O wynikach wyborów zadecydowała jakość kilku republikańskich kandydatów do Senatu, a także fala wczesnych głosów oddanych przez demokratów. Przed Partią Republikańską stoją jednak znacznie poważniejsze kłopoty.
Jeśli nawet wziąć pod uwagę takie problemy, jak jakość kandydatów, nierówne finansowanie i wątpliwe wyniki badań opinii publicznej, to nie jest to główny powód porażki Partii Republikańskiej. Problemem obecnie i w przyszłości jest sposób tworzenia i przekazywania elektoratowi spójnego i pozytywnego przesłania. Ale historia pokazuje, że wcale tak nie musi być.
Zobacz także:
- Ron DeSantis nadzieją amerykańskich republikanów?
- Biden agresywnie atakuje Republikanów
- Kilkudziesięciu islamskich kandydatów zdobyło miejsca w wyborach do Kongresu – donosi „La Gaceta”. Więcej niż w 2020 roku
W 1994 r. w Białym Domu zasiadał cieszący się coraz mniejszą popularnością Bill Clinton. Izba Reprezentantów była pod kontrolą demokratów od 40 lat. Aby przerwać ten impas i skorzystać z doskonałego momentu na zmiany, ówczesny przewodniczący mniejszości Newt Gingrich zerwał z republikańską tradycją i sformułował merytoryczne, konkretne i pozytywne przesłanie do wyborców. Bez atakowania prezydenta, nawet jeżeli byłoby to łatwiejsze. Zamiast tego kontrakt zawierał listę 10 aktów prawnych, które republikanie obiecali poddać pod głosowanie w Izbie w ciągu pierwszych 100 dni od uzyskania większości. Obiecywano tylko to, co było możliwe do zagwarantowania i dlatego się udało.
Program przedstawiał pozytywne kwestie zgodne z powszechnie akceptowanymi zasadami Partii Republikańskiej oraz większości wyborców. Ten realistyczny pozbawiony ogólników program pozwolił republikanom zyskać większość w Izbie po raz pierwszy od czterech dekad. Ciężko porównać to z mało inspirującym „Zobowiązaniem dla Ameryki” przedstawionym wyborcom pod koniec września 2022 r.
Obecny dokument zawierał tematy, które mogłyby stanowić program wyborczy dla Republikanów w dowolnym roku – 1994, 2022, 2024 lub kiedykolwiek. Nie jest to narzędzie i sposób, dzięki któremu można wygrać wybory.
Zobowiązanie partii odzwierciedla nie tylko problem niewykorzystanej szansy. Pokazuje także, że partia nie jest pewna siebie i zależna bardziej od sondaży niż od treści oraz że nie rozumie współczesnego amerykańskiego elektoratu.
Sondaże przeprowadzane w tygodniach poprzedzających 8 listopada pokazywały, że elektorat nie jest zadowolony, a prezydent nie cieszy się popularnością. Partia Republikańska poszła jednak na łatwiznę, a ich komunikat do wyborców brzmiał: „Biden i demokraci są źli, więc głosujcie na nas”. Wszelkie szczegóły odkładano na czas po wyborach. Jak widać, była to kiepska strategia.
Rezultaty, a więc utrata co najmniej jednego miejsca w Senacie i znacznie mniejsza przewaga w Izbie niż obiecywały sondaże, dobrze pokazują, że wyborcom lepiej przedstawiać merytoryczny plan, a nie kampanię bez treści za to pełną negatywnych emocji. Jednak oprócz spójnego i konsekwentnego przesłania zabrakło też wśród republikanów zrozumienia, że w ostatnich cyklach wyborczych amerykański elektorat dramatycznie się zmienił. Minęły już czasy, kiedy można było liczyć na świadomą (także moralnie) większość wyborców. Dzisiaj większość wyborców we wszystkich grupach wiekowych uważa aborcję za „przywilej”, który powinien być chroniony przez prawo. Większość wyborców popiera też „prawo” do opieki zdrowotnej. Jednocześnie Amerykanie są coraz bardziej nieświadomi swojego kraju i jego historii. Jeśli Partia Republikańska chce osiągnąć lepsze wyniki w 2024 r. i później, musi się o wiele bardziej postarać.