„New York Post” na trzy tygodnie przed wyborami prezydenckimi w USA w 2020 r., ujawnił historię opartą na e-mailach z należącego do Huntera Bidena laptopa – syna jednego z kandydatów.
Według raportu „Biden secret emails” ukraiński biznesmen podziękował Hunterowi za „danie możliwości poznania twojego ojca i spędzenia trochę czasu razem” w 2015 r. Historia nagłośniona przez „New York Post” miała swoje konsekwencje. James Clapper, były dyrektor wywiadu narodowego Baracka Obamy, powiedział CNN, że jego zdaniem to podręcznikowe działanie rosyjskiego szpiega. Następnie razem z 50 innymi byłymi szefami wywiadu podpisał list otwarty. Wyraził w nim podejrzenia, że rząd rosyjski odegrał znaczącą rolę w sprawie. Na laptopie były też kompromitujące zdjęcia Huntera z narkotykowych orgii. Szokujący materiał miał więc potencjał, żeby zadecydować o wyniku wyborów.
Jednak w miarę zbliżania się wyborów, coraz trudniej było znaleźć wzmianki o sprawie na Twitterze. Serwis społecznościowy zawiesił konto „New York Post”, zablokował linki do artykułu jako „niebezpieczne” i przychylił się do próśb kampanii Bidena o usunięcie nagich zdjęć Huntera.
Przeczytaj także:
- Problemy z laptopem syna amerykańskiego prezydenta
- Rosyjska dezinformacja czy prawda? Tajemnicza sprawa laptopa Huntera Bidena
- Materiały kompromitujące Huntera Bidena zostały ukryte przed wyborami prezydenckimi – donosi „La Gaceta”
Dopiero Elon Musk ujawnił zakulisowe szczegóły tego, jak kierownictwo posunęło się do wyciszenia raportu, po błędnych ostrzeżeniach byłych szpiegów, że był on wynikiem rosyjskiego hakowania. W ciągu kolejnych dwóch lat udało się dowieść, że maile były autentyczne. Jak podał „New York Post”, pochodziły one z warsztatu naprawczego w Delaware, gdzie Hunter zostawił swój laptop. Nie było żadnego rosyjskiego włamania. Musk udostępnił też dziennikarzowi Mattowi Taibbi wewnętrzne maile, jakie pojawiły się w związku z aferą.
Konto Kayleigh McEnany, sekretarz prasowej Białego Domu, zostało zablokowane, gdy zaczęła tweetować na temat rewelacji z „New York Post”. Sztab wyborczy Trumpa dopytywał Twittera, dlaczego teraz włączyli cenzurę i żądał przywrócenia McEnany.
Caroline Strom, osoba odpowiedzialna za politykę publiczną Twittera, poprosiła wtedy pracowników o „bliższe przyjrzenie się” sprawie. Poinformowano ją, że wzmianka pani McEnany o laptopie została „zablokowana za naruszenie naszej polityki dotyczącej zhakowanych materiałów”.
Według wewnętrznych dokumentów Twitter otrzymał ogólne ostrzeżenie od organów ścigania o zagranicznym hackingu, ale nie było to nic konkretnego. Nie było też żadnego oficjalnego oświadczenia organów ścigania o hakowaniu. Decyzje o cenzurowaniu historii laptopa jako „zhakowanych materiałach”, zostały podjęte bez wiedzy szefa firmy Jacka Dorseya.
Pokazuje to pewne sympatie polityczne tego serwisu społecznościowego. W wyborach w 2020 r. 98,5 proc. internetowych darowizn politycznych pracowników Twittera trafiło do kandydatów Demokratów. Zdecydowanie najwięcej zaś do Joe Bidena. Wewnętrzne e-maile nie ujawniły, czy to wpłynęło na wytyczne dotyczące moderacji. Jak powiedział były pracownik serwisu: „Wiele osób zdawało sobie sprawę, że to zły pomysł. Ale nikt nie miał odwagi, by to odkręcić”.
Pomimo zaangażowania Twittera w wolność słowa, prośby o usunięcie tweetów stały się powszechne, zarówno ze strony Białego Domu Trumpa, jak i członków kampanii Bidena.
24 października sztab wyborczy Bidena wysłał wiadomość z prośbą o usunięcie tweetów o Hunterze, w tym całkowicie nagich zdjęć i filmów. Prośbę spełniono.
Gdy dyrektorzy debatowali nad ocenzurowaniem historii o laptopie, jeden urzędnik ds. komunikacji napisał do kolegów: „Trudno mi zrozumieć podstawy do oznaczenia tego, jako niebezpiecznego”. Ostrzegł też, że Twitter stanie w obliczu „trudnych pytań”, jeśli nie będzie „solidnego uzasadnienia” dla tych działań.
Yoel Roth, który był szefem zaufania i bezpieczeństwa Twittera, odpowiedział, że kwestia tweetów „New York Post” wywołała burzę dezinformacyjną. Po czasie przyznał jednak, że cenzura była pomyłką.
Inny wewnętrzny e-mail pochodził od Jima Bakera, zastępcy generalnego radcy prawnego Twittera. Wcześniej piastował on urząd generalnego radcy prawnego FBI podczas dochodzenia w sprawie domniemanej zmowy między kampanią Trumpa a Rosją.
Baker napisał: „Potrzebujemy więcej faktów, aby ocenić, czy materiały zostały zhakowane. Na tym etapie rozsądne jest dla nas założenie, że mogły być i ostrożność jest uzasadniona. Inne dane wskazują, że komputer został porzucony lub właściciel wyraził zgodę na umożliwienie warsztatowi naprawczemu dostępu do niego, w niektórych celach. Potrzebujemy po prostu więcej informacji”.
Twitter zmagał się z też presją na odblokowanie „New York Post”. I to z zaskakującego źródła.
Ro Khanna, lewicowy kongresmen Demokratów napisał, że „to wydaje się naruszeniem zasad pierwszej poprawki” i zacytował przełomową sprawę Sądu Najwyższego o wolność słowa. Jak stwierdził: „Dziennikarz nie powinien być odpowiedzialny za nielegalne działania źródła, chyba że aktywnie pomagał w hackingu. Mówię to jako zwolennik Bidena przekonany, że nie zrobił nic złego”. Potępił także ograniczanie rozpowszechniania artykułów prasowych w ferworze kampanii prezydenckiej.
Sztab Bidena energicznie zaprzeczył, że kandydat kiedykolwiek zrobił coś złego. Biden stwierdził też, że nie wiedział nic o zagranicznych transakcjach biznesowych swojego syna. Jednak nigdy nie zakwestionowano autentyczności laptopa.
Ostatecznie Dorsey odblokował konto „New York Post” 30 października, cztery dni przed wyborami, gdy wczesne głosowanie było już w toku. Jak przyznał później, decyzja o ocenzurowaniu historii o laptopie była całkowitym błędem.
Trudno powiedzieć, jaki wpływ na wynik wyborów miałaby ta sprawa, gdyby Twitter jej nie zablokował.