia – a w niektórych przypadkach naprawdę tępym narzędziem”.

I ma w tym sporo racji. Takie przemiany staną się oburzające dla libertarian, a konserwatyści pamiętający Reagana w ogóle się w nich nie odnajdą. Nie ma jednak innego wyboru. Lewica ciągle przechodzi przez takie przemiany.

Wielu konserwatystów z sentymentem ogląda się za domem, którego już nie ma. Nikt z prawicy nie ma idealnego rozwiązania, które poprowadziłoby ku jasnej przyszłości. Natomiast dzięki takim intelektualistom jak Jon Askonas i jemu podobni, którzy próbują wymykać się utartym ścieżkom konserwatywnego myślenia, możemy ku tej przyszłości w ogóle zmierzać.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »