Proces dewesternizacji świata przyspiesza gwałtownie od kilku miesięcy – pisze Sébastien Boussois. I zauważa gorzko, że wsparcie Zachodu w toczących się wojnach od dawna nie przynosi wspieranym krajom zwycięstw. Zachód na dodatek, mimo wsparcia upadającego ONZ, pokazał ostatecznie swoją bezsilność w rozwiązywaniu konfliktów. Społeczeństwa nie chcą już płacić za odległe wojny zastępcze lub politykę, która rujnuje dane kraje.
Według badacza sytuacja w Ukrainie oraz między Izraelem a Strefą Gazy „to dwa przyszłe awatary globalnej geopolitycznej porażki Amerykanów i Europejczyków w narzucaniu ich agendy”. Szczególnie że coraz częściej mówi się o możliwej porażce Ukrainy i impasie w sprawie Izraela i Strefy Gazy.
Na Zachodzie rośnie krytyka poparcia dla Ukrainy i Izraela
To nowe zjawisko ma już miejsce w USA. Tu coraz bardziej kwestionowane jest bezwarunkowe poparcie dla tych krajów. Temat ten jest też wykorzystywany w rozgrywkach politycznych. Kosztowne dla Waszyngtonu i Brukseli wspieranie Ukrainy i Izraela jest obecnie dyskutowane jak nigdy dotąd, a nawet wprost kwestionowane.
Obecny rok i potencjalne odroczenie wyborów na Ukrainie, przeprowadzenie wyborów europejskich, amerykańskich, rosyjskich i być może izraelskich, przyniesie duże zmiany w światowej polityce. Idąc do urn, zachodnia opinia publiczna prawdopodobnie położy kres finansowej niegospodarności. Kandydujący Trump umieści z natomiast Amerykę i Amerykanów z powrotem w centrum swoich priorytetów.
2024, czyli rok globalnego przewrotu wyborczego.
Według Boussoisa ludzie Zachodu są blokowani przez wybory i niemożność prowadzenia długoterminowej polityki. Co cztery, pięć lat pojawiają się zmiany związane z wyborem nowej władzy. Jest to słabość demokracji, gdyż prowadzona polityka, niezależnie od tego, jak radykalna i prozachodnia może być, jest ograniczona w czasie i regularnie kwestionowana. Badacz twierdzi, że ten rok „osłabi Zachód liczbą strategicznych wyborów lub odmową ich przeprowadzenia, przez niektórych”. Wojny i konflikty będą trwać, ale kilka zachodnich krajów i instytucji zmieni swoje przywództwo i strategię. Z kolei, w niektórych państwach dotychczasowi przywódcy zostaną ponownie wybrani i dalej będą prowadzić swoją politykę. Wszyscy ci demokratycznie wybrani będą mieć jednak do czynienia z wieloma długotrwałymi i stabilnymi reżimami.
Putin zaciera ręce, bo wie, że wybory europejskie osłabią poparcie dla Ukrainy. Działa to na jego korzyść podobnie jak wojna w Strefie Gazy, która odwróciła uwagę Zachodu.
Zamierza znowu kandydować, chcąc rządzić do 2036 r. Rosja ma siłę, której nie mają ani Stany Zjednoczone, ani Europa. Może prowadzić wojnę z Ukrainą nawet 10 lat, gdy Europejczycy i Amerykanie nie będą już w stanie wspierać napadniętego kraju materialnie.
Jeśli Donald Trump wygra w tym roku wybory, może to oznaczać kres finansowego wsparcia dla Ukrainy. Zwłaszcza że prezydent będzie starał się łagodzić antyrosyjskie nastroje. Nic w tym zaskakującego, tym bardziej że, jak uważa CIA, to Moskwa pomogła Trumpowi podczas wyborów w 2017 r. Mike Johnson, obecny rzecznik Izby Reprezentantów i lojalista Trumpa, już grozi, że nie dopuści do głosowania w sprawie finansowania Izraela i Ukrainy. Byłoby to na rękę Rosji, która stanęła po stronie Palestyńczyków.
Prawica rośnie w siłę
Nadchodzące wybory europejskie wzmocnią z kolei pozycję skrajnej prawicy. Populistyczne nurty rosną w siłę od dwudziestu lat, potępiając podporządkowanie Europy Stanom Zjednoczonym. Coraz bardziej przypominają autorytarne reżimy.
W tym roku w Ukrainie odbędą się również wybory prezydenckie. Jednak wydaje się, że Zełenski chce je odroczyć dla własnej korzyści. Wiadomo bowiem, że stracił na popularności. Jego coraz silniejszym rywalem, mającym szansę na prezydenturę, staje się generał Wałerij Załużny.
Jeśli chodzi o Izrael, to trwająca tam wojna jest na rękę Netanjahu. Od niej w dużej mierze zależy długość jego kadencji, bo ma niewielkie szanse na reelekcję. Delikatnie mówiąc, nie jest ulubionym prezydentem Izraelczyków. Nadal ciąży na nim oskarżenie o korupcję. Jeśli wojna szybko się skończy, zostaną rozpisane nowe wybory. Spowoduje to miesiące niestabilności i jeszcze bardziej osłabi państwo żydowskie i jego amerykańskiego sojusznika. Izraelska demokracja znajduje się w bardzo złym stanie, a wojna to dobry sposób, aby o tym nie myśleć, a nawet zapomnieć. Na dodatek Netanjahu w oczach swojego narodu jest uważany za odpowiedzialnego w dużej mierze za tragedię z 7 października.
Zachód natomiast jest zmęczony Ukrainą i ponoszonymi na jej rzecz kosztami. Myślano, że wojna będzie krótka. Tymczasem końca konfliktu nie widać. Na dodatek wrasta poczucie możliwego upadku Ukraińców, którzy są trzymani na dystans przez Zachód. „Jeszcze trzy miesiące temu mówienie tego sprawiało, że ludzie wydawali się proputinowscy. Tak już nie jest” – zauważa badacz.
Jeśli Zachód powie stop i przestanie finansować Ukrainę, kraj ten nie da rady dalej walczyć. Mimo kroci wydanych dotychczas na ukraińską kontrofensywę zakończyła się ona niepowodzeniem. Tu arogancja i pewność bycia najsilniejszym, zadziałały przeciwko Zachodowi.
Bliski Wschód coraz bliżej Rosji
Nieufność Bliskiego Wschodu wobec ludzi Zachodu i Amerykanów nie jest niczym nowym. Obecnie jednak silnie rośnie. „Cykl wycofywania się Amerykanów z Azji Środkowej i Bliskiego Wschodu stał się punktem wyjścia dla wzmocnienia obecności Chin, zwłaszcza w Afganistanie, i Rosji w Syrii” – zauważa Boussois. Wielu obywateli Zachodu zwraca się przeciw Izraelowi w związku z tym, że zabija cywilów w Strefie Gazy. Tymczasem Stany Zjednoczone wspierają Tel Awiw i wetują rezolucję ONZ o zawieszeniu broni w Gazie, podczas gdy Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Rosja i Chiny próbują doprowadzić do zawieszenia broni. Decyzje USA w tej sprawie osłabiają ich pozycję, zwłaszcza że rośnie front przeciwko Izraelowi i na rzecz Palestyńczyków.
Przeczytaj także:
- Jakie będą reperkusje ataku na szpital w Strefie Gazy?
- Netanjahu może zmienić izraelską demokrację
- USA muszą znieść „narzucone przez siebie ograniczenia”, by realnie pomóc Ukrainie
- Amerykańscy Republikanie coraz mniej skłonni do pomocy Ukrainie
Moskwa tymczasem kontynuuje sojusze z rosnącą liczbą krajów arabskich w związku z wojną w Strefie Gazy. Waszyngton z kolei jest zirytowany postawą Emiratów nienakładających sankcji ani na Rosję, ani na Syrię. Abu Zabi, historyczny sojusznik Zachodu, widzi, że świat się zmienia i zbliża się do Globalnego Południa, zdając sobie sprawę z faktu, że Izrael znajdzie się w wielkim niebezpieczeństwie bez wsparcia USA. Putin w tym czasie odbywa wizytę w Zatoce Perskiej. To widoczny dowód na to, że Rosja zapuszcza korzenie na Bliskim Wschodzie i w Syrii. Abu Zabi nie stosuje sankcji wobec Moskwy i będąc blisko Izraela, zwleka z propozycją rozwiązania kwestii izraelsko-palestyńskiej. Katar natomiast zarządza Hamasem, najlepiej jak potrafi.
Kiedy Zachód straci wszelkie wpływy w regionie, to Muhammad bin Zajid, prezydent Emiratów, będzie mógł pełnić funkcję mediatora.
Sébastien Boussois to doktor nauk politycznych, badacz świata arabskiego i geopolityki, wykładowca stosunków międzynarodowych i pracownik naukowy Cecid (Université Libre de Bruxelles), Cnam Paris (Defence Security Team) i Nordic Center For Conflict Transformation (NCCT Stockholm).