fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

19.3 C
Warszawa
wtorek, 30 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Najlepsze miejsce na świecie (2)

Warto przeczytać

Świetnie się ostatnio sprzedająca książka pana Jacka Bartosiaka „Najlepsze miejsce na świecie” w istotnej części poświęcona jest krytyce polskiego systemu publicznego. Jest to „system powiązań między władzą a redystrybucją środków publicznych w postaci subwencji, grantów oraz percepcji czy dystrybucji szacunku, gry personalnej u całego tego zoo nieistotnych spraw banalnych ludzi, z których większość nie świadczy usług ani nie wytwarza produktów potrzebnych społeczeństwu, więc musi krążyć po liniach przesyłowych redystrybucji środków publicznych, pilnować do nich dostępu i utrzymywać dobre kontakty z dysponentami tych środków (głównie politykami i ich ekspozyturą). Chcę przy tym podkreślić, że nie wszyscy są tacy; istnieją chlubne wyjątki – ludzie światli i z charakterem, do tego państwowe instytucje z prawdziwego zdarzenia, ale nie ma to natury systemowej, tylko zależy od postawy etycznej i osobowości poszczególnych ludzi, a to za mało na państwo o naszym położeniu geopolitycznym. Wskutek takiego pozycjonowania celem (i środkiem) większości uczestników systemu publicznego jest powtarzanie frazesów i mieszczenie się w oczekiwanym publicznym dyskursie, który niewiele ma do zaoferowania Polsce, nauce, społeczeństwu. Daje natomiast pretekst do wypłaty środków publicznych” (s. 322-323).

I dalej: „Mówienie i plotkowanie (zwłaszcza o kimś) zastępuje nam pracę, a samo wypowiadanie słów sprawia, że czujemy, iż coś zostało zrobione. Słowa i ich wygłaszanie to praca, tak myślą zwłaszcza politycy i ludzie pracujący w systemie publicznym. Wiąże się z tym zjawisko pustych taczek, tysięcy zbędnych zebrań, kalendarze zapisane po marginesy spotkaniami, a wszystko po to, by utrzymać stosunki. To, że nie wynika z nich nic konstruktywnego, jest bez znaczenia. (…) Niektórzy stają się w tej materii, w manipulowaniu informacją, prawdziwymi mistrzami. (…) Typowy delikwent działający w systemie publicznym nie ma czasu na czytanie długich raportów, przemyślenie sprawy, tak zwane przespanie się z nią; całe dnie zajmuje mu za to mnóstwo pustych spotkań, z czym dodatkowo wiąże się wieczne spóźnianie się ministrów i urzędników urzędów centralnych. Spotkania są więc w rezultacie raczej pobieżne, oczy spotykających się rozbiegane” (s. 338).

Jednak przy tym wszystkim daje się wyczuć, iż Bartosiak rozumie przyczyny danego stanu rzeczy. Nasze zachowania w znacznej mierze wynikają z tego, że żyjemy w strefie zgniotu między Bałtykiem z Morzem Czarnym, wśród ludzi „deptanych i rozrzucanych przez historię jak pionki. Deptanych – bo jak inaczej nazwać stan, w którym wielkie mocarstwa próbują narzucać swoją wolę naszej ojczyźnie, a ona nie ma wystarczających sił, by się przed narzucaniem tej woli bronić, i w efekcie obcy stosują wobec opierających się przemożną przemoc” (s. 351-352).

Trudno ustrzec się pewnych zachowań patologicznych u Polaków zduszonych przez dominację sowiecką, a potem ogłuszonych wizją końca historii (patrz s. 198). Analogiczne zachowania występują również u innych narodów naszej strefy post-sowieckiej. Wyżej cytowana krytyka nie służy u Bartosiaka wyrażeniu pogardy, ale zawiera w sobie apel o to, by odstawiać na bok standardy post-kolonialne, gdzie system publiczny nie miał nic wspólnego z odpowiedzialnym zarządzaniem własnym dobrem, lecz był wyłącznie wysługiwaniem się obcym mocarstwom.

Wspólnota losu krajów pomostu bałtycko- czarnomorskiego zachęca do tego, byśmy się dziś konsolidowali oraz wymieniali dobrymi doświadczeniami w przezwyciężaniu syndromu homo sovieticus. W książce Bartosiaka te sprawy są zasygnalizowane przy rozważaniach na temat polskiej polityki piastowskiej i jagiellońskiej. Wielokrotnie pisano, że są to kierunki sprzeczne ze sobą, wzajemnie się wykluczające. Dla Bartosiaka polityka jagiellońska uzupełnia politykę piastowską, „nie stanowi dla niej alternatywy rozłącznej. Jedna nie istnieje bez drugiej i na odwrót” (s. 185).

I dalej: „Polityka jagiellońska XXI wieku powinna się wyrażać w biznesie, penetracji kapitałowej, ekspansji banków, sprawczości w kwestii regulacji określających te przepływy, w wiązaniu ludności ze wschodu z polskim obszarem gospodarczym, w korzystnym ruchu przygranicznym, w imporcie podaży pracy ze wschodu, rewersach rurociągów, magazynach gazu na wschodzie, przesyłach energii, korzystaniu z korytarzy transportowych, dzierżawie portów. (…)  To współzależność buduje politykę jagiellońską. Przyglądanie się z odległości jej nie buduje, a wręcz podmywa możliwości konsolidacji piastowskiej. (…) Odbudowa Ukrainy po wojnie również powinna zmienić stosunki społeczno-gospodarcze, zlikwidować oligarchię, stworzyć swoisty ukraiński ruch egzekucyjny na podobieństwo ruchu egzekucyjnego reprezentującego interesy średniej szlachty na przełomie XVI i XVII wieku w Rzeczypospolitej, tak by udało się stworzyć podwaliny pod liberalne społeczeństwo z silną klasą średnią, praworządnością i przewidywalnością gospodarczą, co umożliwi prywatnemu biznesowi polskiemu działanie i inwestowanie na wschodzie” (s. 188-189).

Gdy przywołuje się wspomnienia wielonarodowej szlachty Pierwszej Rzeczypospolite, aż się prosi użyć słowa nie występującego w książce Bartosiaka – „braterstwo”. Zapewne to słowo jest mało geopolityczne. Ale szerokie rzesze szlachty traktowały je poważnie, zaś zapisy Unii Hadziackiej z roku 1658, które niestety nie weszły w życie, zrównywały ze szlachtą na prawach braterstwa wszystkich kozaków.

Braterstwo dziś staje się faktem na linii polsko- ukraińskiej i nie ma powodu, by nie próbować go dalej szerzyć w skali Trójmorza+. Robert Schuman kiedyś pisał: „Oby ta idea pojednanej i silnej Europy stała się odtąd hasłem młodych pokoleń, pragnących służyć wyzwolonej wreszcie od nienawiści i lęku ludzkości, która uczy się na nowo, po zbyt długo trwających konfliktach i rozdarciach, chrześcijańskiego braterstwa”. Dla dzisiejszych biurokratów z Brukseli te słowa pewnie brzmią jak herezja. Pewnie źle brzmią też i dla geopolityków, nie dostrzegających niczego poza przemocą, a mówienie o wartościach uznających za objaw hipokryzji.

Przeczytaj także:

W skali międzynarodowej wcale nie musimy być brutalami czy też mini-brutalami, znajdującymi sobie jakieś uboczne pole, na którym będziemy wyładowywać emocje swego ślepego egoizmu. Bądźmy bezwzględni dla agresorów, umiejący wystawiać rachunki własnym silniejszym sprzymierzeńcom (asertywni), a budujący braterstwo z tymi, którzy na to zasługują. I właśnie o tym Jacek Bartosiak pisze w swojej książce, choć jak ognia boi się używać mało nowoczesnego terminu „braterstwo”.

Marek Oktaba

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »