Bruno Tertrais mówiąc o konflikcie Izraela z Hamasem, zauważa, że są nim dotknięte cztery neoimperia, których zachowanie analizuje w swojej książce. To Iran, Turcja, Rosja i Chiny. Tertrais uważa, że Iran, który jest sojusznikiem Hamasu i Hezbollahu, przyczynił się częściowo do wybuchu tej wojny. Turcja natomiast, chociaż nie odgrywa tu bezpośredniej roli, to islamski nacjonalizm Erdogana jest bliski ideologii Bractwa Muzułmańskiego. Kraj ten był współorganizatorem operacji „Flotylla do Strefy Gazy” w 2010 r. Także Rosja jest zaangażowana w konflikt i to na dwa sposoby. „Począwszy od popołudnia soboty 7 października, rosyjskie trolle szalały w sieciach, rozpowszechniając najbardziej wymyślne informacje, sugerując, że to Ukraina uzbroiła Hamas. Wszystko, co odwraca uwagę od wojny na Ukrainie, jest na korzyść Rosji. A Moskwa jest jedynym graczem, który ma dobre stosunki ze wszystkimi protagonistami, w tym z Hamasem, co pozwala Putinowi udawać potencjalnego mediatora” – tłumaczy Tertrais. Chiny nie są zaangażowane, ale przyjęły pozę obrońców narodów rzekomo uciskanych przez Zachód.
Czy świat jest „bardziej niebezpieczny”?
Trwający na Bliskim Wschodzie konflikt można umieścić w tym, co Tertrais nazywa wojną światów, czyli konfrontacją między dwiema rodzinami politycznymi, jedną bardziej demokratyczną i liberalną, drugą bardziej autorytarną.
Autor książki nie uważa jednak, że obecna sytuacja światowa jest bardziej niestabilna niż na przykład podczas zimnej wojny. „Raymond Aron zwykł mawiać, że każde pokolenie ma poczucie, że poprzednia epoka była mniej niespokojna. Ale podczas zimnej wojny nie mieliśmy wrażenia, że sytuacja jest stabilna! Dziś porządek międzynarodowy jest atakowany przez nacjonalizm i rewanżyzm, ale nie upadł. Jeśli chodzi o nieprzewidywalność wydarzeń, nie widzę powodu, dla którego miałaby być ona dziś większa” – mówi.
Twierdzi, że punkty zapalne na świecie są takie same, jak 30 lat temu. Nie jest przekonany, że świat stał się bardziej niebezpieczny. „Przemoc zbiorowa jest bardziej widoczna, ale ze statystycznego punktu widzenia nie ma powodu, by sądzić, że doświadczamy »świata zubożenia«. I nie zapominajmy, że zimna wojna dotyczyła również stałego zagrożenia zniszczeniem planety. Wolałbym raczej mówić o końcu postzimnowojennych iluzji” – uważa Tertrais.
Walka ekonomiczna czy cywilizacyjna?
Wojna światów ma ważny wymiar ekonomiczny. Jako broń wykorzystywane są na przykład sankcje. By uniknąć ryzyka, Zachód ogranicza swoją zależność od nieprzyjaznych krajów. Mniej dostrzegalne, ale istniejące jest natomiast drapieżnictwo Pekinu i Moskwy. Tu wchodzi w grę przechwytywanie przez nie materiałów i zasobów, niezbędnych do transformacji energetycznej.
Jeśli chodzi zaś o konfrontację „cywilizacyjną”, to nie sprawdziła się teoria geopolityczna Samuela Huntingtona, który widział Kijów i Moskwę w tym samym obszarze cywilizacyjnym. Konieczne jest natomiast uwzględnienie społecznego i kulturowego wymiaru globalnej konfrontacji między narodami opartymi bardziej na umowie, rządach prawa i wolności jednostki, a autorytarnymi państwami, w których tradycja i kolektyw mają wciąż pierwszeństwo.
Uzależnieni od USA?
Nasuwa się tu pytanie, czy w tej walce między Zachodem a resztą świata Europa jest skazana na naśladowanie Stanów Zjednoczonych? Tertrais uważa, że Europa ma własny głos i własne interesy. I jeśli chodzi o USA to „gospodarczo jesteśmy bardziej konkurentami niż sojusznikami”. Nawet jeśli mowa o Chinach to Europa ma własne zdanie, gdyż nie stanowią one dla niej zagrożenia militarnego. Jednak faktem jest, że Europa i Ameryka Północna to dwa ugrupowania geopolityczne, które mają najwięcej wspólnych wartości i interesów.
„Absurdalny spektakl przewodniczącego Rady Europejskiej i przewodniczącego Komisji Europejskiej domagających się oddzielnych spotkań z Joe Bidenem podczas ich podróży do Waszyngtonu pokazuje, że wciąż mamy przed sobą długą drogę” – wyjaśnia Tertrais. Więź między Stanami Zjednoczonymi a Europą może zostać zerwana jedynie, gdyby pojawił się w USA hipernacjonalistyczny prezydent. „Wystarczyłby jeden tweet, by rozbić NATO” – mówi.
Przeczytaj także:
- Zachód stracił kontrolę nad światem
- Kiedy będzie trzecia wojna światowa?
- „Powrót geopolityki”, czyli jak podziały wywołane rosyjską inwazją zmieniają gospodarcze oblicze świata – pisze „Telegraph”
Ta wojna światów nie skończy się szybko. Trzeba liczyć się z tym, że potrwa dłużej niż zimna wojna. Jednak Tertrais jest optymistą. „Zachód ma jeszcze kilka niezłych resztek. Ameryka i Europa zawsze będą przyciągać więcej talentów i mózgów niż Chiny czy Rosja. Dolar pozostaje jedyną walutą światową, pomimo wysiłków tych, którzy próbują przełamać jego hegemonię. Supremacja militarna Zachodu jest podważana, ale podstawowe sieci, doświadczenie bojowe i swoboda działania jego sił zbrojnych są trwałymi atutami. Wreszcie, innowacje i wynalazki zawsze będą silniejsze w otwartych społeczeństwach” – podsumowuje rozmówca „Le Figaro”.