fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

24.7 C
Warszawa
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Indyjska demokracja umiera za rządów Modiego

Gdy w 1947 roku, po prawie 200 latach, Brytyjczycy opuścili Azję Południową, Gandhiemu i Nehru marzyło się państwo świeckie. Uważali oni, że interes ekonomiczny Hindusów jest taki sam bez względu na wiarę. Dziś kraj kierowany od 2014 r. przez Narendrę Modiego przeżywa poważny kryzys kohabitacji między wspólnotami religijnymi, podsycany przez hinduskich nacjonalistów u władzy – pisze „Le Monde”.

Warto przeczytać

15 sierpnia w świętujących 75-lecie niepodległości Indiach wszędzie powiewały pomarańczowo-biało-zielone flagi. W Delhi łopotały na wietrze na dachach budynków i jeżdżących po stołecznych ulicach rikszach, a mali uliczni sprzedawcy oferowali je kierowcom. Premier Narendra Modi zachęcał na portalach społecznościowych swoich rodaków do wywieszenia trójkolorowego sztandaru przy domach.

Premier przemówił tradycyjnie z murów Czerwonego Fortu, majestatycznego Pałacu Cesarzy Mogołów. Z tego miejsca w 1947 r. zwracał się do rodaków Jawaharlal Nehru, pierwszy szef rządu niepodległych Indii, pełniący swoje obowiązki przez niemal 17 lat.

Dla obrońców wartości Republiki obchody 75. rocznicy zaprawione były jednak nutą goryczy. „Subkontynent coraz bardziej oddala się od dziedzictwa ojców założycieli, negując podstawowe zasady zawarte w preambule konstytucji: równość, świeckość i demokrację” – zauważa „Le Monde”.

Demokracja słabnie

Obecne Indie pod rządami Modiego nie starają się już bronić sekularyzmu. W jego indyjskiej wersji oznaczał on współistnienie religii w przestrzeni publicznej. Dzięki temu, na indyjskiej ziemi, w pewnej harmonii mogli żyć hindusi, muzułmanie, sikhowie, chrześcijanie, dżiniści, Parsowie i buddyści. Dziś wszystko zmierza w kierunku ustanowienia dominacji większości hinduskiej w imię Hindutvy, ideologii supremacjonistycznej. Celem ataków stają się wyznawcy innych religii, a szczególnych upokorzeń doświadcza 200 mln muzułmanów. Ta grupa stanowi 14,2 proc. populacji. Ich przodkowie, wierząc w ideę życia w pokoju w Indiach, postanowili nie przyłączać się do Pakistanu w momencie podziału kraju w 1947 roku. 

„Obecny rząd tak podsyca podziały społeczne, że przywódcy Bharatiya Janata Party (BJP), partii premiera, stracili wszelką powściągliwość” – informuje „Le Monde”. Zwolennicy obecnej władzy, pod pretekstem ochrony krów, zlinczowali niedawno pięciu muzułmanów. Pochwalił się tym w swoim wideo były poseł z Radżastanu Gyan Dev Ahuja. Z kolei Raja Singh, członek rady miejskiej Telangany, pozwolił sobie na wygłaszanie skandalicznych uwag na temat proroka Mahometa. Wcześniej krajowa rzeczniczka BJP Nupur Sharma wywołała dyplomatyczny incydent, piętnując związek Proroka z jego młodą żoną Aiszą.

Przeczytaj także:

Ashok Swain, profesor badań nad pokojem i konfliktami na szwedzkim Uniwersytecie w Uppsali, tak ocenił panującą w Indiach sytuację: „Partia rządząca zdobyła swoje poparcie dzięki demonizowaniu muzułmanów. Wydaje się, że istnieje w niej współzawodnictwo w wygłaszaniu podłych komentarzy pod adresem proroka Mahometa. Islamofobia w Indiach przekroczyła wszelkie granice” – napisał na Twitterze.

Od czasu uzyskania przez Indie niepodległości nie zaistniała nigdy wcześniej sytuacja, by nie było ani jednego muzułmańskiego członka w parlamencie lub w 30 zgromadzeniach stanowych i na terytorium związkowym. Tak jednak się stało obecnie, za czasów rządów BJP.

Innym zagrożeniem dla demokracji jest ograniczanie swobód i prześladowanie intelektualistów nazywając ich „antynarodowcami”. Partia rządząca lekceważy też parlament i utrudnia funkcjonowanie organizacjom pozarządowym, a zasoby państwowe wykorzystuje do neutralizowania przeciwników oraz kontrolowania mediów i władz regionalnych.

„Kłusownictwo” wyborcze

Należy jednak uczciwie przyznać, że młoda republika też nie była pozbawiona wad przed przejęciem władzy przez hinduskich nacjonalistów w 2014 roku. Już w 2013 r. historyk Ramachandra Guha opisał w czasopiśmie „Debata” dwa oblicza Indii, którym przewodzili wówczas Indyjski Kongres Narodowy i Partia Niepodległości. Pisał o tym, że z jednej strony Indie są „ekscytującą” Republiką z wolnymi wyborami, wyjątkową różnorodnością religijną, językową i etniczną, niezależną prasą i sądownictwem Z drugiej jednak strony są „przygnębiającą” Republiką, w której „indyjscy politycy są skorumpowani, policja często brutalna, biurokracja niekompetentna, a dyskryminacja kastowa, klasowa i religijna rodzi wielkie niezadowolenie społeczne”.

Obecnie wszystko, co było przez historyka chwalone, osłabło, za to wzmocniły się podane przez niego wady. Rząd chce jedności językowej – ma to być hindi, podczas gdy uznanych i używanych w kraju jest aż 22 języków regionalnych. Coraz mniejszą niezależnością cieszą się prasa i media, a wybory, choć wciąż wolne, to zdominowane zostały przez najpotężniejszą finansowo partię – BJP.

Nawet porażka partii Narendry Modiego w wyborach regionalnych nie szkodzi jej wpływom, gdyż jest w stanie ona odzyskać władzę, kupując posłów z drugiej strony. O tego typu „kłusownictwie” można mówić w Karnatace, Madhya Pradesh, Goa, Manipurze i Maharashtrze.

Palaniappan Chidambaram, poseł Partii Kongresowej i były minister finansów uważa, że indyjska demokracja jest „na ostatnich nogach”. Pisze on w swojej kolumnie w „Indian Express”, że wybory w dzisiejszych czasach wydają się być w dużej mierze zdeterminowane przez pieniądze, a BJP jest najbogatsza. Wskazuje też na inne narzędzia do wygrywania wyborów, takie jak: oswojone media, przejęte instytucje, zmilitaryzowane prawo i podległe agencje.

„Zwolennicy świeckich, egalitarnych i demokratycznych Indii obawiają się, że wybory powszechne w 2024 r. mogą być ostatnim ciosem dla ideałów niepodległości” – podsumowuje „Le Monde”.

SourceLe Monde

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »