fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

15.7 C
Warszawa
wtorek, 30 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Wyścig militarny nie ma sensu. Czego Stany Zjednoczone mogą się nauczyć od Chin?

Stany Zjednoczone inwestują w swoją armię, szykując się do potencjalnego konfliktu z Chinami. Tymczasem powinny baczniej przyjrzeć się działaniom pekińskich władz i za ich przykładem zmniejszyć nakłady środków i energii w obszarze wojskowym, inwestując je częściej w relacje gospodarcze i dyplomatyczne – przekonuje „National Interest”.

Warto przeczytać

Dla Pentagonu Chiny są zagrożeniem, a zatem powodem dla zwiększania wydatków wojskowych. Odpowiedni nastrój dla takich przesunięć budżetowych budują też militarne środowiska, które raz po raz podnoszą alarm, że Chiny mają większą armię od USA – albo przynajmniej wkrótce będą miały. Chyba że pieniądze amerykańskich podatników trafią na rozwój zdolności obronnych.

Tylko że to dość mylące podejście. Wydawać by się mogło, że Chiny przeznaczają dużo więcej na swoją armię, ale to nieprawda. Zwolennicy tej narracji wzbogacają ją o dwa wątki: że oficjalne budżety obronne Chin są zaniżone, ponieważ nie obejmują wszystkich wydatków, których państwo to ponosi w związku ze swoją armią, oraz że w jakiś sposób, wydatki Chin są lepiej pożytkowane, bo za te same (lub mniejsze) pieniądze państwo to jest w stanie nabyć lepszą sprawność czy siłę bojową niż USA.

Te narracje nie są prawdziwe, ale nawet jeśli założymy, że tak jest, to Stany Zjednoczone nadal wydają dużo więcej na armię niż Chiny. Amerykański budżet obronny wynosił 905,5 mld dolarów. Według oficjalnych danych budżet obronny Chin był czterokrotnie niższy i wyniósł 219,5 mld dolarów. Prawdą jest, że Międzynarodowy Instytut Studiów Strategicznych (IISS) ocenia, że chińskie rachunki są mocno niedoszacowane i faktyczne wydatki na obronność są tam prawie dwa razy wyższe, jeśli uwzględnimy także różnice w sile nabywczej, ale według Instytutu Chiny wydały na wojsko 407,9 mld dolarów, czyli nadal dużo mniej od kwoty przeznaczonej przez USA.

W nowej edycji IISS Military Balance zaznaczono, że „oficjalne budżety obronne Chin spadły do średnio 1,23 proc. PKB w latach 2019-2023 z 1,28 proc. w latach 2014-2018. Niewielki wzrost obciążeń związanych z obroną narodową w 2023 r. do 1,24 proc. PKB wynika głównie ze względnego spowolnienia wzrostu gospodarczego”. Tymczasem udział wydatków na amerykańską obronność w ciągu ostatnich trzech lat wzrósł z 3,26 do 3,36 proc. PKB w ubiegłym roku.

Oczywiście nie jest to jedyna miara zdolności wojskowych. Trzeba jednak pamiętać, że Pekin nie stanowi militarnego wyzwania w globalnej skali, bez względu na to, jak ocenia się równowagę militarną między Stanami a Chinami. Amerykanie mają bowiem sieć 750 zagranicznych baz wojskowych. Za granicami Stanów przebywa 170 tys. żołnierzy, z których część regularnie angażowana jest w operacje antyterrorystyczne – projekt Brown University Costs of War doliczył się siedemdziesięciu ośmiu takich operacji za czasów prezydentury Bidena.

Porównywać siły możemy tylko w kontekście potencjalnego konfliktu z udziałem Tajwanu, ale tutaj kluczowa jest dyplomacja, a nie wyścig zbrojeń. Taktyka odstraszania nie opiera się jedynie na zdolności wojskowej, musi pełnić także funkcję zapewnienia pokoju. Pod koniec ubiegłego roku na łamach „Foreign Affairs” Bonnie Glaser, Jessica Chen Weiss i Thomas Christensen przekonywali, że „zagrożone państwo ma niewielką motywację do unikania wojny, jeśli obawia się niedopuszczalnych konsekwencji braku walki”. Kiedy więc nacisk na dopasowanie zdolności wojskowych przeciwnika jest zbyt duży, osłabieniu może ulec skuteczność gróźb odstraszających, a wtedy zapewnienia tracą na wiarygodności.

Widzimy jednak, że Chiny nie stawiają wszystkiego na jedną, militarną kartę – zamiast tego stosują zrównoważone podejście, angażując się w handel, pomoc rozwojową oraz dyplomację na globalną skalę, nie tylko w rejonie Azji Wschodniej.

Na Bliskim Wschodzie, niektórzy uznają przewagę Chin w konflikcie ze Stanami, ale nie ma ona charakteru militarnego. „Podobnie jak w przypadku innych globalnych inicjatyw, pierwotną osią wysiłków Pekinu jest gospodarka” – tłumaczą Peter Singer (New America) i Kevin Nguyen (BluePath Labs). „Chiny widzą ogromne możliwości gospodarcze na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza w bogatych w energię krajach Zatoki Perskiej, których więzi z Chinami stale rosły w ciągu ostatniej dekady” – dodają.

Frederick S. Pardee z Center for International Futures na Uniwersytecie w Denver zebrał dane, z których wynika, że w ciągu ostatniej dekady Chiny wyprzedziły Francję i Wielką Brytanię pod względem wpływów w krajach afrykańskich.

Chociaż łatwiej jest policzyć bojowe statki i samoloty albo mundurowych, to „miękka siła” ma realne znaczenie. Opiera się na rozmaitych niemilitarnych narzędziach, które wykorzystywane są do wspierania interesów danego kraju.

To jasne, że kraje wykorzystują swoje silne strony. Kiedyś dyplomacja Stanów Zjednoczonych była bardzo mocna, nawet jeśli państwo to było słabsze militarnie. Dziś też widzimy, że inne kraje, które nie są wojskowymi potęgami, mogą mieć duży wpływ na międzynarodowe prawo (jak dzieje się na przykład w przypadku Kanady) czy gospodarkę (np. Szwajcaria). Budowanie roboczych relacji, nawet kiedy dotyczy zaangażowania wśród cywilów, staje się podstawą zaufania, na którym później wznosić można istotne stosunki międzynarodowe.

Warto pamiętać, że międzynarodowa współpraca może nieść także negatywny skutek, jeśli realizowana jest nieprawidłowo. Chiny przekonały się o tym kilka razy podczas realizacji inicjatywy Pasa i Szlaku, kiedy część krajów partnerskich skarżyła się na przykład na złe traktowanie pracowników. Podnoszono też kwestię negatywnego wpływu tej inicjatywy na środowisko naturalne itp.

Jednak całościowo projekt Pasa i Szlaku pozwolił Pekinowi zwiększyć swoje wpływy w wielu krajach. Dzięki swoim więziom politycznym i relacjom handlowym Chiny mogły doprowadzić do transakcji, których Stanom nigdy nie udało się zawrzeć. Zresztą nie tylko gospodarczo, bo w zeszłym roku Pekin znacząco ułatwił – i przyznały to same Stany Zjednoczone – normalizację stosunków Iranu i Arabii Saudyjskiej.

Skupianie się na kwestiach militarnych w stosunkach międzynarodowych, które dziś cechuje postawę Amerykanów, prowadzi do zaangażowania w konflikty (poprzez wysyłanie wojsk w teren lub chociażby sprzedaż broni), a to budzi napięcia z innymi narodami. Amerykanie mają coraz bardziej napięte stosunki z krajami Globalnego Południa, tymczasem Chiny od ponad 50 lat nie zaangażowały się w wojnę. To, że prowadzą ostentacyjne ćwiczenia wojskowe i wystrzeliwują rakiety w swoim regionie, nie ma tu większego znaczenia.

Stany Zjednoczone skupiają się na wygraniu rywalizacji z Chinami na płaszczyźnie militarnej, chcą za wszelką cenę prześcignąć Pekin w tradycyjnych i nowoczesnych technologiach – pociskach hipersonicznych czy broni nuklearnej. Czasem przez tę militarną determinację przedzierają się słabe głosy mówiące o potrzebie współpracy z Chinami, zwłaszcza w kwestii nowych globalnych wyzwań, takich jak ograniczenie zanieczyszczania klimatu czy zapobieganie kolejnym pandemiom. Trudno jednak to zrobić, kiedy utrzymuje się głównie wojskową retorykę.

Tymczasem bardziej owocne byłoby łagodzenie napięć i budowanie współpracy. Różnice między Stanami i Chinami są oczywiste i często fundamentalne, ale nie oznacza to, że współpraca jest niemożliwa.

Przeczytaj także:

Stany mogą zresztą nauczyć się czegoś od Chin – choćby tego, że warto przesunąć część starań i środków z rozbudowy obronności na budowanie stosunków gospodarczych i dyplomatycznych z innymi krajami. Nie oznacza to oczywiście rezygnacji z rozwoju wojskowego, ale pewną zmianę priorytetów. Inaczej, Amerykanie będą ponosili poważne koszty i konsekwencje wyścigu zbrojeń, który sprawia, że faktyczny konflikt militarny staje się bardziej prawdopodobny.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »