Raport Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) opublikowany w listopadzie podkreślał tę nieprawidłowość za pomocą zwięzłych danych: „Globalne zapasy ropy naftowej spadły we wrześniu o 14,2 mln baryłek, ponieważ zapasy lądowe OECD w Stanach Zjednoczonych spadły o 45,5 mln baryłek, w krajach spoza OECD o 19,3 mln baryłek, które jednak zostały częściowo zrekompensowane wzrostem ilości ropy na wodzie do 50,6 mln baryłek”.
Przeczytaj także:
- Putin wydawał krocie, by Europejczycy zakazali szczelinowania w swoich krajach
- Europa wciąż kupuje rosyjską ropę
- Po decyzji OPEC
Ta sytuacja w zasadzie jest pozbawiona logiki, ponieważ gromadzenie ropy na morzu jest znacznie droższe (trzeba opłacić statek, który ją utrzymuje) niż utrzymywanie jej na lądzie, zwłaszcza gdy miejsca na lądzie jest tak dużo, jak teraz, a prawie wszystkie statki są zajęte.
Ropa na morzu na maksimach
Ekonomiści szwajcarskiej firmy UBS opublikowali analizę mającą rzucić nieco światła na tę dziwną sytuację i konsekwencje, jakie może ona mieć dla rynku ropy naftowej, który jest nękany plotkami o wzroście lub braku produkcji przez OPEC.
„Zapasy ropy na wodzie są najwyższe od maja 2020 r. Niektórzy obawiają się, że wkrótce przełoży się to na wzrost zapasów na lądzie” – czytamy.
Dzieje się tak właśnie w czasie, gdy zapasy ropy naftowej na lądzie, które powinny być naturalnym miejscem jej pozyskiwania, są bliskie najniższego poziomu. „Chociaż zapasy amerykańskiej ropy, produktów rafinowanych i strategicznych zapasów są na najniższym poziomie od 2004 r., to ropa na wodzie, która obejmuje surowiec przepływający w tankowcach od producenta do konsumenta, a także przechowywany w tankowcach (tzw. pływający magazyn), gwałtownie wzrosła w ostatnich miesiącach” – piszą autorzy analizy.
Na razie krzywa kontraktów terminowych na ropę naftową w USA przesunęła się do tzw. struktury contango, co pokazuje, że rynek ropy naftowej jest w krótkim terminie dobrze zaopatrzony i że ceny ropy mogą znaleźć się pod pewną presją spadkową. Baryłka ropy West Texas kosztuje 77,5 dolarów, a Brent 84,8 dolarów, czyli daleko od październikowych maksimów.
Dlaczego surowiec czeka w tankowcach?
„Naszym zdaniem takie spiętrzenie zapasów było napędzane przez wyższy eksport ropy z krajów OPEC oraz przez sprzedaż rezerw strategicznych przez USA, która zwiększyła eksport ropy z USA. Innym prawdopodobnym czynnikiem jest zbliżający się unijny zakaz importu rosyjskiej ropy. Rosja kieruje duże ilości swojej ropy do krajów spoza UE przed wprowadzeniem zakazu, podczas gdy Europa importuje ropę z innych miejsc. Dłuższe trasy oznaczają, że transportowana ropa spędza więcej czasu na pływających tankowcach” – podkreślają analitycy UBS.
W związku z sankcjami nałożonymi na Rosję ropa przestała płynąć rurociągami do Europy i teraz musi pokonywać więcej kilometrów: statki wybierają dłuższe trasy, wydłużając czas, jaki ropa spędza na morzu, a dostępne tankowce są na wyczerpaniu, co powoduje wzrost cen.
„Firmy naftowe i handlowcy muszą teraz płacić coraz wyższe ceny za transport ładunków. To potęguje koszty ropy naftowej” – twierdzi UBS.
Mniejsza dostępność tankowców prowadzi nie tylko do wzrostu stawek frachtowych, ale także do wzrostu cen za magazynowanie ropy. Agencja Bloomberga szacuje, że koszty opóźnień w portach i ich okolicach wynoszą 120-130 tys. dolarów dziennie, dwa miesiące temu było to 50 tys. dolarów.