fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

14.4 C
Warszawa
wtorek, 30 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Niemcy wychodzą na ulice. Protesty przeciwko AfD

Sprzeciw części niemieckiego społeczeństwa wobec skrajnie prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD) przerodził się w jedną z największych fal protestów we współczesnej historii tego kraju. W pierwszy weekend lutego na ulice wyszło około pół miliona osób, a wśród nich politycy, ale i członkowie społeczeństwa z rozmaitych grup wiekowych i etnicznych. Nie wydaje się jednak, by te marsze przynosiły zamierzony skutek – zauważa „The Spectator”.

Warto przeczytać

Poparcie Alternatywy dla Niemiec w grudniu i styczniu utrzymywało się mniej więcej na poziomie 23 proc. Sondaże z początku lutego wskazały na spadek do 20,5 proc. Wydaje się jednak, że za tym obniżeniem notowań nie stoją wcale wspomniane marsze, lecz powstanie w styczniu nowej populistycznej partii o antyimigracyjnym i lewicowo-konserwatywnym programie. Bündnis Sahra Wagenknecht (BSW) została włączona do nowych sondaży i przejęła część wcześniejszego elektoratu AfD. Poparcie BSW wynosi obecnie 7,5 proc., co razem z 20,5 punktami AfD daje aż 28 proc. dla niemieckich ekstremistów.

Wydaje się, że mimo powstania konkurencyjnej partii, nastroje w AfD są dobre. I nie wpłynęło na nie negatywnie ujawnienie zjazdu z neonazistowskimi aktywistami, by wspólnie omawiać „plan generalny” dla Niemiec, co stało się impulsem do masowych protestów. Zresztą ujawnienie tego spotkania miało dla AfD także pozytywne konsekwencje – o zapisanie do partii zaczęło ubiegać się dużo osób. Według danych samej partii, po 10 stycznia otrzymała ona 1900 nowych zgłoszeń.

Powodem rosnącej popularności AfD jest z całą pewnością kryzys rządzącej administracji Olafa Scholza. Kiedy nowy kanclerz objął swój urząd pod koniec 2021 r., zaledwie jedna czwarta niemieckiego społeczeństwa wierzyła, że jest on w stanie uporać się z problemami kraju. Jednocześnie niemal dwie trzecie ankietowanych nie potrafiło wtedy wskazać partii, która mogłaby tym problemom zaradzić. W wyborach z 2021 r. Chrześcijańska Demokracja uzyskała swój najgorszy wynik w historii, a SPD Scholza okazało się od nich lepsze o zaledwie 1,6 punktu proc.

Jednak cztery lata urzędowania nie zostały wykorzystane do odbudowy społecznego zaufania. Przeciwnie, wydaje się, że rząd jeszcze bardziej oddalił się od swoich wyborców, między innymi za sprawą kontrowersyjnej ustawy grzewczej, która miała umożliwić stopniowe odejście od ogrzewania olejowego i gazowego w gospodarstwach domowych. Jednak czas na to był fatalny, bowiem bardzo wysokie ceny energii już obniżały standardy życia wielu ludzi.

Inna problematyczna ustawa przyjęta przez tę koalicję dotyczyła imigrantów i ułatwiała cudzoziemcom uzyskanie niemieckiego obywatelstwa. Tymczasem niedawne badanie opinii społecznej ujawniło, że prawie połowa Niemców uznaje imigrację za jedno z ich głównych zmartwień.

W ostatnich miesiącach poparcie dla centrowej koalicji rządzącej konsekwentnie malało, a rosły słupki AfD. Dziś zamierza na nich głosować co piąty Niemiec. Socjaldemokraci, Wolni Liberałowie i Zieloni łącznie zdobyliby jedną trzecią głosów. W tej sytuacji nie dziwi tak bardzo, że Scholz i minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock brali osobisty udział w marszach przeciwko konkurencyjnej partii. Mieli nadzieję, że duża frekwencja na tych wiecach zmniejszy poparcie dla skrajnej prawicy.

Nie jest to jednak najlepsza taktyka. Centryści powinni raczej dowiedzieć się i zrozumieć, czemu coraz więcej Niemców chce głosować na partię o tak ekstremistycznym programie. Zwykłe atakowanie zwolenników AfD jest bowiem pokazem ignorancji.

Uczestnicy marszy protestacyjnych wydają się jednak bardziej zainteresowani potępianiem wyborców kontrowersyjnej partii niż zrozumieniem ich motywacji. Niektóre transparenty, pod jakimi maszerowali, porównywały AfD do nazistów, inne wprost komunikowały nienawiść („Cały Hamburg nienawidzi AfD”). Tymczasem poczucie moralnej wyższości nad swoimi przeciwnikami politycznymi nie jest właściwą, a z pewnością nie jest skuteczną drogą.

Przekonała się o tym Hilary Clinton w 2016 r., określając wyborców Trumpa jako „żałosnych”. W Niemczech tę trudną lekcję odrobić musiała natomiast sieć supermarketów, która nagle zaczęła umieszczać slogan „Za demokracją. Przeciw nazistom” na pułkach między produktami spożywczymi. Spotkało się to z tak silną reakcją klientów, że kampanię szybko zakończono. I to nie dlatego, że „więcej osób identyfikuje się ze słowem nazista”, jak chciał kierownik tych sklepów, ale z powodu dokładnie odwrotnego – większość wyborców AfD nie uważa się nawet za skrajnie prawicowych, nie wspominając o „nazistach”. To zresztą coraz popularniejsze nastawienie większości społeczeństwa. Niedawne badanie wykazało, że tylko 66 proc. Niemców ocenia AfD jako „prawicowo-ekstremistyczną”, w tym 6 proc. jej zwolenników.

Przeczytaj także:

Mówienie ludziom, że są „obrzydliwi” – co czyniło wiele transparentów podczas marszy przeciwko AfD – tylko dlatego, że głosują na inną partię polityczną, nie jest sposobem na wzmacnianie demokracji. Nie jest też sposobem na zmniejszenie poparcia konkurencji czy przyciągnięcie elektoratu do siebie. Niemieccy politycy głównego nurtu powinni raczej zaangażować się w pracę w terenie, wyjść do ludzi i wsłuchać się w ich problemy, a następnie podjąć wysiłki ku ich rozwiązaniu. Tylko w ten sposób odzyskają swych wyborców, zamiast odsuwać ich od siebie, jeszcze skuteczniej.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »