fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

9.7 C
Warszawa
środa, 15 maja, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Świat nie musi wybierać między USA a Chinami

Spójność i solidarność świata są bardzo istotne, jeśli ma dojść do rozwiązania wielu współczesnych problemów. Tymczasem rosnące napięcia między USA i Chinami mogą wprowadzać nowe podziały – zauważa „National Interest”.

Warto przeczytać

W Pekinie niedawno doszło do wizyty brazylijskiego prezydenta Luiza Inácio Lula da Silvy. To ważny sygnał dla Waszyngtonu: teraz Lula, a wcześniej przywódcy Hiszpanii, Francji, Malezji czy Singapuru pokazali, że liczą się z Chinami i traktują je, jako poważnego gracza na międzynarodowej arenie. Tymczasem Stany Zjednoczone zlekceważyły potencjał wzrostowy i możliwości wielobiegunowego angażowania się w światowe relacje, jakie miały i mają nadal Chiny.

Amerykanie zawsze widzieli Chiny w binarnych kategoriach. Albo były one dobre – na przykład przejmując kapitalizm dzięki reformom Deng Xiaopinga w 1978 r. i tworząc polityczne złudzenia o dążeniu ku demokracji, albo były złe – w wydaniu autorytarnych, komunistycznych rządów z Xi Jinpingiem na czele, porzucającym w 2012 r. reformy Denga. Teraz, centralizując władzę, tłumiąc niezależność, modernizując wojsko i zdobywając coraz większe wpływy w Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej, Chiny są z amerykańskiej perspektywy złe i groźne.

A jednak między Stanami a Chinami utrzymuje się relacja współzależności. Wynika ona z powiązań inwestycyjnych i handlowych, które są kluczowe dla każdej ze stron, a także dla stabilności globalnej gospodarki. Kiedy amerykański prezydent Donald Trump, a za nim jego następca Joe Biden ograniczyli handel z Chinami, wywołało to w Pekinie głębokie niepokoje. Podobnie było w Waszyngtonie, kiedy Chiny odrzuciły okazję do międzynarodowej współpracy i skupiły się na wewnętrznym rozwoju innowacyjnych technologii, takich jak sztuczna inteligencja czy technologie kwantowe.

Chińczycy zarzucają Amerykanom, że ci próbują ograniczać ich rozrost. To dość zasadny zarzut, bo przecież już w 2012 r. ówczesny prezydent USA Barack Obama dokonał zwrotu ku Azji, którego celem było zapewnienie amerykańskiej dominacji militarnej w tym regionie.

Z kolei Amerykanie obawiają się, że Chińczycy będą chcieli zająć ich międzynarodową pozycję jako światowego hegemona. To też zasadne obawy, bo według analityków Chiny wciąż mogą zostać największą światową potęgą gospodarczą do 2050 r. i to pomimo mocnych ciosów, jakie otrzymali w ostatnich latach, takich jak pandemia koronawirusa, zmniejszenie dostępnej siły roboczej, problemy z kredytami czy pęknięcie bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości. Amerykańską niechęć podsycają dodatkowo powtarzane przez Xi zdania na temat upadku USA.

Oba państwa wykorzystują retorykę, która przenika do opinii publicznej, wywołującej presję, która praktycznie wymaga od polityków demonizowania przeciwnika. To sztucznie nakręca konflikt, z którego najlepszym wyjściem byłby przecież budujący zaufanie dialog.

Kompromis między Stanami a Chinami jest zatem trudny do osiągnięcia nie tylko ze względów praktycznych, ale także z kulturowych zaślepień, które przejawia każda ze stron. Chiny uważają się za centrum cywilizacji, za Państwo Środka o statusie niemal niebiańskim – ale takie myślenie zupełnie nie przystaje do współczesnego świata. Dość podobnie myślą o sobie Stany Zjednoczone jako o globalnym zbawcy. Nie możemy więc zakładać, że dzisiejsza polityka powinna pójść w stronę wybieraną i narzucaną innym przez USA. Chodzi o coś bardziej uniwersalnego – o zabezpieczenie narodowych interesów w konkurencyjnym świecie, w którym nie brakuje przecież konfliktów.

Zniesienie barier komunikacyjnych i odbudowa zaufania są zadaniami dyplomacji, która w tym przypadku powinna zostać wzmocniona. Żeby jednak miała sens w chińskim wydaniu, Xi musi zdecydować się na porzucenie agresywnej dyplomacji i wrócić do podejścia Hu Jintao, które było bardziej pragmatyczne i bardziej otwarte na współpracę. Jednocześnie dyplomacja USA powinna odejść od binarnej oceny świata. Oczywiście utrzymanie praworządności jest bardzo ważne, ale dzielenie narodów na demokratyczne i autorytarne jest zbyt czarno-białe. Dodatkowo Stany muszą zrozumieć, że świat stał się wielobiegunowy i nie mogą dziś narzucać swojej oceny całemu Zachodowi.

Utrzymanie amerykańskiej armii w gotowości jest konieczne dla ochrony interesów USA. Wydaje się, że również nałożenie sankcji na procesory podwójnego zastosowania wykorzystywane przez Chiny do modernizowania własnej armii jest słuszne. Jednak istotne jest, także informowanie międzynarodowej społeczności o sukcesach USA w badaniach naukowych, rozwoju technologicznym czy poprawie jakości życia obywateli, bo właśnie w ten sposób można przeciwstawić się chińskiej dezinformacji próbującej kreślić obraz upadku amerykańskiej cywilizacji. Przy czym taki pozytywny przekaz powinien być pozbawiony świętoszkowatości – by Ameryka była postrzegana jako wzór do naśladowania, a nie misjonarz.

Zakończenie zimnej wojny oznaczało redystrybucję globalnych wpływów i Stany Zjednoczone powinny zrozumieć, że oznacza to także wzrost znaczenia Chin. Takie kraje jak Indie, Turcja, Brazylia czy Indonezja próbują – i to dość skutecznie – realizować własne cele, rozszerzając porządek narzucany przez Zachód.

Przeczytaj także:

W zeszłym roku minister spraw zagranicznych Indii Subrahmanyam Jaishankar powiedział, że jak najbardziej popiera wizję świata opartego na zasadach – pod warunkiem że te zasady nie są wbrew narodowym interesom Indii. Globalny ład nie może być więc wprowadzany przez jedno mocarstwo, kosztem innych narodów. Podobne nastawienie widać wśród wielu krajów Azji Południowo-Wschodniej, które wcale nie chcą stawać ani po stronie Stanów, ani po stronie Chin w ich wzajemnym konflikcie.

Ta sama niechęć do binarnych podziałów ujawnia się w czasie wojny w Ukrainie. Stany i Europa przedstawiają ją jako starcie ideologiczne czy cywilizacyjne, tymczasem dla wielu państw, to konflikt bardziej lokalny. Dlatego w lutowym głosowaniu ONZ dotyczącym wezwania Rosji do wycofania się z Ukrainy, aż piętnaście krajów z Afryki wstrzymało się od głosu.

Zresztą takie problemy ma też Ameryka ze swoimi sojusznikami, w tym przede wszystkim Francją. Francuski prezydent Emanuel Macron wprost powiedział, że w konfrontacji między Chinami a Stanami, Francja nie chce zajmować pozycji wasala USA.

Podobne rozproszenie widoczne jest także na rynku walutowym. Amerykański dolar coraz słabiej wypada w roli waluty międzynarodowej. Wspomniany prezydent Brazylii głośno opowiada się za wykorzystywaniem innych walut przy międzynarodowych transakcjach. Tak zrobił niedawno Bangladesz, kupując rosyjską elektrownię jądrową – zapłacił chińskimi renminbi. Wielu finansowych ekspertów uważa także, że niedługo poważną rolę na międzynarodowym rynku będą odgrywać kryptowaluty.

Jednym z poważnych zagrożeń konfliktu między Chinami a USA jest kolejny podział świata. A przecież to właśnie jego solidarność jest istotna przy rozwiązywaniu tak wielu współczesnych problemów: walki z ubóstwem, zapobiegania rozprzestrzenianiu się chorób, przeciwdziałania zmianom klimatu, unikania konfliktów zbrojnych itd.

Zakończenie zimnej wojny zniosło podział świata na wpływy amerykańskie i sowieckie, władza została rozproszona, co jednocześnie pozwoliło osiągnąć względnie stabilny porządek. Aby go zachować, Stany i Chiny muszą szukać kompromisów nie tylko między sobą, ale także w relacjach z innymi państwami – które również chcą mieć wpływ na globalną i regionalną politykę. W przeciwnym razie dążyć będą do konfliktu, który znów podzieli świat, albo wciągnie go w erę nieustających wojen.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »